sobota, 30 listopada 2013

59. It's crazy, stupid love!

OCZAMI RYDEL
-Potrzebuję pomocy-szepnęłam-Mam białaczkę i został mi rok życia.
Miałam zamiar go wkręcić, żeby sprawdzić, czy jest wart przebaczenia. Gdy w jego oczach pojawiły się łzy, zrobiło mi się Ella żal.
-Oddam ci szpik-powiedział bez wahania.
Objęłam go ramionami i przyciągnęłam do siebie.
-Nie musisz. To tylko żarty-wyjaśniłam.
-Nie dałbym rady bez ciebie żyć, Delly-pocałował mnie w policzek.
-Mimo wszystko... Wróćmy do bycia przyjaciółmi, ok?-spytałam.
-Ok-odparł z wymuszonym uśmiechem.
-To też żart-zachichotałam, pstrykając go w nos-Odwiedzimy Raurę?
-Pewnie. Wskakuj-przykucnął.
Wdrapałam mu się na plecy. Niósł mnie przez całą drogę do szpitala. Cały czas zastanawiałam się nad tym, jaki cel Kelly ma w niszczeniu mojego życia. I tak go nie zepsuje. Ratliff, Marano, Mitchell, Ally, Melody, moi bracia nigdy mnie nie opuszczą. Ja ich też. To właśnie dzięki nim się uśmiecham.

OCZAMI LAURY
-Mam dla was niespodziankę-powiedział Rocky, stając w drzwiach.
Zanim zdążył podejść do nas z Ally, Riker mu ją wyrwał i zaczął tulić. Automatycznie wybuchnęłam śmiechem. Maluch o dziwo nie płakał, ba, patrzył się na wujka z takim umiłowaniem... To słodziutkie!
-Chodź, kruszynko!-powiedziałam, rozkładając ręce.
-Już idę-zaśmiał się Rocky, próbując usiąść mi na kolanach.
Ross w porę go podciął i brunet z hukiem wylądował na ziemi. Riker nawet tego nie zauważył. Był wpatrzony w małą jak w szarlotkę.
-Rikuś... Proszę?
-Ok. Przepraszam-mruknął, podając mi córeczkę-O Dżizys! Jaka sweet minka!
-Jutro cię wezmę do psychologa, co?-zaproponował Ross, unosząc brwi.
-Jutro to ja idę nakupować Ally miśków-odparł beztrosko.
-Wyjdziecie?-poprosiłam stanowczo.
-Muuszę?-jęknął najstarszy, ale w spotkaniu z moim groźnym spojrzeniem złapał Rocky'ego za gacie i wyciągnął z pokoju.
-Wydrzesz mi dziurę!-krzyknął chłopak z dezaprobatą.
Blondasek podszedł do drzwi i zamknął je nogą. Ja w tym czasie zabrałam się za karmienie Ally. Po kilku minutach zasnęła mi w ramionach. Chłopak usiadł obok i pocałował ją w czoło, a mnie w usta.

*17 kwietnia*
NARRATOR
Koło południa Lynchowie byli w domu. Delly cały czas nawijała o tym, że nie może przyzwyczaić się do nowego nazwiska dziewczyn, a Rocky głęboko się zamyślił.
-Wiecie co? Idę na spacer, wrócę przed obiadem-oznajmił, wychodząc na ulicę.
Wpatrywał się w swoje buty, więc nie zauważył przed sobą jakiejś nastolatki. Dopiero, kiedy się zderzyli, podniósł wzrok.
-Przepraszam-westchnął, pocierając obolałe czoło.
-Nic się nie dzieje. Właśnie słuchałam "Ain't No Way We're Goin' Home"-ściągnęła słuchawki i spojrzała na chłopaka-O Boże! Rocky Lynch!
-Ym... Tak. Czyli nie muszę się przedstawiać-wyszczerzył zęby-A ty?
-Alexandra-odpowiedziała dziewczyna-Zawsze marzyłam o tym, żeby cię spotkać.
-To miłe. Może chcesz iść na naleśniki?
-Mówisz serio?
-Czemu miałbym kłamać?
-Ludzie przeważnie mnie okłamują i wyzywają, bo nie należę do najbogatszych. Straciłam rodzinę i wszystko inne w pożarze.
-O matko! Tak mi przykro!
-Nie szkodzi.
-Chodź.
Kilkadziesiąt minut później siedzieli w naleśnikarni opychając się i śmiejąc. Czas mijał szybko, rozmowa szła gładko. Z Maią nigdy się tak nie bawił. Bardzo dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że Alex mu się podoba, ale przecież Mitchell, Melody... Kochał je najbardziej na świecie!
-Może obejrzymy zachód słońca na plaży?-zaproponował.
Po drodze kupił jej różę i zaśpiewał kilka piosenek. Poczuła się naprawdę wyjątkowo. Siedząc na piasku, nie odezwali się nawet słowem. Nagle brunetka położyła rękę na kawałku szkła i z piskiem wpadła w dziewiętnastolatka. Nie wytrzymał. Pocałował ją. To wszystko widziała Maia, która szła z Melody do sklepu. Po jej policzkach pociekły łzy, ale raptownie je starła. Pewnym krokiem podeszła do pary.
-Patrz, córeczko-wskazała na Rocky'ego-Twój pieprzony tatuś właśnie mnie zdradza z jakąś laską, a za chwilę będzie się kretyn tłumaczył.
Biedna dziewczynka oderwała się od niego i spojrzała zdezorientowana na Mitchell.
-Maia... Ja...
-Masz córkę? Czemu nie powiedziałeś?! W życiu bym do tego nie dopuściła! Na pewno jest im przykro!-pisnęła jego fanka.
-Nie przejmuj się, kochanie-uspokoiła ją dwudziestolatka-Nie mam ci tego za złe. Chcesz potrzymać Melody?
Młodsza pokiwała głową i wzięła niemowlaka na ręce. Brunetka zacisnęła dłoń w pięść i z całej siły walnęła swojego ukochanego w oko.
-To już drugi raz! Zdradę z Van wybaczyłam, ale teraz nie mam zamiaru. Chodź, zrobimy sobie babski wieczór-zaproponowała nieznajomej.
-Maia... To była chwila!-krzyknął, odchylając głowę-Kocham cię!
-Jest żałosny-szepnęła skrzywdzona-Wmawia mi to, kiedy tylko coś schrzani. Ale skoro kocha, to czemu rani?

----
Huhu. Jeszcze sporo się stanie, zanim wszystko na powrót ułoży. Rocky'ego w następnym rozdziale postawią przed poważnym dylematem, a Rikessa przeżyje pierwsze załamanie od czasu ślubu. Prawdziwa miłość zwycięży? Może. Tymczasem Raura... ;)

piątek, 29 listopada 2013

58. Of course!

OCZAMI ELLINGTONA
Czułem się okropnie. Teraz nie ma co liczyć na szczęśliwe życie z Rydel. Jeśli się załamie... Przypomniałem sobie jej spojrzenie w dniu, w którym ją postrzelono. Już drugi raz ją tak zraniłem.
-Masz zniknąć z jej życia raz na zawsze, rozumiesz?-syknąłem do Voosen.
-Nie musiałeś jej zdradzać. Oddałabym dzieciaka i bez tego. Po prostu pokazałeś, jaki jesteś wierny-zaśmiała się i odeszła.
Usiadłem na ziemi i bezradnie wpatrywałem się w odchodzącą Delly. Nie mogę tak łatwo odpuścić. Pędem ruszyłem za nią.
-Hej, Ryd. Nienawidzisz mnie, ale ja cię kocham jak nikogo innego. Możesz mnie wyzywać, bić i tak dalej, ale nic tego nie zmieni. Jak już mamy się nigdy nie spotkać, to przynajmniej wiedz, że żyję tylko dla ciebie. Jesteś dla mnie najważniejsza. Musiałem to zrobić, żeby Raura odzyskała Ally-powiedziałem szybko.
-Liczysz na to, że nazwę cię bohaterem, weźmiemy ślub i urodzę ci czwórkę dzieci? To głupie. Wiesz, co czuję? Moje serce jest całkiem złamane, a świat się zawalił. Dziękuję-wysyczała-Odejdę z zespołu, przeprowadzę się, poznam kogoś...
Pierwsza łza, jaka skapła z jej policzka, wylądowała na mojej ręce.
-Delly... Może nie pamiętasz, ale... Bawiliśmy się kiedyś w piaskownicy-zacząłem, a ona podniosła wzrok-No i zgodziłaś się wtedy za mnie wyjść. Powiedziałaś, że wybaczysz mi wszystko-zaśmiałem się.
-Ja tak mówiłam?-spytała z niedowierzaniem.
-Tak.
-No popatrz, jaka głupia byłam-wycedziła przez zęby.
-Proszę...-szepnąłem-A wtedy, kiedy dziewczyny śmiały się, że nie masz z kim iść na imprezę i na lekcji obciąłem jednej włosy? I poszłaś ze mną.
-Mogłam sama, ale się uparłeś.
-Tak jak ty teraz-mruknąłem-A jak chłopak cię wystawił i mu przywaliłem?
-Nie musiałeś.
-A jak umierałaś na chodniku? Nikogo innego przy tobie nie było.
-Miałbyś problem z głowy. Spadaj, Kelly czeka!-walnęła mnie pięścią w klatkę piersiową, wybuchając płaczem.
Skuliłem się z bólu, ale nie pozwalałem jej odejść.
-Delly, jesteś dla mnie wszystkim! Po co mam żyć bez ciebie?
-Na takie teksty mnie nie wyrwiesz. W internecie znalazłeś, czy babcia ci powiedziała?
-Babcia-zaśmiałem się.
Na jej twarzy też pojawił się cień uśmiechu.
-Ryd...-nagle wpadłem na pomysł.
Złapałem za jej naszyjnik i złączyłem z moim. Teraz przynajmniej się nie wyrwie.
-Po prostu go ściągnę.
-Śmiało-parsknąłem-Jeśli mnie nie kochasz, to ściągaj.
Minuty mijały, a ona nic nie robiła.
-Czyli...?-zacząłem z nadzieją.
-Kocham, wiesz o tym. Ale wiesz też, że nie chcę cierpieć. Nie pozwolę się krzywdzić.
-Ok, ale nie będzie cię boleć to, że będziesz beze mnie?-dociekałem.
-Najbardziej, ale nie chcę być z tobą.
-To chore-stwierdziłem-Masochistka.
-Sam jesteś chory! Jestem dla ciebie wszystkim, a całujesz byłą.
-Chcesz się przytulić?-rozłożyłem ramiona.
-Na ciebie nie da się złościć-posłała mi uśmiech-Albo jednak da.
Rozczepiła naszyjniki i ruszyła w stronę domu, po drodze upadając. Automatycznie podbiegłem i podałem jej rękę. Z moją pomocą stanęła na nogi. Może nie wszystko jest skończone?

----
Tego chyba nie prędko się dowiecie ^^ Taki jeden rozdział jedynie o Rydellington. Chcecie Raurę czy ich rozdzielić?

Happy Birthday Lau! :)

Dzisiaj są urodziny naszej kochanej Laury. Z tej okazji z paroma Lauratics przygotowaliśmy filmik i o 18 na twitterze robię akcję:
#HappyBirthdayLauFromPolishLauratics

Oto i filmik:
http://www.youtube.com/watch?v=i235oUrHCEM&feature=youtu.be

środa, 27 listopada 2013

57. Where's Ally, guys?

*16 kwietnia*
NARRATOR
Laura od kilkunastu minut odchodziła od zmysłów. Poraz karmienia minęła już dawno, a po jej córeczce nie było ani śladu.
-Spokojnie! Przecież nie wyparowała-powiedział Ross.
W odpowiedzi brunetka zmierzyła go morderczym spojrzeniem. Kiedy w drzwiach stanął lekarz, złapała go za rękę.
-Państwa dziecko zniknęło. Prawdopodobnie ktoś je porwał.
W blondynie się zagotowało. Gwałtownie poderwał się na nogi i przyparł mężczyznę do ściany.
-Jak mogliście zgubić Ally? Trzeba być kompletnym debilem!-wydarł się.
-Uspokój się!-Lau przyciągnęła go za szlufkę od spodni-Trzeba to zgłosić na policję.
-Co zgłosić?-spytał z zaciekawieniem Riker, który właśnie wszedł do sali.
-Ally porwano-wytłumaczył jego młodszy brat.
-Żartujesz? Ross, nie rób sobie jaj! Jeśli ktoś skrzywdzi moją kruszynkę...-zaczął.

Jakiś czas później wiedzieli o tym wszyscy, włącznie z Maią i Ellem. Biedny chłopak miał podejrzenia co do sprawcy, więc ruszył w kierunku domu Kelly. Drzwi były zamknięte, więc zadzwonił dzwonkiem. Otworzyła je uśmiechnięta brunetka z maluchem na rękach.
-Posrało cię?-wydarł się dwudziestolatek-W tej chwili oddaj mi Allyson!
-Jeśli coś dla mnie zrobisz-odparła.
-Zrobię wszystko.
-Zadzwonisz do Rydel i poprosisz ją o spotkanie w parku. A tam mnie pocałujesz i wyznasz miłość. Powiesz, że jest naiwna.
-Cholera, nie!-warknął.
-Więc jej nie oddam. I nawet nie próbuj wyrwać. To, że Carter jest w poprawczaku nie znaczy, że nie mam pistoletu w domu.
Gdyby nie chodziło o dobro dziecka... Kochał Delly najbardziej w świecie. Widział, w jakim była stanie. Nie chciał jej krzywdzić po raz drugi. Szlag by trafił te małpy!
-Ok. Zrobię to, jeśli najpierw Rocky zabierze małą.
-Spoko. Dzwoń do niego, a potem do swojej ukochanej.
Bez wahania wybrał numer do przyjaciela. Ten odebrał po kilku sygnałach.
-Pod domem Voosen. Teraz!-krzyknął do słuchawki i rozłączył się.
-Come on, Ratliff-pogoniła go.
Niechętnie wyszukał Ryd w kontaktach.
-Co się dzieje?-spytała przejęta Blondi.
-Spotkajmy się w parku za dziesięć minut-wykrztusił.

OCZAMI RYDEL
Niezby wiedziałam, o co mu chodzi, ale skoro chce się spotkać... Czemu nie? Może znalazł Allyson? Wyszłam z domu i pędem skierowałam się w stronę miejsca, w którym miał czekać Ellington. Gdybym wiedziała, co tam zobaczę... Stał oparty o drzewo, a obok niego Voosen. Spojrzał przepraszająco w moim kierunku, po czym wpił się w usta Kelly.
-Ryd jest naiwna. Kocham tylko ciebie-te słowa złamały mi serce.
Słone łzy pociekły po moich policzkach. Nie wybaczę. Nigdy!
-Ufałam ci. Kochałam. Zawsze byłam obok-wypaliłam z bólem-Nie chcę cię więcej widzieć!
Nic nie miało już sensu. Dwa razy mnie skrzywdził, to za dużo. Nie dam rady...

wtorek, 26 listopada 2013

56. Welcome to the world, Allyson!

Dla Gabi, Weroniki i wszystkich czytelników <3

NARRATOR
Dziewczyna złapała chłopaka za ramię i przyciągnęła do siebie.
-Trzeba to zrobić. Dla Lau, Ally i Rossa-szepnęła, obejmując go.
-A odbierałaś kiedyś poród?-spytał z nadzieją.
-Nie, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz-odparła z rozbrajającym uśmiechem.
Przez najbliższą godzinę ze stoickim spokojem wykonywali polecenia lekarza, ale wraz każdą następną rósł ich niepokój. Rocky zemdlał, gdy tylko zobaczył krew. Za to Ross i Riker dzielnie trwali przy brunetce. Vanessa szalała ze strachu i po pewnym czasie jej mąż musiał wziąć ją na kolana i głaskać po włosach. Zawsze od tego usypiała, tym razem było inaczej.
-PRZYJ!-wydarł się Ell w pewnym momencie, na co reszta zmierzyła go pobłażającym spojrzeniem.
Po sześciu godzinach Maia wydała Melody na świat. Rocky zdążył się wybudzić i jako pierwszy wziął córeczkę na ręce. Była bardzo do niego podobna. Lekarz proponował Mitchell zamianę sali, ale się nie zgodziła. Chciała cały czas być przy przyjaciółce.
-Może panią zmienię?-zaproponował mężczyzna.
-Zaczęłam, to skończę-odpowiedziała pewnie.
Mijały minuty i w końcu zaczęła pojawiać się główka Ally. Laura ściskała rękę Blondaska tak mocno, że zrobił się cały czerwony. Jego brat tak samo. Ostatecznie poród skończył się po SZESNASTU godzinach. Wycieńczona brunetka spojrzała na swoją śliczną kruszynkę.
-Mogę?-spytał się Ross swojej siostry.
-Pewnie. Gratuluję, braciszku-uśmiechnęła się, siadając na ziemi.
-Dobra robota-pochwalił ją Ell.
Osiemnastolatka przepełniało nieopisane szczęście. Jego malutka córeczka była tak podobna do Rydel i Laury! Oczy akurat miała po nim. A charakter... to się zobaczy.
-Witaj na świecie, Allyson-szepnął do wyjącego w niebogłosy dziecka.
-O BOŻE! Dajcie ją! Dajcie!-krzyknął Riker.
Ness od dawna nie spała. Teraz śmiała się z ukochanego, który wprost wyrwał malucha blondynowi.
-Jezu, jaka cudna!-stwierdził, wychodząc za drzwi-Ludzie! Mam bratanicę!
Wszyscy siedzący w korytarzu spojrzeli na niego jak na wariata. Van zrobiła facepalm.
-Chodź tu, głupku! Pozwólcie Lau potrzymać własne dziecko!
Zachwycony Rik niechętnie oddał dziewczynkę. Był w niej tak zakochany jak sam tata.
-Malutka... Nie mogłaś szybciej?-zaśmiała się młoda mama, tuląc Ally.
-Najlepszy prezent ślubny-szepnął najstarszy z Lynchów.
-Najlepszy prezent urodzinowy-dodał Ratliff.
-Dwa najlepsze prezenty w życiu-skwitował Ross, siadając obok ukochanej.

*15 kwietnia*
Rossy całą noc siedział przy obolałej Laurze. Z samego rana, gdy tylko przyszła pora na karmienie, wziął córeczkę na ręce i zaczął jej śpiewać, budząc przy tym żonę.
-Jak się czujesz?-spytał, podając jej niemowlaka-Mam iść?
-Nieźle-odpowiedziała z kwaśnym uśmiechem, siadając i odbierając od niego Ally-Jeśli chcesz. Nie przeszkadza mi twoja obecność.
-W takim razie zaraz wrócę-odpowiedział jej zawadiackim uśmiechem.
Szybkim krokiem opuścił salę. Zajrzał na chwilę do Mai, która całowała się z Rocky'm więc jedynie pomachał z progu na powitanie. Dojście do kwiaciarni w parku zajęło mu zaledwie kilka minut. Wybrał przeogromny bukiet róż ułożonych w serce. Specjalnie dla jego Laurusi. W drodze powrotnej słuchał "Words". Wstąpił też do sklepu z zabawkami po dwa małe misie dla dziewczynek. Najpierw podarunek dał Melody i dopiero potem wszedł do sali, w której leżały dwie brązowookie ślicznotki.
-To dla was-oznajmił, wręczając im prezenty.
Malutka dotknęła puchatej przytulanki i zrobiła taką minę, jaką ma Riker, gdy czuje szarlotkę. Blondasek uwiecznił to na zdjęciu w telefonie by później pokazać bratu.
-Paatrz!-rozczulił się, łapiąc ją za drobną rączkę.
-Dziękuję-Lau podała mu Ally, a sama schowała nos w pięknych kwiatach.
Po sekundzie do pokoju wpadły Vanessa i Delly. Na widok bukietu spojrzały po sobie i dwukrotnie uniosły brwi, wybuchając śmiechem. Oczywiście zaczęły zasypywać nastolatkę masą pytań.

----
Spokojny i krótki, ale jest. A w następnym... Huhu, co tam się będzie działo! :3

poniedziałek, 25 listopada 2013

55. Always? Yes. Always.


OCZAMI RIKERA
-Boję się-szepnąłem do Rossa.
-Stary! Czego? Mamy dwie najlepsze dziewczyny na świecie, które chcą być z nami do końca życia!-odparł z uśmiechem.
-Boję się, że coś spieprzę!-krzyknąłem w panice, łapiąc go za ramiona.
-To nie pieprz. Pamiętaj, że od pełni szczęścia dzieli cię kilkadziesiąt minut.
Podziwiam go za tą beztroskę, serio. Niby wszystko jest dopięte na ostatni guzik, dziewczyny poprowadzą Rydel i Rocky, ale to nic nie zmienia. Co, jeśli skrzywdzę Vanessą? Kocham ją jak wariat! Nie chcę żeby cierpiała!
-Bro, będzie dobrze. Jesteś świetny i bardzo cię kocham-poklepał mnie po plecach.
Ksiądz stanął obok nas, rozbrzmiała muzyczka jak z komedii romantycznej, a ławki zaczęły zapełniać się od ludzi. Babcia, dziadek, Ryland, Raini, Calum, mama, tata, wszystkie ciotki i wujkowie, dalsza rodzina Marano. Do naszego kochanego braciszka przyczepiła się jego ulubiona. Haha. Współczuję mu. Nagle zobaczyłem Rocky'ego i Delly trzymających pod ramię dziewczyny. Wyglądały bosko! Lau i Blondi wymieniły ze sobą uradowane spojrzenia, a brunet pogłaskał Nessę po policzku. Kiedy wreszcie stanęły przy nas, myślałem, że oszaleję. Do tego jestem pierwszy i zapomniałem dać księdzu formułki! Osz, cholera jasna!
-Czy ty, Rikerze Anthony Lynch, bierzesz sobie Vanessę Nicole Marano za żonę i ślubujesz być jej zawsze wierny, w zdrowiu i chorobie, pomagać w sprzątaniu...?-próbował żartować i jeszcze coś mówił, ale zatonąłem w jej pięknych oczach.
W rezultacie nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Genialnie! Stałem jak ten słup soli, a Vanessa patrzyła na mnie z niepokojem.
-I don’t know what you’re up to
But baby I see me and you
Walking round through the town
always
We can sail around the sea
No one else just you and me
Lay in the sand holding hands
Always
‘Cause I’ll wait so long for you
To tell me you love me too
I hope I’m not too late
To see your face
To tell the time
Stop asking questions and make up your mind
Let me take you out
Baby don’t be shy
Just come with me darling and we can fly
Wherever you wanna go
And I’ll always hold you close
Always
Girl I’m yours forever more
My friends may ask but I am sure
I’ll be right here for you my dear
always
No one can keep me away
I’m for real I'm here to stay
I’ll be your man understand
always
‘Cause I waited so long for you
To tell me you love me too
I hope I'm not too late
To see your face
To tell the time
Stop asking questions and make up your mind
Let me take you out
Baby don’t be shy
Just come with me darling and we can fly
Wherever you wanna go
And I’ll always hold you close
Always
I’ll be everything you need
My love is so strong
Don’t pretend like you don’t know
I’ve been here all along
Girl I’ll wait so long for you
To tell me you love me too
I hope I’m not too late
Girl I promise I will wait
To see your face
To tell the time
Stop asking questions and make up your mind
Let me take you out
Baby don’t be shy
Just come with me darling and we can fly
To the stars
We’ll be all alone
No one can catch us
‘Cause no one knows
I’ll be your guy
You’ll be my girl
We’ll fly away all over the world
If there’s one thing you should know
That I’ll always hold you close
Always-zaśpiewałem.
-Oo, czyli jednak zapomniałeś tekstu-zaśmiał się mężczyzna-Ale dziewczyna zachwycona. Kontynuujmy. Czy ty, Vanesso Nicole Marano...?
-Tak!-krzyknęła, wpijając się w moje usta.
-Ona za to bardzo konkretnie-stwierdził, a nasze rodziny wybuchnęły śmiechem.
Założyliśmy sobie obrączki na palce.
-Czy ty, Rossie Shor Lynch, bierzesz sobie za żonę Laurę Marie Marano i ślubujesz jej...?
-Wherever we go yeah
It's crazy stupid love
Never cared about my
Stupid hair for you
Came into my life babe
I would have never seen
That my eyes were green
'till I lay them right on you babe
Won't you come and stay awhile
Electrified you blow
My mind in every single way
Ahhhhh
Wherever we go yeah
It's crazy stupid love
I'm loosing all control. Ooh
Wherever it takes baby
It's crazy stupid love
I feel it throught your bones. Ooh
We got that
Crazy stupid love
People say that chicks
Will make you do
A crazy thing or two
But I don't care
What people say
'cause you. Ha
Youu
Make me fell like
I can fly
Electrified you blow
My mind in every single way
Ahhhhh
Wherever we go yeah
It's crazy stupid love
I'm loosing all control. Ooh
Wherever it takes baby
It's crazy stupid love
I feel it throught your bones. Ooh
We got that
Crazy stupid love
We got that
Crazy stupid love
I've seen the way
you've been shining lately
Put your hands all up on me baby
The way that you're moving makes me say. Woah
I've seen the way
You've been shining lately
Put your hands all up on me baby
The way that you're moving makes me say. Woah
Ahhhhh
Wherever we go yeah
It's crazy stupid love
I'm loosing all control. Ooh
Wherever it takes baby
It's crazy stupid love
I feel it throught your bones. Ooh
Wherever we go
Crazy stupid love
Wherever we go
Crazy stupid love
Wherever we go
Crazy stupid love
Wherever we go
Crazy stupid love
Wherever we go
Crazy stupid love
Wherever we go
Crazy stupid love
Wherever we go-wyśpiewał Blondasek.
-Oryginalni jesteście-westchnął Ksiądz-Czy ty, Lauro Marie Marano, bierzesz sobie za męża Rossa Shora Lyncha i ślubujesz mu zawsze...?-wytrwale klepał formułkę.
-Zawsze? Tak. Zawsze-odparła, całując namiętnie osiemnastolatka.
Oni również wsunęli sobie nawzajem pierścionki na palce. Wszyscy zaczęli bić brawo, sypać płatki kwiatów i inne rzeczy. Wyszliśmy przed kościół i w czwórkę wsiedliśmy do białego samochodu przystrojonego balonami i różowymi kwiatami. Czas podpisać papierki w urzędzie.
*14, sala weselna*
W końcu dotarliśmy z naszymi żonami na miejsce. Wiedziałem, że są szczęśliwe. Ja i Ross też byliśmy. Nie da się opisać, jak bardzo. Na powitanie Rocky zagwizdał.
-Chodźcie tu! Muszę was przytulić!-krzyknął.
Mieliśmy w piątkę, ale ostatecznie dołączyła się cała reszta.
-Wyglądasz w garniaku jak debil-zażartował dziewiętnastolatek.
-Ciekawe, jak ty będziesz-odgryzłem się.
Potem było składanie życzeń, prezenty i nareszcie tańce. Na pierwszy ogień panie poszły machać nogami, a i tak wygrał Ell. Delly pokładała się ze śmiechu na podłodze. Następnie puścili wolnego. Wstałem z krzesła i podałem Nessie rękę. Wyszliśmy na parkiet o zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. Raura była tak do siebie przylepiona, jakby ich Super Glue polali. Nagle w drzwiach stanęły siostry Voosen. ONE ZAWSZE SIĘ MUSZĄ WESRAĆ, NO! CO ZA CHAMY! Lau na ich widok całkowicie pobladła.
-Wody mi odeszły!-wrzasnęła po chwili.
Wszyscy zamilkli. Nikt nie miał przy sobie jej rzeczy ani nie był przygotowany. To dopiero koło 36 tygodnia! Szybko się zebraliśmy i pomogliśmy jej wsiąść do samochodu. Sekundę po tym podbiegli do nas Rocky i Rydel. Maia stała za nimi i ciężko oddychała.
-Ona też!-krzyknął przerażony chłopak.
-A dacie radę jechać z Ellingtonem?-spytałem.
-Tak-odpowiedziała Ryd.
Pięć minut wystarczyło na wyruszenie.
-Będziecie ze mną?-spytała wystraszona Lau, ściskając rękę Rossa.
-O ile nas wpuszczą, to tak-uśmiechnąłem się.
W szpitalu poszło sprawnie. Ross załatwił wózek, ja lekarza. Całą grupą wylądowaliśmy na porodówce. Ja, Rossy, Vanessa, Rocky, Rydel, Ryland, rodzące i Ratliff. Jedną dłoń osiemnastolatki trzymałem ja, drugą jej mąż. Ness zaczęła płakać i histeryzować.
-To wcześniak, ale donoszony-próbowałem ją uspokoić.
Obok Mai stali Rocky i Ryland. Jak się po chwili okazało, był jeden lekarz na ten cholerny szpital!
-Jaja sobie robisz?-warknąłem do gościa-Co to ma być, do cholery jasnej?!
-Spokojnie, bo pana wyproszę. Nie ma nikogo więcej.
-Ja odbiorę poród Lau-zaoferowała Delly-A Ellington mi pomoże.
-Chyba nie ma wyboru-westchnął mężczyzna.
----
To będzie chyba najbardziej emocjonujący rozdział XD Do tego Rikuś się porządnie namyślał XD Ciekawe, ile komentarzy zarobi :3

R5 w Proximie! <3

niedziela, 24 listopada 2013

54. Wow, girls! You look so hot!

*29 grudnia*
OCZAMI ROSSA
Obudziła mnie Lau, która okrakiem usiadła mi na klatce piersiowej.
-Mam dla ciebie niespodziankę z okazji urodzin. Ale to później.
-A buziaka dostanę, kwiatuszku?-spytałem z nadzieją.
-Pewnie-pocałowała mnie delikatnie-A teraz chodź.
Zbiegliśmy po schodach na dół, gdzie czekali wszyscy, którzy są dla mnie ważni. Przez najbliższe kilka godzin jedliśmy tort, rozpakowywałem prezenty, bawiliśmy się. Potem Lau mrugnęła do nich porozumiewawczo i wyciągnęła mnie przed dom.
-Mam dla ciebie piosenkę. Słuchaj.
Rozbrzmiał jej czysty głos, którego uwielbiałem słuchać. Słowa były piękne, idealnie dopasowane. Utopiłem się w jej czekoladowych, radosnych oczach.
-Awww, to słodkie-mocno ją przytuliłem, kiedy skończyła śpiewać-Jest cudna! Dziękuję.

*Pierwszy dzień ferii (nie wiem, który to XD)*
NARRATOR
Lynchowie, siostry Marano, Ell i Maia z hukiem otworzyli drzwi obu samochodów.
-Śnieeeeeeg!-wrzasnęła chórkiem Raura.
Ross wyszedł z samochodu, a jego dziewczyna wskoczyła mu na plecy. Trzeba przyznać, że wyjątkowo niewiele przytyła, ba, nie wyglądała na ciężarną.
-Rikeeer!-pisnęła Vanessa-Auu! Boli!
Dwudziestodwulatek zepchnął Rocky'ego z jej kolan, a ten z kolei wyleciał na ulicę. Ratliffowi, Rydel i Mitchell przypadło noszenie bagaży. Reszta była zbyt zaabsorbowana ilością białego puchu. Całe przedstawienie oglądali ich dziadkowie. Byli zaskoczeni ilością gości, w końcu trójki z nich nie widzieli nigdy.
-Babcia robi świetne ciasteczka! Chodź!-Blondasek pociągnął Lau za rękę, omal nie wpadając w drzwi w drodze do domu-Czeeść!
-Hej, wnuczku!-dziadek przybił mu żółwika-Co to za śliczna młoda dama?
-To jest Laura, moja narzeczona-odrzekł z dumą, kładąc rękę na brzuchu brunetki-A tam siedzi Ally, nasza córeczka.
-Będziemy mieli wnusię? To świetnie!-odparli starsi.
-Przynajmniej wy się cieszycie-mruknął Ross, całując brązowooką w policzek.

*11, kuchnia*
-Rocky, chcesz mi pomóc?-krzyknęła pani Lynch.
-Ooo, pewnie!-pojawił się w kuchni w ułamku sekundy-Daj kawałek!
Kobieta pogłaskała go po głowie i zaśmiała się. Ciasto schowała do lodówki, żeby nastolatek wszystkiego nie zjadł.
-Może byś się umówił z tą Maią?-spytała-Taka miła i ładna!
Mitchell w tym czasie stała za drzwiami i dusiła się ze śmiechu. Rocky przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć.
-Eee, głupia jest!
-No hej!-krzyknęła dziewczyna, wsypując się.
-Wiesz, że cię kocham!-zapewnił, spoglądając zaraz na zdezorientowaną babcię-Jakby to ująć... Nie tylko Jersey (tak czasem mówią na Rossa - od autora) zostanie tatą.
-Riker też?
-Nie-westchnął-On i ja. A Rik ma Vanessę, to ta szatynka. Biorą ślub. Chyba w kwietniu.
-Nie za młody jesteś na dzieci?
-Dzięki, babciu. A Ross? Jest młodszy!
-Ale mądrzejszy też.
-To daj to ciasto przynajmniej-powiedział, obrażony.
-Kawałek! Wyjmij sobie.
Opuściła pomieszczenie, do którego po chwili weszła Maia.
-Nie martw się. Ja ciebie kocham. Najbardziej na świecie-posłała mu słodki uśmiech.
Brunet bez wahania pociągnął ją na kolana i czule pocałował. Przestali dopiero po kilku minutach, bo ktoś zaczął wołać ich do salonu.

*kilka dni potem*
Wszyscy miło spędzali czas u dziadków Lynchów. Codziennie ciasteczka, domowe kompoty, palenie w kominku, zapach imbiru i pomarańczy. Czego chcieć więcej? No, może bitwy na śnieżki. Z samego rana młodzi wskoczyli w kombinezony i kurtki i pobiegli nad jezioro. Ross kurczowo trzymał Lau z obawy, że lód pęknie i dziewczyna wpadnie pod wodę. Za to Riker niczym się nie przejmował. Stanął na tafli i zaczął wpatrywać się w zaspę przed sobą. Nagle z całym impetem wleciała w niego Nessa. Dziewczynę złapał Rocky, ale pod chłopakiem wszystko się załamało, kiedy wyrył. Zniknął pod wodą. Reszcie serce podskoczyło do gardeł, a Van zaczęła się szarpać i krzyczeć. Na szczęście blondyn po dwuch minutach wynurzył się na powierzchnię. Ross wyciągnął go na pewny grunt i poklepał po plecach.
-D-dzię-k-ki-wypalił najstarszy, plując lodowatą cieczą.
Przerażona szatynka przylgnęła do niego i oddała trochę swojego ciepła.
-Zejdę przy tobie na zawał-szepnęła.
Tą słodką chwilę przerwał pisk Mai, na którą spadł Ellington.
-Czemu lecisz na moją dziewczynę?-zaśmiał się Rocky, podając mu rękę.
-Właśnie, Ratliff-dodała Delly, chichocząc.
-Mam dziurę w gaciach-jęknęła Australijka.
-Oddać ci moje?-zaproponował rówieśnik Rydel.
-Śmieszne, Ell-burknęła Mitchell, podnosząc się.
-Ja wiem-odpowiedział beztrosko.
Nagle rozległ się kolejny pisk, tym razem należący do Lau.
-This is Sparta!-wrzasnął Ross, ciskając śnieżkami w dziewczyny.
-Ja ci dam Spartę!-odparła jego narzeczona, wskakując mu na plecy.
Kilka godzin później walka się rozkręciła, a rodziny podzieliły się na dwie grupy. Spartan tworzyli Raura i Rikessa, a Ateńczykami byli Rydellington i Raia. Ryland działał sam. I tak wygrywał pierwszy zespół, zdecydowanie najbardziej zgrany. Chłopcy atakowali z drzew, a laski zza krzaków. Najczęściej obrywał Rocky, bo nie chciało mu się zmieniać położenia.

*14 kwietnia*
-Laura...?
-Tak?-spytała dziewczyna, przeczesując palcami włosy Vanessy.
-Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa.
-Awww. Ja nie muszę mieć nadziei, bo Ty też na pewno będziesz. Riker to wspaniały facet.
-Potwierdzam-dodała jego siostra.
Laurze zrobienie fryzury siostrze zajęło koło godziny. Potem zamieniły się rolami. Wreszcie nadszedł tak długo wyczekiwany przez nie dzień. Miały razem wziąć ślub z miłościami ich życia. Nie wiedziały jednego - że raz na zawsze zapamiętają tą datę. Teraz jednak Rydel zajmowała się ich makijażem. Nie był przesadny. Po prostu wszystkie trzy twierdziły, że lekki wystarczy. Białe suknie wisiały na wieszakach i czekały na siostry Marano. Ubrały je z pomocą przyjaciółki.
-Boże, jak wy pięknie wyglądacie!-stwierdziła Delly, tuląc je.
-Dzięki-odpowiedziały równo.
-Idziecie? Rik i Rossy czekają w kościele-spytał niecierpliwie Rocky, stając w drzwiach-WOW! Gorąco, laski!-zagwizdał z aprobatą.

----
Taak, wiem. Duży przeskok. Ale za to będziecie mieć mega wydarzenie w nexcie. :3 Do tego zaznaczam, że pod żadnym pozorem nie mam zamiaru kończyć bloga. Od teraz będzie się działo, a takie przynajmniej mam plany! :D

piątek, 22 listopada 2013

53. Rocky, you are so stupid! Like donkey!

NARRATOR
Lekarze właśnie zajmowali się Rydel, która z każdą chwilą traciła coraz więcej krwi. Ell zaproponował oddanie swojej, w końcu mieli identyczną grupę. Po paru godzinach pozwolili mu do niej wejść. Leżała nieprzytomna na szpitalnym łóżku, podpięta do kroplówki i jakichś kabelków. Usiadł obok, wbił wzrok w jej bladą twarz.
-To moja wina-przyznał ze smutkiem.
-Nie obwiniaj się-odezwał się Riker-Chciałeś dobrze.
-Skąd ty tu...?
-Lekarz do nas dzwonił-wytłumaczył, podchodząc do siostry-Dziękuję.
-Nie ma za co. Chcę ją ratować, Rik. Jest całym moim życiem, rozumiesz?
-Tak jak dla mnie Nessa-odparł, uśmiechając się lekko.
-Ty moim też-szepnęła Ryd.
Chłopcy odskoczyli jak oparzeni. Myśleli, że mają omamy, ale tak naprawdę Delly udało się odzyskać świadomość. Otworzyła oczy, mierząc uważnie Ratliffa. Miał ochotę z całych sił ją przytulić.
-Żyjesz!-krzyknął.
-Jak widać-mruknęła-Zostawisz nas samych?
Dwudziestodwulatek pokiwał głową i bez słowa opuścił pokój. Dziewczyna położyła zdrową rękę na ramieniu ukochanego.
-O co ci chodziło z tymi życzeniami?-spytał.
-Jestem w ciąży, Ellington-wytłumaczyła na jednym tchu.
-To... świetnie-wyszczerzył zęby.
Zrobiło jej się lżej na duchu. Chłopak nachylił się i delikatnie ją pocałował. Nagle drzwi się uchyliły. Stał w nich lekarz.
-Przykro mi to mówić, ale straciła pani dziecko.
W jednej chwili cały świat dla biednej Ryd się zawalił. Część jej po prostu umarła. Wybuchnęła głośnym, niepohamowanym płaczem i nawet jej "przyjaciel" nie wiedział, co ma robić.
-Pani Voosen, proszę się...
-VOOSEN?-krzyknął Ratliff.
Rydel na chwilę przestała wyć, wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Czyli nie straciła ciąży? Czyli Kelly albo Carter w niej była?
-Ah, pani Lynch. Przepraszam. Pani nie spodziewa się dziecka, więc...
-Uh, możesz już wyjść?-burknął perkusista, głaskając blondynkę po mokrym policzku.

OCZAMI MAI
Po kolacji ja, Nessa, Ryland, Lau, Ross i Rocky przenieśliśmy się do mojego domu. Męska część grupy stanęła w przejściu.
-WOW!-krzyknęli na widok choinki obładowanej piernikami.
Zamierzałam ich powstrzymać, ale wypruli przed siebie niczym petarda.
-To się głupki zdziwią. Ciastka są szklane-zachichotałam.
Klapnęłyśmy na ziemi koło drzewka i włączyłyśmy piosenki świąteczne. W tym czasie najmłodszy i najstarszy przepychali się, aż brunet nie wpadł w choinkę, która poleciała wprost na Laurę. Na szczęście Rossy ma genialny refleks i w porę odsunął swoją narzeczoną. Rocky za to poślizgnął się i wyrył prosto na rozbitą bombkę, wbijając sobie kawałek szkła w tyłek.
-Auuu!-zawył na cały głos.
-Ty baranie! Ogarnął byś się wreszcie!-wrzasnęłam.
-Wyciągnijcie to!-jęknął.
-Chyba śnisz, ośle!
-Daj spokój! Przecież... mnie kochasz, no.
-Kocham-cmoknęłam go w policzek-Ale weź, fuuuj!
-Oh, ludzie-Ross wywalił oczami i pomógł bratu-To nic wie...
Na widok krwi padł na podłogę. Dobrze, że nie zwymiotował. Wystarczy mi zbieranie potłuczonych ozdób. Albo zwalę to na Rocky'ego. Jak zwykle.
-Dzięki, bro-spojrzał na Rossa, a potem na mnie z wyrzutem.
-Nie umiesz się długo gniewać-wymruczałam.
-Tsa. A szkoda.
-Jesteś kochany. A teraz to pozbieraj, proszę-pocałowałam go.

OCZAMI RYDEL
-Może to i dobrze-westchnęłam-Nie dalibyśmy rady z trójką maluchów.
-To test pokazuje ilość dzieci?-spytał z niedowierzaniem Elluś.
-Niedorobiony jesteś-zachichotałam-Jedno nasze, jedno Raury i jedno Rai.
-Nasze-powtórzył z dumą.
-Nie jaraj się tak-zgasiłam go ze śmiechem.
-Dasz buziaka?-w jego głosie wyczułam nutkę nadziei.
-Nie zasłużyłeś. Przepraszam, ale chcę spać.
-Ok. Nie przeszkadza mi to-odparł beztrosko.
-Ekhem. Ale mi trochę. Będziesz się gapił?
-Już od kilku lat to robię i nigdy ci to nie przeszkadzało-udawał obrażonego.
-To słodkie, ale idź już.
-Proooooooszę!
-Dobra-uległam, przymykając powieki.

OCZAMI LAURY
Poszłam do kuchni po trochę zimnej wody, którą zaraz polałam Rossa. Poderwał się z podłogi niczym oparzony.
-Nic wielkiego, co?-zachichotałam.
-Może już wrócimy do nas i coś obejrzymy?-zaproponował.
-Pewnie-odparłam.
Szybko ubraliśmy kurtki, poinformowaliśmy Nessę o naszych planach i pobiegliśmy do domu. Blondasek zrobił przekąski, a ja w tym czasie znalazłam płytę z "Igrzyskami Śmierci".
-Yay!-pisnęłam, na co zmierzył mnie rozbawionym spojrzeniem-JOSH!
-Mhm.
Usiadłam na kanapie, podkurczając nogi i kładąc głowę na ramieniu chłopaka. Film oglądałam już kilka razy i znałam go niemal na pamięć, więc zaczęłam gadać o tym, co ma być w następnych scenach.
-On jest taki słodki, patrz!-wskazałam na Peetę.
-Nie lubię go-mruknął pod nosem.
-Zazdrosny?
-Nieeee-przeciągał ostatnią samogłoskę, jakby sam nie wierzył w to, co mówi-Trochę.
-Nie przasadzaj. Ty jesteś najładniejszy i ciebie najbardziej kocham.
-Jutro Boże Narodzenie-uśmiechnął się rozbrajająco-Mam dla ciebie prezent.
-Ja...-zaczęłam, ale nie dał mi dokończyć pytania.
-Niespodziankę.
Przed końcem seansu leżałam mu na kolanach, a on śpiewał "Christmas is coming". W pewnym momencie położył rękę na moim brzuchu. Wyszczerzyłam zęby.
-Jak się miewasz, maluszku?-szepnął-Tata cię kocha. Tak bardzo jak mamę.
-Jestem szczęściarą. Dla ciebie mogłabym zrobić wszystko, wiesz?
-Powiedziałbym to samo. Tulimy się?-zaśmiał się, rozkładając ręce.
-Pewnie-utonęłam w jego objęciach.
*25 grudnia*
NARRATOR
3... 2... 1... BUM! Tak, dokładnie o dziesiątej chłopcy z całym imoetem wlecieli w choinkę, omal nie rozbijając bombek.
-Prezenty!-wrzasnęli niczym pięcioletnie dzieci.
Dziewczyny podeszły do tego z większym dystansem. Cały czas zastanawiały się nad tym, gdzie są Rydel i Riker. No i Ellington. O tej porze powinien już rozdzierać papier.
-Nie martw się, Ness. Zaraz przyjdzie!-Lau pocieszała zmartwioną siostrę.
-Mam złe przeczucia, młoda.
W tym momencie w drzwiach stanął Rik z rozłożonymi rękami. Szatynka rzuciła się na niego i pocałowała w policzek.
-Gdzie Delly?
-Um... Z Ratliffem.
-Myślisz, że mnie oszukasz?-spytała, a raczej stwierdziła.
-Taką miałem nadzieję-z zakłopotaniem podrapał się po głowie-W szpitalu. Ell oddał jej krew i ponoć ma być lepiej.
-Oh-westchnęła dziewczyna ze smutkiem-Co się stało?
-Ktoś ją postrzelił. Więcej nie wiem.
Zabrali się za rozpakowywanie swoich paczek. Każdy dostał coś fajnego od osoby, która wcześniej go wylosowała. Tak prezentowały się pary:
Maia - Lau,
Ell - Nessa,
Riker - Ross,
Rocky - Rydel,
Rydel - Ell,
Lau - Riker,
Nessa - Rocky,
Ross - Maia.
-Hej, rodzinko!-krzyknęła Ryd.
Wszyscy skierowali na nią zaskoczone spojrzenia.
-Pozwolili mi wyjść na święta, ale jakby coś się działo...
-Wtedy muszę ją tam z powrotem zabrać-dokończył brunet, sadzając ją na fotelu.
Innego sposobu, jak nosić blondynkę niestety nie było. Policję już zdążyli odwiedzić i zgłosić wszystko, co do tej pory zrobiła Carter. Może ją zamkną i będą mieć święty spokój?
-Znowu jesteście razem?
-Ell?-Blondi popatrzyła mu z nadzieją w oczy.
-A kiedy przestaliśmy?-spytał-O Boże, ciasteczka!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem na widok napychającego się dwudziestolatka. Do południa śpiewali, grali na gitarach. Potem Ross zaprowadził Laurę do ich pokoju.
-Patrz-wskazał palcem na różową kopertę w formacie A4.
Usiadła na łóżku i ostrożnie ją otworzyła. W środku blondyn schował cudowny rysunek.
-To Ally-zgadła-Śliczny!
-Tak ją sobie wyobrażam-wyjaśnił.
-Ja tak samo-zachichotała-Oczy po tobie. Takie szczenięce.
-Hau!
Marano parsknęła śmiechem i aż spadła na podłogę. Po chwili dołączył do niej siedemnastolatek.

-------
Spróbuję narysować Allyson i Melody, chcecie? :D

środa, 20 listopada 2013

52. I need you right here and right now. NOW!


OCZAMI RYDEL
-Jak się czujesz?-usłyszałam głos Rikera.
-Wprost genialnie-odparłam sarkastycznie-I nie licz na to, że cię wpuszczę.
-To sobie postoję pod drzwiami.
-To stój. Znam cię dwadzieścia lat i wiem, że zaraz pójdziesz. Wystarczy, że poczujesz jabłka.
Nagle na moim oknie rozbił się balon z wodą. Wrzasnęłam na cały regulator. Zupełnie, jakbym zobaczyła ducha.
-Rydel? Rydel! Co jest?-w głosie blondyna słyszałam troskę.
Zaczął walić pięściami w drzwi i szarpać za klamkę, która w końcu odpadła.
-Uspokój się, Rik! Jak mam teraz wyjść?
-Zawołam...-nie dokończył.
-Ellingtona. To chciałeś powiedzieć.
-No tak. Tylko on zna się na rozwalonych drzwiach.
-Wydrapię wam oczy jak tylko uda mi się wydostać, obiecuję-zagroziłam.
-Lecę po niego. Czekaj chwilę.
-A mam wybór?-warknęłam, wstając z łóżka.
Może to głupie, ale miałam zamiar schować się do szafy. Za wszelką cenę chciałam uniknąć spotkania z Ratliffem. Poza tym niedawno zrobiłam test ciążowy i schowałam go właśnie tam.


NARRATOR
Zrozpaczona dziewczyna wepchnęła się między ubrania i sprawdziła wynik, który z jednej strony ją ucieszył, a z drugiej wywołał płacz. W tym samym czasie dwudziestodwulatek dobijał się do domu swojego przyjaciela.
-Cześć-przywitał do Ell, uchylając drzwi.
-Musisz naprawić klamkę. Delly jest uwięziona w pokoju-wytłumaczył na jednym tchu blondyn.
-Huh. Nawet nie pytam, jak to zrobiliście.
-I dobrze.
Ratliff szybko założył buty i kurtkę. Całą drogę milczeli. Starszy nie miał ochoty wyrzucać Ellingtonowi, że przez niego Rydel cierpi. Wolał siedzieć cicho. Podczas gdy brunet wbiegł po schodach na górę, Rik zabrał się za szukanie potrzebych rzeczy. Śrubokręty i inne pierdółki.
-Delly... Jesteś?-spytał jej rówieśnik.
Odpowiedzi się nie doczekał, ale mimo wszystko wiedział, że nie opuściła swoich czterech ścian. Z drugiego piętra nie wyskoczy, prawda? Udało mu się naprawić klamkę w jakieś pół godziny. Po tym wrócił do rodziny. W końcu Wigilia się zbliżała z każdą chwilą.
*20, dom Lynchów*
Wszyscy siedziedzieli przy stoje wigilijnym, z naładowanymi po brzegi jedzeniem talerzami. Tylko ten należący do Ryd i ten dla niespodziewanego gościa były puste.
-Siostra, zjedz kawałek ciasta!-nakłaniał ją zmartwiony Ross.
W spotkaniu z pełnym bólu spojrzeniem Blondi, zamknął usta. Rozmowa nijak się nie kleiła. Nie mogli wspominać o ślubie Rikessy albo Raury by nie dobić jeszcze bardziej dziewczyny. Jej myśli kręciły się wokół opłatka. To ona co roku chodziła do Ratliffów jako przedstawicielka rodziny. Tym razem pewnie nie będzie inaczej. Najpierw dzielili się między sobą w czym wyjątkowo chętnie uczestniczyła. Potem Rocky zrzucił karpia na kolana Mai, która wybuchnęła śmiechem.
-W nocy wsadzę ci go do gaci-oznajmiła.
-Uh, super-mruknął.
-Delly, idziesz?-spytał najstarszy z piątki rodzeństwa.
-Tak.
Byli zdziwieni jej odpowiedzią, ale nie skomentowali tego. Szybkim ruchem zgarnęła duży opłatek ze stołu i opuściła dom. Nawet nie ubrała na siebie kurtki, jedynie czarne kozaki, bez których nie mogłaby się ruszyć. Na zewnątrz było zimno, dokładnie 6 stopni na minusie. Śnieg nadal padał. Idealne warunki do bitwy. Zatrzymała się przed drzwiami i niepewnie nacisnęła dzwonek.
-Witaj, Rydel! Wejdź proszę, dziecko moje. Kelly i Ell mają dla ciebie zaproszenie na ślub-przywitała ją pani Ratliff.
-J-jaki ślub?-wyjąkała.
-Nie chwalili się?
-Nie-odparła sucho.
Łamanie opłatka z najstarszymi poszło łatwo. Gorzej, kiedy zbliżyła się do niej Kelly.
-Hej, kochana! To dla ciebie-wręczyła jej kopertę, na którą zaraz skapło kilka słonych łez blondynki.
Złożyły sobie życzenia, z obu stron nieszczere. Ryd kierowała się do wyjścia, kiedy poczuła na ramieniu czyjąś dłoń.
-Robię to dla ciebie-powiedział Ellington, odwracając ją twarzą do siebie.
-Daj mi spokój. Życzę ci, żebyś był dobrym ojcem, a teraz zniknij mi z pola widzenia, bo coś ci zrobię-po tych słowach wybiegła na ulicę.
Zaproszenie wepchnęła do kieszeni spodni. Może jej rodzeństwo będzie zainteresowane. Ona na pewno nie. Skręciłs w jedną z ciemnych uliczek, nie zdając sobie sprawy z przyszłych konsekwencji.


OCZAMI ELLINGTONA
-RYDEL!-krzyknąłem najgłośniej, jak tylko umiałem-Wracaj!
-Elluś, co cię napadło? Do rodziny się spieszy!-uciszyła mnie mama.
-Co mnie napadło? Miłość! Nie kocham Kelly! Groziła, że skrzywdzi Rydel i dlatego tu jest. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś się stało mojemu Cukierkowi.
-Jakiemu cukierkowi? Co ty pleciesz?-odkrzyknęli chórkiem wszyscy obecni w pokoju.
-Oj, Kelly, nie udawaj głupszej, niż jesteś. Dobrze wiesz, co czuję do Delly. Specjalnie wysłałaś tego SMSa.
-Nie wiem, o czym mówisz-szepnęła.
-Wypad!-wrzasnąłem, wskazując ręką na drzwi.
-Jest Wigilia!-odparła.
-Gówno mnie obchodzi, co jest! Tam masz drzwi i znikaj stąd!
-Synu, brak mi słów-tata z niedowierzaniem pokręcił głową.
-To pod choinkę kupię ci słownik-warknąłem, wymykając się na ulicę. Od razu ruszyłem w stronę parku z nadzieją, że tam znajdę Rydel.


NARRATOR
Delly spokojnie podążała przed siebie, aż nie zauważyła ciemnej postaci. Przystanęła na chwilę i poczęła się w nią uporczywie wpatrywać?.
-Już mnie zapomniałaś?-syknęła jakaś dziewczyna-Carter Voosen.
-Carter... Voosen?
-Siostra Kelly-wytłumaczyła.
-No to jestem w ciemnej dupie-mruknęła Blondi.
-Bingo, cukiereczku!-zaśmiała się ta psychopatyczna małpa, wyciągając pistoletet.
-O-ou!-jęknęła Delly.
To były sekundy. Sekundy, w czasie których mogła uciekać, ale w głębi duszy wiedziała, że to nic nie da. Siedemnastolatka bez wahania i trafiła w rękę swojej byłej koleżanki. Starsza padła na ziemię, mimo wszystko nie tracąc nawet przytomności. Po tym dumna z siebie Voosen odbiegła.
-Boże, Ellington. Potrzebuję cię tu i teraz. Teraz!-szepnęła Ryd, wybuchając płaczem.
-Jestem tutaj!-krzyknął brunet, stając nad swoją ukochaną.
Póki co nie wiedział, że została postrzelona. Trudno było cokolwiek zobaczyć.
-Mógłbyś zadzwonić po pogotowie?-załkała.
-Cze...-położył rękę na mokrej od krwi bluzce Rydel i gwałtownie odskoczył-Rany boskie! Co ci się stało?
-Dzwoń, błagam.
Wykonał polecenie. Po chwili ratownicy medyczni byli na miejscu. Zabrali przybladłą Lynch do karetki. Ratliffowi pozwolili jechać, bo jednego z nich złapał za nogę i nie chciał puścić.
-Będzie dobrze-starał się pocieszyć dwudziestolatkę.
Podała mu dłoń i splotła jego palce ze swoimi. Dopiero teraz zobaczył, że z jej oczu bije cierpienie. Dla niego i tak były najpiękniejsze. Tak samo białe jak kreda policzki. Tak. Sens jego życia.
-Nie zostawisz mnie, nie możesz.
-Ty mogłeś-wyrzuciła mu, z trudem odwracając głowę.
-Wiesz, że chciałem cię chronić.
-Nic to nie dało.

-----
Przepraszam, ale musiałam. W następnych rozdziałach dużo się wydarzy. Między innymi Rocky znowu odwali coś śmiesznego XD Przy okazji Maia będzie miała niezłą demolkę XD

R5 w Polsce!

Kilka minut temu zakończyło się głosowanie :) Tutaj możecie zobaczyć podziękowania od R5: http://thanks.r5rocks.com/#/

Pierwsza 10 miast:
10. PARIS France 
9. ZAGREB Croatia 
8. CHICAGO United States 
7. LONDON England 
6. SÃO PAULO Brazil 
5. NEW YORK United States 
4. TEL AVIV Israel 
3. SANTIAGO Chile 
2. WARSAW Poland 
1. BUENOS AIRES Argentina

Jesteśmy na drugim miejscu! Już niedługo przyjadą <3

wtorek, 19 listopada 2013

51. Sorry. I can't!


*29 listopada*
NARRATOR
Dzień dla Lynchów i Marano zaczął się równo z wrzaskiem Mai.
-K... urde-zaklęła na cały regulator-Rocky, ty debilu!
Naraz wszyscy zebrali się w salonie. Mitchell stała pod oknem z morderczym spojrzeniem wbitym w Rocky'ego. Chłopak był ubrany w jej ulubioną bluzkę, a do tego zaklinował się w oknie i zerwał karnisz.
-Ja pierniczę! Jak można dwa razy... Uh. Wyłaź, ułomie!-nadal darła się dwudziestolatka.
-To może mi pomożesz?-zaproponował chłodno.
-Wal się! Nie kazałam ci tam wpychać twojej tłustej dupy!
Riker i Ross spojrzeli na siebie porozumiewawczo i złapali bruneta za spodnie.
-Na 3-powiedział Rik z rozbawieniem.
-1... 2... 3...-odliczył młodszy.
Pociągnęli na tyle mocno, że dziewiętnastolatkowi zleciały gacie, ukazując zielone bokserki, ale on sam położenia niestety nie zmienił. Laski padły na ziemię i wybuchnęły niepohamowanym śmiechem.
-Zabiję was!-zagroził Rocky.
-Ciekawe, jak?-zachichotał Blondasek.
W tym momencie do domu wpadł zaaferowany Ratliff.
-Co się stało Delly?-spytał przerażony.
Rydel wczołgała się za kanapę. Była ciekawa obrotu zdarzeń.
-Miała zawał-poinformował Ella najstarszy z braci.
Perkusista zaczął płakać. Zupełnie jak małe dziecko. Wszystkim zrobiło się go żal, a już szczególnie Blondi. Sprytnie przemknęła na drugi koniec pokoju i wskoczyła ukochanemu na plecy.
-Tu jestem!-oznajmiła z powalającym uśmiechem.
-Przestraszyłem się.
-Czemu?
-Bo cię kocham. Tak bardzo, jak nikt inny.
-Awww, Elluś!-pocałowała go w policzek.
-Siostra!-jęknął uwięziony Rocky-Weź mi pomóż!
Postanowili posmarować go masłem i dopiero wtedy szarpać. Udało się. Wszyscy prócz Lau i Mais polecieli na ziemię.
-Huh. Współczuję ci, Ross-stwierdziła Australijka, mierząc ze współczuciem chłopaka leżącego na samym spodzie-Ta świnia ciągle żre, musi trochę ważyć.
-Od razu widać, że się kochacie!-zakpił dwudziestodwulatek.
Po kilku godzinach wszyscy prócz Raury wyruszyli na zakupy, w wiadomym celu. Dziewczyny miały zamiar dać brunetce ciuchy - Delly sukienki, Maia bluzki, a Van rurki, które jej siostra wprost uwielbiała. Niczym burza przeszły przez kilkanaście sklepów, zrywając towary z półek. W tym samym czasie Riker zajrzał do jubilera. Wybrał dla swojej przyjaciółki kolczyki z nutkami, a potem kupił jeszcze największy bukiet kwiatów, jaki tylko udało mu się znaleźć. Ma chłopak gest, co? Rocky za to postawił na książki. Dużo książek! Ryland już dawno skombinował dla dziewczyny keyboard, a Ell przeogromnego miśka, którego ledwo dotaszczył do domu Lynchów. Owy misiek na swej czerwonej koszulce miał nadrukowane zdjęcie Lau i Rossa, a w łapce trzymał naszyjnik. Tylko Blondaskowi nikt nie pozwolił iść do sklepu, ale już od tygodnia miał prezent dla ukochanej. Chwilę przed powrotem rodzeństwa zabrał ją nad jeziorko. Usiedli na mostu i zaczęli wpatrywać się w łódkę przywiązaną do jednej z desek.
-Co robimy?-spytała brązowooka.
-Płyniemy-uśmiechnął się zawadiacko Rossy.
Szybko dostali się na drugi koniec jeziora. Tam na osiemnastolatkę czekała niespodzianka, a mianowicie paczka.
-Otwórz-nakazał chłopak.
W środku była biała przepiękna biała suknia ślubna. Z oczu szczęśliwej Marano popłynęły łzy.
-Wpadłem na ten pomysł przed Rikerem. Nawet nie wiedziałem, że czyta mi w myślach. Mam nadzieję, że nie obrazisz się, że dostałaś to co Nessa.
-Jak mogłabym się obrazić? Dostałam coś więcej. Ciebie. A ty jesteś najwspanialszym prezentem na świecie-objęła rękami szyję chłopaka, oparła głowę na jego ramieniu.
Uśmiechnął się pod nosem i pocałował ją w czoło.
Po powrocie do domu zastali płaczącą Rydel.
-Co się stało?-spytała Lau.
-Ell mnie zostawił. Twierdzi, że jego uczucie się wypaliło-załkała dziewczyna.
-Pogadam z nim-zaoferował siedemnastolatek.
-Twoja pięść z jego twarzą, co? Tak nie wolno. To nadal mój najlepszy przyjaciel.
W tym momencie do domu wpadł wkurzony Riker. Wszyscy skierowali na niego pytające spojrzenia.
-Mam dwie złe wiadomości-obwieścił-Ell i Kelly tulili się przed jego domem.
-A druga?-odparła chórkiem Raura.
Wyraz oczu Delly znacznie się zmienił. Dotąd nie było w nich widać, aż tyle bólu.
-Złamałem mu nos, a jej podarłem łachy.
-Zostawiłeś go samego?!-wrzasnęła dwudziestolatka.
-Oszalałaś? Po pogotowie zadzwoniłem.
-Boże, chłopie! Brak mi słów!
Wybiegła na ulicę niczym torpeda, po drodze omal nie wpadając w ścianę. Nie ważne, co zrobił. Ważne, że potrzebował pomocy. Biegła, ile sił w nogach. Zastała ukochanego siedzącego po turecku na trawie. Dłonie miał całe zakrwawione, ale na jej widok się uśmiechnął. Nachyliła się nad nim.
-Boli cię?
-Trudno, żeby nie-odpowiedział ze śmiechem-Delly... Musimy porozmawiać.
-Masz rację. Co z tego, że Rik złamał ci nos? Chodźmy na kawę i gadajmy o tym, że już mnie nie kochasz!-mruknęła z ironią.
-To nie tak. Ja... Ryd, ona groziła, że ci coś zrobi.
-Więc najłatwiej było złamać mi serce?!
-W pewnym sensie.
-Nienawidzę cię-szepnęła, wtulając się w jego klatkę piersiową-Ty idioto.
-Idiota może i tak, ale przynajmniej słodki.
-I skromny.
Pogotowie zjawiło się po kilku minutach. Kiedy chłopak wchodził do karetki, telefon wypadł mu z kieszeni. Delly popatrzyła na wyświetlacz.
"Dobrze całujesz. Szkoda mi tylko Rydel, serio. Nie oszukuj jej. Kelly"
Nie rozumiała niczego. Jej serce rozbiło się na tysiąc malutkich kawałeczków, a łzy na powrót pociekły po policzkach. Zrezygnowana, klapnęła na chodniku. Z nieba zaczął padać deszcz. Mimo, że po chwili była już przemoczona do suchej nitki, nawet nie drgnęła. Z jednej strony nie wierzyła w to, że Ell mógłby jej coś takiego zrobić. Z drugiej stał ten SMS. Z wycieńczenia zasnęła.


OCZAMI ELLINGTONA
Ze szpitala wróciłem dość szybko. Widząc Ryd leżącą na chodniku wytrzeszczyłem oczy. W dłoni ściskała telefon z wiadomością od Kelly. Znałem treść.
-Co tu robisz, skarbie?-szepnąłem, choć nie liczyłem na odpowiedź.
Wziąłem blondynkę na ręce i powolnym krokiem ruszyłem ulicą. Na bank będzie chora. Jest tak mokra... Ja przy okazji też.
-Mam nadzieję, że mi uwierzysz. Bardzo cię kocham, Rydel.
*24 grudnia*

NARRATOR
-Ross, spadaj!-wydarł się Rocky, przeskakując przez siedzącego Rikera.
-Ogarnij się, baranie!-odparł dwudziestodwulatek, który robił chwilowo za kozła gimnastycznego.
-Chłopaki, stójcie!-krzyknęły równo Maia, Laura i Vanessa.
Blondasek wyrył orła tuż przed choinką. Dziewczyny odetchnęły z ulgą. Ubierali ją siedem godzin. Każdy miał inną koncepcję, a do tego te małpy kłóciły się o zakładanie gwiazdki na czubek drzewka. Tylko Ryd nic nie obchodziło. Siedziała skulona w kącie pokoju, patrząc na padający za oknem śnieg. Niemal od miesiąca nie rozmawiała z Ratliffem. Przez ten czas była zdołowana, nie chciała jeść, zamykała się w pokoju. Nawet magia świąt Bożego Narodzenia tego nie zmieniła.
-Rocky, żeby ci dupę rozerwało!-ryknęła Mitchell, przerywając chwilową ciszę-Siedziałam nad tym ciastem trzy godziny!
-Sorki-odparł chłopak z pełnymi ustami.
-Wyjdź stąd!-powiedziała poważnie, ale w połowie zaczęła chichotać.
-Daj buziaka-poprosił.
Cmoknęła chłopaka w policzek i popchnęła w stronę drzwi.
W powietrzu unosił się zapach czekolady i pomarańczy. Wszystkie gazety pisały o tym, że ziemię przykrywa biały puch. To nie zdarzyło się od bardzo dawna.
-Delly, chcesz mi pomóc?-spytała Laura z troską w głosie, siadając obok przyjaciółki.
-Tak-odpowiedziała cicho Blondi, spoglądając jej prosto w oczy-Chętnie.
-W takim razie... Upieczemy razem ciasto? Reszta potraw gotowa, Rossy się nimi zajął.
-Pewnie. A jakie?
-Jakiekolwiek. Może jabłecznik? Rikuś dałby się za niego pokroić.
Przygotowały potrzebne składniki, założyły fartuchy i zabrały się za mieszanie ich. Zwabiony zapachem jabłek Rik wsunął się do kuchni.
-Kocham was, laski!-oznajmił.
-Mam być zazdrosna?-spytała Nessa, całując go namiętnie w usta.
Ryd nie wytrzymała. Za bardzo tęskniła za Ellem.
-Przepraszam, Lau. Naprawdę nie mogę.
Szybkim krokiem opuściła pomieszczenie. Znowu zamknęła się w pokoju, by wylać łzy w poduszkę.
----
Stwierdziłam, że jednak dam tylko część świąt w tym rozdziale. W następnym reszta ^^ Ślub się jednak opóźni, ale i tak będzie niedługo.

niedziela, 17 listopada 2013

50. You're here!

*9 listopad*
OCZAMI ROCKY'EGO
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Normalnie bym nie zbiegł, ale to może być Maia. Otworzyłem. Moim oczom ukazała się postać brunetki.
-Jesteś tutaj!-krzyknąłem, rozkładając ramiona.
-Cześć. Też się cieszę, że cię widzę-posłała mi uśmiech.
-Pocałowałem Vanessę-odparłem.
-Huh. Super-mruknęła.
-Maia... Byłem załamamy, kiedy wyjechałaś. Nie chciałem. Przepraszam.
-Nie masz za co. Prócz Melody nic nas nie łączy-powiedziała głosem ostrym niczym żyletka.
Westchnąłem ciężko i wziąłem od niej walizkę. Genialnie! Teraz, kiedy wiem, że ją kocham, jedno głupie wydarzenie wszystko niszczy.
-Maia, kocham cię.
-Vanessę też?-warknęła, kierując się w stronę pokoju dziewczyny.
-Nie. Tylko ciebie i Melody.
-To nie ma znaczenia, Rocky.
-Po co przyjechałaś skoro nic nie ma dla ciebie znaczenia?-burknąłem-Raz twierdzisz, że czujesz to, co ja, a po kilku dniach mówisz, że nie mamy nic wspólnego. Określ się w końcu!
-Też cię kocham, ale z tobą nie będę. Koniec.
-Masochistka.
-Burak.
Otworzyła drzwi do pokoju szatynki. Wyglądała na zadowoloną z faktu, że znów ją widzi. Pobiegłem do siebie i zamknąłem drzwi na klucz. Zaraz stanęła pod nimi Delly, a tak przynajmniej mi się wydawało.
-Otwórz!-krzyknęła.
-Nie chce mi się!-odparłem.
-A Mai otworzysz?
-Niech się wali!
Może to nie było miłe, ale mam to gdzieś. Ona jest nie do ogarnięcia!
-Rocky, przepraszam!-usłyszałem głos brunetki.
Niechętnie wstałem z łóżka i otworzyłem jej.
-Czego chcesz?
-Zrozum mnie.
-Sorry, ale nie potrafię-warknąłem.
-Trudno-wzruszyła ramionami, uśmiechając się słodko.

OCZAMI MAI
Naprawdę nie mogłam z nim być. Nie chciałam cierpieć, a po jego pocałunku z Vanessą... Nie jest stały w uczuciach. Kopnęłam w drzwi, które zamknęły się z trzaskiem.
-Możesz nie demolować mi pokoju?-spytał chłodno.
Zamiast odpowiedzieć, pocałowałam go lekko. W sumie to tego nie planowałam. Zapach chłopaka i jego ciepło nie pozwoliły mi się oderwać. Tak bardzo go potrzebowałam. Potrzebowałam, bo kochałam.
-Maia, musisz wszystko mieszać?
-Muszę. Po coś tu jestem-zaśmiałam się.
-Taak. Za to cię kocham.

OCZAMI ROSSA
Od pół godziny siedziałem z Lau w toalecie. Wymiotowała. Fu.
-Możesz stąd iść. Powtarzam ci to od pięciu minut, Ross!
-Dlaczego bym miał?
-Bo to obrzydliwe-wzdrygnęła się.
-Uroki ciąży.
-Nigdy więcej nie zjem tostów z żelkami i nutellą-westchnęła ciężko.
-Daj spokój, dobre są!
Zeszliśmy na dół by w spokoju pooglądać telewizję. Na kanapie akurat siedział przyłamany Riker.
-Co jest, braciszku?
-Jestem beznadziejny.
-Czemu?
-Nie umie zapleść warkocza i się tym zamartwia-wytłumaczyła Van, która właśnie wychodziła z kuchni.
-Nauczysz się. Możesz na mnie próbować-zaoferowała Laura.
-Żartujesz? Wyrwał mi ze sto włosów!-krzyknęła Ness.
-A może Rocky? Ma wystarczająco długie włosy pod pachami-zaśmiał się Blondasek.

-----
50 rozdział! :3 Z tej okazji może przygotuję następny konkurs :D Koło 52 spodziewajcie się ślubu... i nie tylko :)

Od teraz w tabelce "Ogłaszam" będą się pojawiać zapowiedzi następnego rozdziału ^^

sobota, 16 listopada 2013

49. I love you! Most in the world!

*8 listopad*
NARRATOR
Wszyscy prócz Rikera obudzili się o siódmej. Delly, Lau i Rocky'ego przydzielono do dekorowania stołów, Ross zabrał się za pieczenie tortu, a Ryland pobiegł po Ellingtona. Zadaniem Nessy było obudzenie blondyna i nie pozwolenie mu na opuszczenie pokoju. Ostrożnie usiadła na łóżku obok niego.
-Hej-uśmiechnął się.
-Cześć-pocałowała go w policzek-Nie śpisz już?
-Jak widać. Gdzieś od godziny.
-Zagrajmy w coś!-krzyknęła szatynka.
-Wszystkie gry są na dole. Pójdę po nie.
-Siedź na tyłku!-mruknęła-Ja idę.
-A potem narzekasz, że jestem gruby jak świnia-westchnął.
Szybko zbiegła do salonu i wygrzebała warcaby z jednej z szafek. Grali w nie jedynie kilkanaście minut i za każdym razem wygrywała Nessa.
-Idę coś zjeść-oznajmił.
-Nie!-wrzasnęła, siadając mu na kolanach-Zrób mi warkocza!
-A niby jak? Nie umiem!
-To się nauczysz.
Westchnął ciężko i zaczął przeczesywać palcami jej włosy.
-O co ci chodzi, Vanka?-spytał w końcu.
-O nic. Chcę spędzić z tobą trochę czasu.
-A nie możemy razem zjeść?
-To chodź na miasto-zaproponowała, wstając na nogi i otwierając drzwi balkonowe.
-Nessa, powaliło cię? Nie będę skakał z drugiego piętra!
-To cię wypchnę-zachichotała.
-Chodź na dół-złapał ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi.
Dziewczyna odchyliła się w tył z zamiarem zaparcia się, ale poleciała na tyłek.
-Co ci odbiło?-mruknął zirytowany dwudziestodwulatek.
-Gówno! (nie mogłam się powstrzymać :p - od autora) Nie zejdziesz na dół!
W tym samym czasie w kuchni dziewczyny sprzątały kawałki talerza, który rozbił Ross, a sam blondyn dekorował tort. Trzeba przyznać, że świetnie mu szło. Mieli naprawdę mało czasu, ale na szczęście pokój był już udekorowany.
-Riker! Stój!-usłyszeli wrzaski Vanessy-Stój, baranie!
Wszyscy naraz wybuchnęli niepohamowanym śmiechem. Ellington padł na ziemię, przy okazji wycierając pozostałości po lukrze nową bluzką.
-O, koleś, dzięki-powiedział siedemnastolatek, któremu zwyczajnie nie chciało się sprzątać.
-Gotowi?-spytała Delly.
-Tak!-odkrzyknęli chórkiem.
Wysłała SMS'a do swojej przyjaciółki, która aktualnie płakała i krzyczała, że Riker jej nie kocha. Nabrał się na to. Nic dziwnego. Ness to w końcu świetna aktorka.

OCZAMI RIKERA
-Kocham cię! Najbardziej w świecie!-zapewniłem ją po raz trzydziesty.
Nagle jej telefon zawibrował. Wyciągnęła go z kieszeni i odczytała wiadomość.
-Możemy iść-oznajmiła beztrosko, zupełnie jakby nic się nie stało.
Wywróciłem teatralnie oczami i ruszyłem za nią. Ledwo postawiłem nogę na ostatnim ze schodów, a cała moja rodzinka i przyjaciele wyskoczyli zza sofy, foteli i firanek.
-Najlepszego, Riker!
Zaczęli śpiewać, a ja objąłem szatynkę ramieniem. Przez najbliższe kilka godzin rozpakowywałem prezenty. Najbardziej w oczy rzucała się paczuszka od Van. Otworzyłem kolorową kopertę, która była do niej dołączona.
"Kiedy się poznaliśmy, pobiłeś swojego brata i moją siostrę. Wiele razy się kłóciliśmy, ale wiedz, że Cię kocham i zawsze będę. Twoje Słoneczko"
Z ozdobnego opakowania wyleciał otwierany naszyjnik w kształcie serca. Tak jak się domyślałem, w środku było nasze wspólne zdjęcie. To samo, które wisiało na ścianie, obok mojego łóżka. Spojrzałem jej prosto w oczy. To ta jedyna. Na pewno.


------
Krótko, bo krótko, ale jest :) Podoba się nowy wygląd? Niestety na komórkach nie działa XD Dziękuję za wszystkie komy i wejścia <3

Jeszcze kilka rozdziałów do ślubu :D Nie powiem czyjego, ale zaufajcie mi - będzie się działo!

czwartek, 14 listopada 2013

48. Really? I thought that guys catch the bouquet!

OCZAMI ROSSA
Pobiegłem do łazienki po kubek wody, który zaraz wylałem na Lau. Dreszcz przeszedł po jej ciele, otworzyła szeroko oczy.
-Czyli nie?-spytałem smutno.
-Tak.
-Chcesz?-powtórzyłem.
-Chcę-uśmiechnęła się pięknie i przylgnęła do mnie.
Założyłem pierścionek na palec brunetki. Jej oczy rozbłysły. Moglibyśmy się pochwalić, ale pewnie wszyscy śpią. Chociaż...
-Delly! Zaręczyliśmy się!-krzyknąłem.
Blondi stanęła w drzwiach z nieprzystępną miną.
-Gratuluję, ale mam zamiar się wyspać-mruknęła nieprzytomnie.
-Odbiło ci?-zaśmiała się brązowooka.
-Przy tobie zawsze.
Do drugiej rozmawialiśmy, głównie o Allyson. Lau już teraz martwi się porodem, ale obiecałem, że będę przy niej.

*1 listopada*
OCZAMI RIKERA
Promienie jesiennego słońca obudziły mnie o ósmej rano. Niechętnie zwlokłem się z łóżka i pobiegłem się ubrać. Kilkanaście minut później stałem pod drzwiami Delly. Ostrożnie nacisnąłem klamkę. Moja siostra leżała obok Ella, głowę trzymała na jego klatce piersiowej.
-Obudźcie się, gołąbeczki!-krzyknąłem.
Brunet spadł na podłogę, a Rydel nawet nie drgnęła. Mina Ratliffa wyrażała głębokie zdegustowanie.
-Musimy wszystko spakować, ogarniasz to?-spytałem.
-Fakt. Ma rację-odezwała się Delly zaspanym głosem.
Zabraliśmy się za wpychanie mniejszych przedmiotów do pudeł, które przyniósł dwudziestolatek. Po godzienie dołączyli do nas Ross, Ryland i Rocky, dla którego mieliśmy specjalną niespodziankę. Dziewczyny musiały iść do siebie. Dopiero wieczorem stanęliśmy w progu nowego domu. Ja przeniosłem przez niego Van, a Ross Laurę. Tak dla zabawy. Laski śmiały się przy tym, jakbyśmy je łaskotali.
-A właśnie...-zaczął mój młodszy braciszek, stawiając brązowooką na ziemi-Jesteśmy zaręczeni.
-Nareszcie!-krzyknął uradowany Ratliff-Będą dwa śluby!
-Nie licz na to, że złapiesz bukiet. Chłopaki nie mogą-zakpiłem.
-Serio?-spytał ze smutkiem.
-Haha. Nie wiedziałeś?
-Myślałem, że faceci łapią bukiet, a kobiety krawat-wytłumaczył.
-Głupek-stwierdziła Delly-Ale mój.

OCZAMI ROCKY'EGO
-Czas wybrać pokoje-oznajmiła Ness-A, właśnie! Ell, wprowadzasz się?
-Nie. Kto ci głupot nagadał?-spytał.
-Riker-odparła, patrząc na blondyna-Widzisz misiu, twój problem z głowy.
-Ness...
-No chodźmy!-krzyknąłem, wybiegając po schodach na górę.
Na pierwszych z wielu drzwi wisiała kartka z moim imieniem. Ostrożnie nacisnąłem klamkę i wpakowałem się do pokoju. Zdziwiło mnie to, że był urządzony. Widocznie ktoś już wcześniej się tym zajął. Ściany pomalowano na zielono, sufit był biały, dywan puchaty. Do tego na ścianie wisiał telewizor, a na stoliku leżała nowiutka gitara.
-Wszystkiego naj!-krzyknęła moja rodzinka, siostry Marano i Ell.
-Dziękuję wam. Tu jest cudownie!

NARRATOR
Każdy kolejno wchodził do swojego pokoju. Rydel przypadł jeden z większych, różowy, z meblami z jasnego drewna i szafą zajmującą 1/3 powierzchni. Ten Rylanda był pełen przeróżnych sprzętów i innych śmieci, które według chłopaka były mu niezbędne do życia. Rossowi i Laurze przydzielono wspólny. Połowa pomalowana na żółto, a druga na czerwono robiła wrażenie. W kącie stało dziecięce łóżeczko, nad nim naklejony był napis "Ally". Ściany wprost uginały się od wspólnych zdjęć nastolatków. Nessie przypadł błękitny pokoik z ciemnymi meblami i wielką szafą. Tak jak wszystkie inne, wyposażono go w telewizor i kilka innych pierdółek. Najbardziej jednak wyróżniał się pokój najstarszego z Lynchów. Trzy ściany były w kolorze niebieskim, ale za to na trzeciej widniała fototapeta z... Vanessą. Podczas gdy wszyscy z zachwytem wpatrywali się w zdjęcie, blondyn skrzyżował ręce na piersi.
-Mam nadzieję, że się podobają-powiedział z uśmiechem.
-WOW! To jest genialne!-odparła oniemiała Nessa.

-----
Haha, spróbujcie przeczytać sobie zdania z tytułów rozdziałów, od najstarszych do najnowszych. Niezły dialog XD

środa, 13 listopada 2013

47. To see your face...

*31 października*
OCZAMI VANESSY
Obudziłam się w koszulce Rikera, w jego łóżku. A to dziwne, bo kładłam się spać w swojej. Najwyraźniej to sprawka Laury. Przetarłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Chłopaka nigdzie nie było. Westchnęłam. Nie przebierając się zbiegłam po schodach na dół.
-Gdzie...
-Wszystkiego najlepszego, Vanessa!-krzyknęli chórkiem Lynchowie, Ell i moja siostra.
Wśród nich brakowało tylko blondyna. Zapomniał? Delly mocno mnie przytuliła i wręczyła prezent.
-Otwórz-rozkazała z uśmiechem.
Rozerwałam ozdobny papier. Moim oczom ukazała się cudowna czerwona sukienka i kilka naszyjników.
-Dziękuję-odparłam.
Po tym zasypano mnie górą paczek. Od Lau dostałam kolaż naszych wspólnych zdjęć, Ross narysował mój porter, który był wprost genialny, a chłopcy ofiarowali mi Xboxa.
-To za drogi prezent-oznajmiłam.
-Jak podzielisz przez trzy to już nie-zaśmiał się Ryland.
Każdego po kolei uściskałam. Podczas gdy wszyscy zabrali się za rozkminianie, jak podłączyć sprzęt, ja wyszłam przed dom i usiadłam na schodach. Rydel przyszła po kilku minutach.
-Gdzie Riker?-spytałam.
-Mam nadzieję, że nie polazł po tego królika-westchnęła dwudziestolatka-Wczoraj coś dla ciebie wybrał i z rana wybrał się do centrum.
-Jakiego królika?-wytrzeszczyłam oczy.
-Jego pomysł na prezent-wyjaśniła.
-Serio?-zachichotałam.
-Tak. Lubisz króliki?
-Szczególnie Rikusia-odparłam ze śmiechem.
Musiałyśmy wrócić, bo te małpy zaczęły walczyć o miejsce przed telewizorem. Każdy chciał grać jako pierwszy.
-Już wiem, czemu kupiliście Van Xboxa. Może dacie jej zagrać?-poprosiła.
-Właśnie na nią czekamy-odpowiedział Ryland, popychając Rocky'ego.
Brunet wylądował na kolanach Rossa, który z kolei zrzucił go na ziemię. Nagle w drzwiach stanął Rik.
-Wreszcie jesteś-rzuciłam mu się w ramiona.
-Też się cieszę, że cię widzę. Wszystkiego najlepszego, słoneczko-posłał mi rozbrajający uśmiech i wręczył białą suknię ślubną.
Była boska! Po prostu idealna! Nie wiem czemu, ale rozpłakałam się jak dziecko. Otarł moje łzy grzbietem dłoni i pocałował mnie w czoło. Spojrzałam w te jego cudne oczy.
-Always, Nessiu, always!-zaśmiał się.
-Co?
-To see your face
To tell the time
Stop asking questions and make up your mind
Let me take you out
Baby don’t be shy
Just come with me darling and we can fly
Wherever you wanna go
And I’ll always hold you close
Always-zaśpiewał.
Nawet Rocky płakał, dobrze o tym wiedziałam. Każdy w tym pokoju, prócz Rik'a, uronił choć łzę, a ja wyłam jak bóbr.
-To takie kochane!-odpowiedziałam w końcu-Jesteś taki słodki! I jedyny. Na zawsze.

OCZAMI ROSSA
"Impreza" skończyła się koło północy. Do tego czasu zdążyliśmy wypić dwie butelki szampana dla dzieci, zagrać we wszystkie gry na Xboxie i obejrzeć ze dwa filmy. Było naprawdę fajnie. Lau zgodziła się zostać na noc. Położyliśmy się na łóżku z zamiarem pójścia spać, ale zamiast tego zaczęliśmy rozmawiać.
-Nie mogę się doczekać ich ślubu-stwierdziła brunetka-Vanessa Nicole Lynch.
-Laura Marie Lynch-odparłem-Jak tylko skończymy osiemnaście lat.
-Skąd wiesz, że chcę za ciebie wyjść?-spytała poważnie.
-Chcesz?
-Nie.
-To idę się powiesić, czekaj sekundę.
-Czemu?
-Jesteś dla mnie najważniejsza, Lau.
-Aww, ty dla mnie też.
-Chcesz?-uklęknąłem przed nią i wyjąłem pudełeczko z pierścionkiem.
Dziewczyna zachwiała się i zemdlała. Huh. Nie powiem, lepszego sposobu na odmowę nie ma.

wtorek, 12 listopada 2013

46. Are you mad?!

NARRATOR
Pisk opon zagłuszył krzyczącego blondyna. Vanessa była zbyt sparaliżowana strachem, by się ruszyć. Riker biegł co sił w nogach. Mimo wszystko nie zdążył. To Ross pociągnął dziewczynę za rękę, tym samym ratując jej życie. Za nim stała przerażona Laura.
-Oszalałaś?!-wydarł się dwudziestojednolatek-Mogłaś zginąć!
-I co z tego? Przecież by cię to nie ruszyło. Lubisz ranić ludzi-warknęła dobitnie, tuląc się do siostry.
Nie odpowiedział. Zbyt go to dotknęło. Zdawał sobie sprawę, że to jego wina i szatynka miała prawo do takiej reakcji, ale nie miał ochoty błagać jej o wybaczenie. I tak znowu się pokłócą, znowu doprowadzi ją do płaczu. A nie chciał tego. Pragnął, by była szczęśliwa.
-Riker!-krzyknął Ross-Czekaj!
Złapał starszego brata za spodnie i wskazał na zrozpaczoną Marano.
-Odchodzisz, a tego nie chcesz. Odchodzisz, bo jesteś głupi. Ta dziewczyna to sens twojego życia. To twoje życie. Bierz dupę w troki i z nią pogadaj!-rozkazał-Wybaczy. Miłość wszystko wybacza.
-Daj mi spokój-burknął.
-Ok. Potem będziesz żałował, jak zobaczysz Nessię z innym facetem i dziećmi.
Po tych słowach wrócił do dziewczyn. Riker spojrzał na kierowcę samochodu, który omal nie zabił dwudziestolatki. Owy mężczyzna zaczął krzyczeć.
-Zamknij się, palancie!-wrzasnął blondyn-Prawie ją przejechałeś!
-Mogła patrzyć, gdzie siada!
Van podniosła wzrok. Pełnym smutku spojrzeniem zmierzyła chłopaka.
-Przepraszam-wypaliła.
-Nie masz za co. Ja przepraszam-przytulił ją-Wiesz, że cię kocham.
Zaraz dołączyła do nich Raura. Całkowicie ignorowali niedoszłego sprawcę wypadku.

OCZAMI RIKERA
Około siedemnastej wybrałem się z Delly do centrum. Mieliśmy zamiar kupić coś dla mojego słoneczka. Nie miałem żadnego pomysłu na prezent, za to siostra ciągnęła mnie w stronę jakiegoś sklepu.
-Mogę jej kupić królika, Ryd?
-Chyba żartujesz! Gdzie wy go będziecie trzymać?
-No... w ogródku, nie?
-A w zimie?
-Przecież ma futro!
-Boże, Riker...-zrobiła facepalm.
Posłałem jej spojrzenie typu "No co?". Króliki są fajne! Małe, puchate, słodkie! Jak Ness.
-Lepiej jej kup sukienkę albo naszyjnik.
-A ty?-spytałem.
-Szczeniaczka, wiesz?-odparła z ironią-Ja jej kupię...
-Wiem!-krzyknąłem.
Inni ludzie dziwnie się na mnie popatrzyli. Pociągnąłem Blondi za rękę.
-Może się rozdzielimy?-zaproponowała podirytowana.
Popędziłem przed siebie, potykając się co kilka kroków i przeskakując przez ławki. Stanąłem przed szybą. To jest to. Zdecydowanie.

R5 może być w Polsce!

Ruszyła strona z głosowaniem ^^ Głosujcie, proszę: http://r5rockstheworld.com Razem damy radę! Jesteśmy R5ers, w rodzinie siła! :)

poniedziałek, 11 listopada 2013

45. You always hurt me.

OCZAMI RYDEL
Cudem udało mi się wyczołgać z powrotem na most. Gdybym spadła... Wolę o tym nie myśleć. Jesteśmy na najwyższym moście w Miami. Widząc, że Ell leży nieprzytomny na ziemi zaczęłam szarpać go za rękaw. Wystarczyło.
-Spać ci się chce?-spytałam z uśmiechem.
-Trochę.
-Dziękuję-przytuliłam go.
-Delly, wiesz, że nie dałbym rady bez ciebie żyć. Jesteś moim tlenem, moim słońcem. Tylko dzięki tobie się uśmiecham i tylko dla ciebie bije moje serce.
-Cholerny romantyk.
-Nie musisz za mnie wychodzić, ale...
-Uciszże się wreszcie-zachichotałam, całując go delikatnie.

*30 października*
NARRATOR
Cały wrzesień i październik minęły niezwykle szybko i radośnie dla wszystkich. Lau i Ross nie mieli więcej problemów z Carter, co swoją drogą oznaczało chwilową ciszę po burzy, Nessa, Riker oraz Rocky powoli przyzwyczajali się do tego wydarzenia, które ich podzieliło, a Delly i Ell byli ze sobą szczęśliwi. Pierwsza para od razu po zakończeniu lekcji pobiegła do domu po obie dziewczyny i razem udali się do ginekologa. Laura cały czas trzymała blondyna za rękę.
-Czego ty się boisz?-spytał ją z krzepiącym uśmiechem-Może poznamy płeć dziecka.
Zamiast odpowiedzieć, mocno go przytuliła. W czwórkę weszli do gabinetu ginekologa.
-Panna Marano?
-Tak-odparła niepewnie.
-Który to miesiąc?
-Trzeci-odpowiedziała.
Wykonanie badania USG zajęło niewiele czasu, a Ryd i Nessa wybuchnęły płaczem.
-To dziewczynka, na osiemdziesiąt procent-stwierdził lekarz.
-Ale super!-krzyknął blondyn.
-Pewnie będzie córeczką tatusia-dodał mężczyzna.
Dostali zdjęcie i płytkę z nagraniem bicia serduszka malutkiej Ally. To drugie jeszcze bardziej rozczuliło Van i Delly. Wyły w najlepsze całą drogę do domu.
-Cieszysz się, Lau?
-Oczywiście-odparła, patrząc blondynowi prosto w oczy.
Były pełne życia i wesołe, jak zawsze. Wyszczerzyła białe zęby, spoglądając na siostrę.
-Po której z was ma mieć drugie imię?-spytała.
-Załatwimy to między sobą-zaśmiała się Blondi, wyciągając z kieszeni monetę-Orzeł czy reszka?
-Orzeł-odpowiedziała pewnie Vanessa.
Pieniążek wyleciał w powietrze i po sekundzie z powrotem opadł na dłoń dwudziestolatki.
-Sprawdzisz, Laura?
Popatrzyła na dwuzłotówkę, którą dostali od dziadków.
-Reszka. Allyson Rydel...
-Lynch-dodał z dumą Blondasek-I ty też będziesz się tak nazywać przed narodzinami naszego aniołka.
Po tych słowach namiętnie pocałował brunetkę w usta.
-To po mnie będzie mieć charakter-stwierdziła Ness.
-Oby nie, uparciuchu-żartem odpowiedziała siedemnastolatka.
Po powrocie usiedli w ogródku i opowiedzieli wszysko chłopcom. Ci byli równie zadowoleni, jak sami przyszli rodzice.
-Gratulacje!-krzyknęli chórkiem Riker, Rocky i Ryland.
Telefon tego drugiego po sekundzie się rozdzwonił. Bez chwili wahania dziewiętnastolatek odebrał połączenie od Mai.
-Chcesz znać płeć?-spytała z nadzieją.
-Chciałbym cię zobaczyć, ale to też.
-Więc będzie Melody, a ja wracam-oznajmiła.
Chłopak czuł się najszczęśliwszy w świecie.
-Będę mieć córeczkę!-krzyknął-A Mais wraca!
-Hym. Możesz mi tak nie wrzeszczeć do telefonu?-poprosiła dziewiętnastolatka-Do zobaczenia.

OCZAMI VANESSY
-To fajnie, tylko... będziesz jej musiał powiedzieć o pocałunku-uprzedziłam bruneta.
-Ma rację-dodał Riker.
Mina Rocky'ego monentalnie zrzedła. Na jego miejscu też nie skakałabym z radości, ale nie może przecież oszukiwać Mai. Zwłaszcza, że będą mieć dziecko.
-Tak, wiem-mruknął.

Piętnaście minut później zaszyłam się w pokoju Rikera, o czym nikt nie wiedział. Położyłam się na łóżku i zaczęłam myśleć o dzisiejszym USG siostry. Już niedługo urodzi córeczkę, która będzie tak samo śliczna jak ona. A charakter może mieć mój, nie obrażę się. Za to uśmiech Delly. Zdecydowanie. A włoski brązowe, z blond końcówkami. O ile to możliwe.
-Van?-chłopak zapukał do drzwi.
-Po prostu wejdź. Przecież tu mieszkasz.
-Coś się stało?-w jego głosie wyczuwałam troskę.
-Nic. Dlaczego pytasz?
-Bo nagle zniknęłaś.
-Chciałam pobyć sama.
Spojrzał na mnie i ręką wskazał na korytarz. Pokręciłam przecząco głową. Usiadł obok i spojrzał mi prosto w oczy.
-Jestem zmęczona.
-To idź spać-zaproponował.
Położyłam się na kolanach blondyna, przymknęłam powieki. Zaczął mnie głaskać, przeczesywać palcami włosy. Boże, jak ja to kocham!
-Jutro możemy wprowadzić się do nowego domu-oznajmił-Jest tylko jeden problem.
-Hm?
-Okazało się, że dwa pokoje muszą zająć po dwie osoby, bo się nie zmieścimy. Ale są duże. Ja z tobą, Ross z Laurą. Ewentualnie Rydellington razem, ale wątpię, żeby chcieli.
-Fajnie, że to dla ciebie problem-mruknęłam z żalem, stając na nogi.
-Nessa...
-Nawet się nie odzywaj. Zawsze mnie ranisz. Zawsze. A ja jak głupia wybaczam, bo kocham cię jak wariatka.
Po tych słowach wybiegłam z domu Lynchów. Nie ma się gdzie schować. W parku mnie znajdzie, u nas też. Uh. Tak się zagapiłam, że usiadłam na samym środku ulicy. Zdążyłam zobaczyć nadjeżdżający samochód i usłyszeć krzyk Rikera.

----
W nexcie zobaczycie, co się stanie ^^ Vanessa na tym nie ucierpi.

Proszę, komentujcie poprzedni post ^^ Chcę wiedzieć, ile osób czyta bloga. Od tego zależy, czy zrobię kolejny konkurs.

Liebster Blog Awards 3 i 4 :)

Baaardzo dziękuję za nominację Efelin z bloga: http://laura-and-r5.blogspot.com/ oraz Anything for you baby z bloga: http://przyjacielesanazawsze.blogspot.com/ :)

Pytania od Efelin:

1. Jakie jest twoje drugie imię?
Wiktoria.
2. Ulubiona książka?
Hym, hym... Nie wiem :p
3. Ulubiony kolor?
Żółty.
4. Ulubiony zespół/wokalista?
Oczywiście R5 :)
5. Jesteś za Rydellington?
Taak.
6. W jakim województwie mieszkasz?
W małopolskim.
7. Masz jakieś zwierzątko?
Labradora Lucky'ego, którego bardzo kocham <3
8. Co lubisz robić?
Pisać bloga, niekiedy piosenki, rysować, robić zdjęcia, śpiewać, słuchać muzyki, czytać... Dużo tego :D
9. Ulubiony członek R5?
Nie potrafię wybrać. Wszystkich kocham równo ^^
10. Ulubiony przedmiot w szkole?
Chyba angielski.
11. Twoja pasja?
Rysowanie, jazda konna i kilka innych.

Pytania od Anything for you baby:

1. Co skłoniło cię do założenia bloga?
Po wakacjach zaczęłam czytać blogi o Raurze i R5, a kiedy w kilka godzin przeczytałam wszystkie rozdziały z jednego z nich, postanowiłam, że też napiszę opowiadanie. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez niego XD
2. Wolisz Raurę czy Auslly?
Obie relacje po równo :D
3. Czy lubisz Maię Mitchell?
Lubię ^^
4. Twoje największe marzenie?
Obecnie to chyba spotkać R5 :)
5. Czy lubisz Violette?
Aktualnie nie oglądam, bo mam zbyt duże braki, ale nawet lubię.
6. Twój ulubiony kolor?
Żółty.
7. Twoja ulubiona aktorka lub piosenkarka
Laura i Delly <3
8. Ile masz lat?
13 :)
9. Twoja ulubiona liczba
Chyba 2, albo 6, albo 32.
10. Czy masz fb?
Mam. Jak ktoś chce, to mogę nawet dać :D
11. Lubisz kwejka?
Bardzo rzadko odwiedzam ;)

Pytania ode mnie:

1. Ulubiony piosenkarz?
2. Jakie podoba Ci się imię?
3. Blog, który najbardziej Cię inspiruje?
4. Ulubiona piosenka z Louder?
5. Ulubiony film?
7. Zauważyłeś, że nie ma punktu szóstego? XD
6. Rydellington czy Raura?
8. Wolałabyś spotkać Laurę czy Rydel?
9. Gdybyś mogła, zaśpiewałabyś w duecie z Ellem?
10. Jakie jest Twoje marzenie?
11. W jakim mieście mieszkasz?

Nominuję:
1. http://austinandally-me-story.blogspot.com/
2. http://austin-ally-dziwna-historia.blogspot.com/
3. http://one-life-with-him.blogspot.com
4. http://www.blog.pl/blog-auslly-just-like-a-dream_uchwycone-chwile_pl
5. http://story-about-auslly.blogspot.com/
6. http://my-diary-ally.blogspot.com/
7. http://music-sounds-better.blogspot.com/

Dziękuję za wszystkie komentarze i ponad 21 000 wyświetleń :D To dla mnie naprawdę dużo znaczy ^^
Teraz do wszystkich czytelników: bardzo chciałabym wiedzieć, ilu Was jest. Czy każdy może zostawić komentarz pod tym postem? Choćby "czytam". Dziękuję.

niedziela, 10 listopada 2013

44. And very well!

OCZAMI RYDEL
Zresztą nieważne, bo i tak to zrobiłam, a że stałam bliziutko... No, cóż. Przypadkowo przejechałam ustami po policzku Ella, który opatrznie zrozumiał sytuację i mnie pocałował. W mojej głowie szalała burza myśli. Z jednej strony chciałam uciekać, a z drugiej nie byłam w stanie tego zrobić. Bałam się, że to mu da nadzieje, a przecież... Nawet nie wiem, co czuję. Jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu i go kocham, ale jako przyjaciela. Chyba. Długi czas staliśmy na środku sklepu. Nie byłam w stanie drgnąć.
-Ellington...-zaczęłam, kiedy odkleiliśmy się od siebie-Nie chcę cię zranić, a kompletnie nie wiem, co mam w sercu. Daj mi trochę czasu.
-Przepraszam, Ryd-wypalił, rumieniąc się.
Przytuliłam go mocno i pobiegłam w stronę domu. Na szczęście otworzył Riker.
-Masz, co chciałeś. Całowaliśmy się-oznajmiłam beznamiętnie.
-Co jest?-spytał z troską.
-Chciałabym powiedzieć, że też go kocham, ale...
-Ok, rozumiem. Idź do Nessy, ona będzie wiedziała, co robić-posłał mi krzepiący uśmiech.
Dziewczyna leżała na łóżku blondyna i uporczywie wpatrywała się w sufit. Usiadłam obok i zaczęłam wszystko opowiadać.
-Może szczerze z nim porozmawiaj?-zaproponowała.
-Chyba nie mam wyboru-westchnęłam.

OCZAMI ROSSA
Po zrobieniu góry tostów, dwóch kubków kakao i wybraniu filmu, usiedliśmy w moim pokoju przed telewizorem. Lau nie mogła się na niczym skupić, cały czas zmieniała pozycję.
-Dzieje się coś?-spytałem.
-Nie. Niedługo pierwsze USG-przypomniała.
-Mogę iść z tobą?
-Biorę Nessę i Rydel, nie jesteś potrzebny-stwierdziła.
Odwróciłem się plecami do brunetki, udając obrażonego.
-Żartuję, Rossy.
Nawet nie drgnąłem, ale nie ma co liczyć na to, że się nabierze. Czyta mnie jak książkę. Poczułem miękkie usta brązowookiej na policzku. Mimowolnie się uśmiechnąłem, na co klasnęła w ręce.
-Wiedziałam-zachichotała.

OCZAMI ROCKY'EGO
Czułem się okropnie. Riker pewnie mi tego nie wybaczy. Zresztą nie dziwię się. To było podłe z mojej strony. Nagle otrzymałem SMSa od Mai. "Będę tęsknić."
-To po co wyjeżdżałaś?-mruknąłem sam do siebie-Przez to brat mnie znienawidził!
-Nie do końca-usłyszałem czyjś głos.
Szybko spojrzałem na drzwi, w których stał blondyn.
-Jesteśmy rodziną. Nie ważne, co zrobiłeś. I tak cię kocham-na jego twarzy zagościł uśmiech.
Rzuciłem mu się w ramiona jak mała dziewczynka, ale nie dbałem o to.
-Rocky, brakuje ci Mai czy zmieniasz płeć?-zażartował.
-Weź nie psuj chwili, głupku.

*10 września*
NARRATOR
Dzień zapowiadał się obiecująco. Każdy miał dobry humor, nawet Delly. Z samego rana Ross zszedł do kuchni i przygotował śniadanie dla siebie i Laury. Później przyszło mu tylko obudzić dziewczynę. Spała tak słodko, że zrobił to z bólem serca.
-Nienawidzę budzić się tak wcześnie-oznajmiła-Ale wizja spędzenia z tobą dnia zrywa mnie na nogi.
Pocałował ją w policzek i uśmiechnął się szeroko. Zjedli pierwszy posiłek niemal ekspresowo. Ross musiał biec do domu Laury po jakieś ubrania, bo dziewczyna takowych wziąć zapomniała. Widząc jej szafę, otworzył szeroko usta. Może nawet nie sam mebel, a po prostu jego zawartość wywołała u blondyna niemałe zaskoczenie.
-Wow! Ile tu ciuchów!-krzyknął.
Na całe szczęście wychowywał się z Rydel i łatwo poszło mu wybranie czegoś dla brunetki. Różowa, pastelowa bluzka i również pastelowe, niebieskie spodnie powinny być dobre. Do tego koturny. Niech też będą różowe, o. Zadowolony z siebie chłopak wrócił do domu, zaraz z dumą pokazując zestaw Laurze.
-Cudowny, Rossy. Dziękuję.
Ogarnęli się, zarzucili plecaki na ramiona i wyruszyli do szkoły. W tym samym czasie Blondi usiłowała dodzwonić się do Ellingtona, który, jak na złość, nie odbierał. Postanowiła, że odwiedzi go bez zaproszenia. Raczej się nie obrazi. Wzięła ze sobą jedynie telefon. Do przyjaciela na szczęście mieli paredziesiąt metrów. Niepewnie zapukała do drzwi, a jako że nikt nie otwierał - wpakowała się "na chama". Niepotrzebnie to robiła. Trafiła w zły moment. Akurat była dziewczyna perkusisty, Kelly, całowała go. Biedna Delly wybuchnęła głośnym płaczem, co Ratliff usłyszał. Udało mu się odepchnąć natrętną laskę, ale zatrzymać ukochanej już nie.
-Coś ty zrobiła?!-krzyknął z wyrzutem do Kelly, wybiegając przed posiadłość.
-Rydel, wracaj!-nie dało to rezultatu-Rydel! Błagam!
Zapłakana dwudziestolatka udała się w stronę mostu. Bynajmniej nie z zamiarem zakończenia swego życia. Chciała pomyśleć. W samotności. Nie wiedziała tylko, że przyjaciela nie zwiedzie. On bardzo dobrze znał jej zamiary. Po kilkunastu minutach biegu zastał blondynkę siedzącą na murku.
-Delly...-zaczął.
-Wiesz, co jest najgorsze?-spytała, na co pokręcił głową-To, że jeszcze wczoraj nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłabym cię pokochać inaczej niż przyjaciela. Błędem było w ogóle w jakikolwiek sposób cię pokochać, ale stało się.
-Ty mnie kochasz... inaczej?-wypalił.
-Jak, inaczej? Weź się ogarnij.
-No... bardziej, niż przyjaciela?
-Tak. Żałuję tego.
Z jednej strony czuł niewyobrażlną radość, a z drugiej ból. Do tego dołączył strach, kiedy zobaczył, że Ryd zsuwa się po murku. Zaczęła wrzeszczeć. On też. Potem ją złapał i ze stresu stracił przytomność.

OCZAMI RIKERA
Obudziłem się wcześniej od Van, ale mimo to nie ruszałem z łóżka. Przez kilka minut głaskałem ją po włosach. Zawsze to lubiła.
-Rikuś...-szepnęła.
-Rocky-odparłem ze śmiechem.
-Zimno mi.
-Naprawdę? Nakryłem cię dwoma kołdrami.
-Po prostu mnie przytul, ciołku-mruknęła.
-Zawsze jesteś szczera do bólu-objąłem ją i przyciągnąłem do siebie.
-Możemy się lenić cały dzień?-spytała.
-Czemu nie?
W tym momencie zaczęła kichać. Raz, dwa, pięć. Zaraz... Haha. Rocky miał rację, że jak się zapatrzę w Nessę, to nawet do trzech doliczyć nie umiem.
-Nieźle, słoneczko moje. Jeszcze kilka i będziesz w księdze rekordów.
-Śmie...-znowu kichnęła-Kurczę, no! Jest tak ciepło! Jak ja się mogłam rozchorować?
-Nie wiem, ale dzięki temu na pewno będziesz się lenić-zachichotałem.
-Cieszysz się, co? Masz okazję do zżerania mnie spojrzeniem-odgryzła się.
-Oj, Vanka-westchnąłem-Uparta jesteś.
-I bardzo-a psik!-dobrze!