OCZAMI ROSSA
-Obiecaj, że odstąpisz połowę łóżka-zaśmiał się.
-Pff, spadaj!-odepchnęłam go.
-To mój pokój, ale ok-podniosłem się i ruszyłem w stronę drzwi-Idę do Rocky'ego. Brat mnie nie wyrzuci.
Jakimś cudem przechodził przez korytarz i wszystko usłyszał.
-Hahaha, pewnie! Weź śpij z Laurą, braciszku.
No co jest?! Rodzony brat mnie do siebie nie przyjmie? Boże, co to za świat?!
-Nikt cię nie chce?-brunetka zaczęła się śmiać.
Oparłem się o ścianę i trzasnąłem drzwiami. Trudno, będę spać pod pokojem Rydel. Minuty mijały, a Lau nie otwierała drzwi.
-Chrzanić to, laska!-krzyknąłem, wchodząc do pokoju.
Rzuciłem się na łóżko i zdarłem z dziewczyny kołdrę. Odwróciła się, poczułem jej ciepłe usta na moich. Oderwaliśmy się od siebie po minucie. Uśmiech wykwitł mi na twarzy.
-Patrz!-krzyknąłem.
W tym momencie Blondi stanęła w drzwiach.
-Baranie, zamknij się wreszcie!-przetarła oczy-CO ELLINGTON ROBI NA BALKONIE?!
Chłopak stał uśmiechnięty i zupełnie niewzruszony faktem, że jest druga w nocy. Ryd otworzyła okno.
-Nudzi ci się?-mruknęła.
-Też cię kocham-odparł.
Delly wytrzeszczyła oczy, a Ell zrobił się cały czerwony.
-Cholera, nie to-wybełkotał.
-Przyjdź rano, Ratliff.
-Nie, bo mi się dostanie-zachichotał, przekładając nogę przez poręcz.
-Ktoś mi powie, co się dzieje?-spytaliśmy równo z Lau.
OCZAMI LAURY
Ell zeskoczył z balkonu, Delly poszła do siebie. Zostaliśmy sami. Wreszcie można iść spać.
-Rossy...-szepnęłam-Możesz mnie przytulić?
Długo czekać nie musiałam. Objął mnie, położyłam głowę na jego klatce piersiowej i zaczęłam wsłuchiwać się w spokojny rytm serca Blondaska. Począł głaskać mnie po głowie. Oczy same się zamykały.
-Jesteś szczęśliwa?-usłyszałam ciepły głos chłopaka.
-Jestem.
-Czemu?
-Bo mam ciebie-odparłam.
Wiedziałam, że się uśmiecha. Nie musiałam tego widzieć. Przepełniała mnie radość. Zasnęłam bardzo szybko.
OCZAMI RIKERA
Obudziłem się przed Vanessą. Wyglądała tak słodko...
-Nessa, my jesteśmy razem?-bąknąłem, zapominając o tym, że dziewczyna śpi.
-Riker, nie jesteśmy. W sumie to nawet na randce nie byliśmy. Ale wiem, że byś chciał-zaśmiała się.
-To czemu śpisz ze mną, a nie z Rockym?-spytałem sprytnie.
-Bo kocham ciebie, a nie jego-palnęła bez namysłu i zaraz zerwała się na nogi-Szlag, ty głupi oszuście!
Wybuchnąłem śmiechem. Wściekła Van cisnęła we mnie poduszką. Złapałem się za brzuch.
-Hahaha! Ale wpadłaś!
-Dupek-odparła i walnęła mnie z otwartej dłoni.
3... 2... 1... Ok, dotarło. Co ja do cholery jasnej powiedziałem?! Przecież też mi na niej zależy!
-Ja... przepraszam, Vanessa-spojrzałem jej prosto w oczy.
-Na co liczysz?-skrzyżowała ręce na piersi-Pobiłeś Laurę, bawisz się moimi uczuciami... Co ja tu w ogóle robię? POBIŁEŚ MOJĄ SIOSTRĘ!
-Znowu, Riker?-krzyknęła Blondi, która nagle pojawiła się w drzwiach.
Nasza kłótnia ściągnęła też parę siedemnastolatków. Rozpromieniona Laura usiadła koło mnie i postanowiła pomóc.
-Daj spokój. To głupek, ale kochany-stwierdziła.
Posłałem jej wdzięczne spojrzenie. Nessa nadal była zła, za to Lau się do mnie przytuliła. Ross energicznie przeczesał ręką moje włosy.
-Hahaha, zawsze chciałem to zrobić-zwiesił się z łóżka głową w dół.
Starsza Marano wyszła z pokoju. Wpadłem na pewien pomysł. Dość ryzykowny.
-Wybaczy-szepnęła dziewczyna Rossa.
OCZAMI RYDEL
O 9 byłyśmy spakowane. Rocky, z mojego polecenia, stał w drzwiach i oczekiwał nadejścia Mai. Ta szybko się zjawiła i na powitanie pocałowała go w policzek. Wydaje mi się, że po to, by go wkurzyć. Brunet spłonął rumieńcem i szybko odwrócił się w stronę ściany.
-Za późno, kotku-szepnęła zaczepnie Maia.
-Dajcie plecaki-poprosił Ross.
Podałyśmy mu je. Razem z Rockym ruszyli w stronę samochodu. Blondyn wszystko porządnie ułożył, za to brunet rzucił torbami. Oczywiście tymi należącymi do Mai. Na chwilę odwróciłam wzrok.
OCZAMI ROSSA
Chciałem wrócić do domu, ale poślizgnąłem się i wleciałem do bagażnika. Mój brat go zamknął. On jest głuchy? Miałem się wydrzeć, lecz zleciał na mnie jakiś ciężki przedmiot i chwilowo straciłem przytomność. Odzyskałem ją dopiero po wyruszeniu. Zrobiło mi się niedobrze więc usiadłem i jedną ręką złapałem zagłówek. Laura wrzasnęła, zaskoczona. Delly wbiła stopę w hamulec. Zatkałem usta dłonią. Laski spojrzały na mnie ze zdziwieniem. Rozłożyłem palce i uniosłem ręce.
-Niespodzian...-nie dokończyłem, bo ponownie poczułem się źle.
-I to wielka-stwierdziła Mais.
Ryd wysiadła i otworzyła bagażnik.
-Błagam, brat, nie wymiotuj!-jęknęła.
Wyskoczyłem na drogę i odetchnąłem świeżym powietrzem. Blondynka poprosiła Maię o przeniesienie się do przodu, a mi kazała usiąść koło Laury. Van siedziała pod oknem. A w zasadzie spała.
-Rocky?-spytała retorycznie Delly.
Przytaknąłem i zapiąłem się pasem. Spojrzałem na rękę Lau. Cały czas wisiała na niej bransoletka. Uśmiechnąłem się lekko i splotłem moje palce z jej. Oparła głowę o moje ramię i przymknęła oczy.
-Awwww!-rozczuliła się Maia-Masz szczęście, że cię tam zamknął. Ale naszych ubrań wyrzucać nie musiał.
-Co?-krzyknęły razem Ryd i Lau.
-Wyciągnął je, bo myślał, że to moje. Niech się cieszy. Ja mu zieloną gitarę zarąbałam.
Zaczęliśmy się śmiać. Reakcja osiemnastolatka będzie bezcenna. Nie może żyć bez tego instrumentu.
-Zaraz... Czyli wy nie macie nic do ubrania?-spytałem.
Dopiero wtedy to do nich dotarło. Za daleko zajechaliśmy, by wracać.
-Oj, zapowiadają się ciekawe trzy dni-odparła moja siostra-Może jakoś damy radę.
Na miejsce dojechaliśmy po kilku godzinach. Udało nam się w miarę szybko rozłożyć namioty. Ja i Lau mieliśmy żółty, a Rydel i Mai przypadł różowy. W takich też parach wyruszyliśmy na poszukiwanie wody. My w lewo, dwudziestolatki w prawo.
-Znam te góry. Prawdopodobnie trafią na krzaki. Idź za mną.
Zerwałem gałązkę i próbowałem odgrodzić sobie nią drogę. Po pięciu minutach staliśmy nad rzeką. Przeszedłem po zwalonym pniu i nabrałem wody do butelki. Lau chciała zrobić to samo, ale w połowie się zachwiała i z piskiem wpadła do lodowatej cieczy. Złapałem ją za rękę i pomogłem wdrapać się z powrotem.
-R... Rrr... Rrrosss-zaszczękała zębami.
Ściągnąłem koszulkę i kazałem jej się przebrać. O dziwo dzień do ciepłych nie należał więc w górach tym bardziej było chłodno.
-Kkoochann... Kocchanny jesst... teś.
Objąłem przemoczoną do suchej nitki dziewczynę. Wróciliśmy z litrem wody. Po więcej wyśle się Ryd i Mais, które jeszcze nie przylazły z powrotem. Usiadłem na ziemi i wytargałem koc z plecaka. Zarzuciłem go brunetce na plecy. Podniosła wzrok. Utonąłem w jej cudownych oczach. Wyrwał mnie z tego wrzask Mitchell. Obróciłem głowę.
-Co jest?-spytałem.
-Rydel wpadła w błoto i mnie tak wystraszyła...-odparła-Laura, czemu jesteś mokra?
-Wpadła do rzeki. Idę po Blondi-oznajmiłem.
OCZAMI RYDEL
Cały czas usiłowałam wyjść na suchy odcinek drogi, ale kałuża wody zmieszanej z ziemią, w której aktualnie leżałam skutecznie mi to utrudniała. Dopiero po kilku minutach ujrzałam brata. Chyba nigdy nie cieszyłam się tak na jego widok. Wyciągnął rękę, szybko ją złapałam. Prezentowałam się tragicznie. Nawet twarz miałam upapraną od błota. U blondyna wywołało to uśmiech.
-Dzięki-rozłożyłam ręce z zamiarem przytulenia go, ale w porę odskoczył-Ej! A, fakt.
Wybuchnęliśmy śmiechem. Dobry nastrój trzymał się nas do czasu powrotu do obozowiska. W drodze Ross opowiedział mi o katastrofie Lau więc serie kichnięć dochodzące zza namiotu mnie nie zdziwiły.
-Wow! Delly, wyglądasz jakbyś wleciała do fontanny z czekoladą-stwierdziła brunetka.
-Wolałabym czekoladę, ale dają tylko błoto. Dobre i to-zachichotałam.
OCZAMI MAI
Do zmroku została jakaś godzina więc zdecydowaliśmy się przygotować kiełbaski i pianki na ognisko. Zajął się tym Ross. Delly pilnowała przemarzniętej Laury, a ja poszłam po gałęzie. Natrafiłam na dość sporo dużych badyli. Udało mi się przytargać je pod namioty.
-Uhu, postarałaś się-pochwalił mnie Ross.
-Się wie-odparłam.
Do rozniecania ognia zgłosiła się blondyna. Wszyscy byliśmy pewni, że weźmie dwa kamienie i zacznie pocierać je o siebie, a tu niespodzianka. Wyjęła zapałki.
-Haha. Taka głupia nie jestem żeby bawić się w jaskiniowca, czubki moje-zaśmiała się.
-Ej, chwila. Gdzie jest Nessa?-wtrąciła Laura.
Spojrzeliśmy przerażeni po sobie.
-Szlag! Zgubiliśmy ją!-krzyknęłam.
-W samochodzie-dodał Ross.
-Dzięki, kochani. Kluczyki też tam zostawiliście-mruknęła szatynka, stając za siostrą.
-Ness!-ryknęliśmy równo.
OCZAMI VANESSY
Wystarczy, że uśniesz w samochodzie, a już masz zagwarantowane, że młodsza siostra i przyjaciele zostawią cię w nim samą na kilka godzin. Bo po co budzić, skoro można trzasnąć drzwiami i sobie pójść?
-Ja-burknęłam.
Opowiedzieli mi wszystko i po paru minutach zabraliśmy się za pieczenie kiełbasek. Cała nasza grupa prezentowała się komicznie. Ross nie miał koszulki przy 2 stopniach ciepła, Lau była przemoczona do suchej nitki, Delly cała w błocie, Mais miała dziurę na tyłku, ale chyba jeszcze o tym nie wiedziała, a ja... A raczej moje włosy! Po drodze zahaczyłam o gałęzie.
Zjedliśmy kolację i wczołgaliśmy się do namiotów.
-Jednego nie rozumiem. My ciśniemy się w trójkę, a oni mają wolne pół namiotu.
-Niby fakt, ale Lau jest przecież chora. Wolałabym się nie zarazić-odpowiedziała Delly, wchodząc do namiotu.
-Eeej! Leć się umyć!-pisnęłyśmy z Maią.
-Taaa? Niby gdzie?-mruknęła, rzucając się na plecak.
Odpłynęłyśmy do krainy snów.
OCZAMI LAURY
Nadal było mi cholernie zimno. Ross przykrył mnie kocem i chciał nawet oddać swój.
-Nie żartuj. Ty nawet koszulki nie masz, będzie ci zimno!
-Trudno-wzruszył ramionami i posłał mi jeden ze swoich najsłodszych uśmiechów.
Przylgnęłam do niego jak magnes do lodówki. Tak tego potrzebowałam. Jego ciepła, spokoju, uśmiechu i głosu. Pocałował mnie w czoło.
-Śpij, Lau.
-Nie. Boje się, że mnie zostawisz jak Van w samochodzie-zaśmiała się.
-Będę przy tobie. Zawsze. Obiecuję.
Miałam go pocałować, ale przeszkodził mi telefon siostry, który nagle się rozdzwonił.
OCZAMI VANESSY
Zerwałam się na równe nogi, ale uderzyłam głową o Maię, którą też obudził ten cholerny dzwonek. Padłam z powrotem na plecak i wyciągnęłam rękę po telefon. Nawet nie patrzyłam na to, kto dzwoni.
-Czego chcesz, palancie?-wrzasnęłam.
I w sumie trafnie bo był to...