poniedziałek, 30 grudnia 2013

KLIK! :3

Pomożecie spełnić marzenia mi i koleżance? Kliknijcie tu: bit.ly/1gTXJ3O i tu: http://bit.ly/1jDHUAd Dziękuję ;* Kto kliknie, niech napisze w komentarzu. Będzie niespodzianka <3

niedziela, 29 grudnia 2013

80. Oops?

*20 maja*
OCZAMI RYDEL
-Ryyd, nie chciałabyś mieć dziecka?-spytał nagle Ell.
-Zajdź w ciążę, to będziemy mieć-odparłam słodziutko, zaraz po tym mierząc go wzrokiem typu "Zesrało cię całkiem?".
-Czeemu?
-Weź mi daj spokój! Melody nie ma się kto zająć, a co dopiero trzecim!-krzyknęłam.
-Melody i Ally nie są nasze-walnął argumentem.
-Już mówiłam. Chcesz - pakuj się komuś do łóżka i będziesz mieć.
-Eee, to pieprz się!-burknął fochnięty.
-A później będzie, że cię zdradzam...
-Haha, very funny!-skrzywił się.
-Nie narzekaj, Ratliff-cmoknęłam go w policzek.

OCZAMI RYLANDA
Mieliśmy dziś wyjść z Cass do kina, ale w ostatniej chwili postanowiła przywitać się z Rossem. Czekałem spokojnie pięć minut, dziesięć, dwadzieścia. Ale godzina?! Bez jaj! Władowałem się do pokoju brata. Blondynka siedziała mu na kolanach i rozpinała koszulę, a on był cały blady.
-Ross, ty gnoju! Jak możesz?!-wydarłem się.
Lau stanęła w drzwiach i otworzyła usta ze zdumienia. Ally tymczasem złapała mój kołnierz.
-Potrzymaj ją, RyRy-poprosiła.
Odebrałem od niej malutką. Taka z niej słodka kru... Chwila! Gdzie ona jest?!
-Sorry, młody!-wrzasnął Rik-Idę z Ally na plac zabaw!
Spojrzałem na Laurę, która szarpała Cassidy za włosy. Rozdzieliłbym je, ale śmiesznie to wygląda.
-Ty małpo! Odwal się od mojego męża!-brunetka zacisnęła zęby na nadgarstku broniącej się rywalki.
Blondas złapał swoją laskę w pasie i siłą odciągnął. Niestety, miała szpile i zamierzała z nich skorzystać. Otrzymał solidnego kopa prosto w krok. Ja się śmiałem, one szarpały, a osiemnastolatek zwijał z bólu. Dobrze mu tak! Nie odbije mi dziewczyny! Dopiero, gdy Ryd wkroczyła do akcji, walka ustała. Mara... Lynch o dziwo nie miała nawet jednego siniaka, a co dopiero zadrapania. Huh. Może zostanie męskim bokserem i rozkwasi buźkę mojemu braciszkowi? LOL. Ale by była jazda!

OCZAMI RIKERA
-Nie syp tak tym piaskiem!-ryknąłem do jakiegoś gówniarza-Ona jest malutka!
-Zamknij się, staruchu!-zgasił mnie pięciolatek.
Kto w ogóle tego bachora na wolność wypuścił?!
-Rikuuś, hej!-Ness nachyliła się nade mną i przytuliła mocno-Fajnie się bawisz?
-Taa... Znaczy nie. Znaczy... Eee... Nawet-odparłem z uśmiechem-Chcesz serduszko z piachu?
-Tylko o tym marzę-zaśmiała się-No dobra, daj.
Pierwsze się rozwaliło. Drugie, trzecie i czwarte też.
-A, walę to!
Rzuciłem foremką prosto w szatynkę, która spojrzała na mnie wilkiem.
-Oops?-wyszczerzyłem zęby.

----
Wiem, że krótki. Przepraszam ;*
Proszę, klikajcie: http://bit.ly/1jDHUAd Dziękuję :D

sobota, 28 grudnia 2013

AKCJA na urodziny Rossia!

Jutro o 18 na twitterze organizuję akcję. Oficjalne hasło: #HappyBirthdayRossyFromPolishR5ers I link do filmiku, którym spamujemy: http://www.youtube.com/watch?v=-D-ZiyNIE74 :) Włączycie się?

piątek, 27 grudnia 2013

Nowy blog :)

Założyłam nowego bloga o Auslly :) Zajrzyjcie jeśli chcecie: http://auslly-crazy-story.blogspot.com/

Dziękuję bardzo za ponad 50 000 wejść <3 Jesteście kochani :) Przy okazji przypominam o konkursie :D

Next może jeszcze dziś, ewentualnie jutro ;)

wtorek, 24 grudnia 2013

79. Why not?

NARRATOR
Wyglądali przesłodko. Ona z dzieckiem na rękach, on ją obejmował. Rozmawiali, śmiali się i wygłupiali. Raia w tym czasie olała wszystko i całowała się przy klatce z małpami, póki jedna z nich nie złapała Mitchell za kosmyk włosów.
-Woow! Haha. Puszczaj!-zaśmiała się, wyrywając swoje kudły zwierzęciu.
-Nawet pawiany na ciebie lecą-zakpił Rocky.
-Na przykład ty-wystawiła język.
-Śmieszne-wywalił oczami.
-No bardzo-zachichotała.
-No chyba nie.
-Odzywka z gimbazy.
-Z dupy-burknął.
-Nie wiem, co tam chowasz-cmoknęła go w policzek-Poszukajmy ich.

Ally postanowiła postawić na nogi leżące w trawie kucyki. Kiedy tylko Ross zbliżył się z nią do ogrodzenia, pociągnęła karego szetlanda za ogon. Wściekły kopytny wystrzelił z zadu, trafiając blondyna w... czuły punkt. Laura zaczęła się chichrać. Odebrała Księżniczkę od chłopaka, który chwilę potem padł na kolana.
-To dopiero początek problemów-brunetka wzruszyła ramionami.
-Jakoś dam radę-odparł.
Nagle koło jego twarzy pojawiło się końskie pyszczysko. Chcielibyście widzieć, jak spieprzał. Jego szaleńczy bieg skończył się w ramionach Rocky'ego.
-I kto tu na kogo leci?-prychnął brunet z satysfakcją.
-Ty na mnie-powiedział rozbawiony Ross, zupełnie jakby to było oczywiste.
-No chy...-zaczął dziewiętnastatek.
-Daj już spokój, dzieciaku-zgasiła go Mitchell.

OCZAMI VANESSY
Leżałam sobie spokojnie w pokoju, kiedy wparował do niego Riker i usiadł obok mnie. Przez najbliższe kilka minut niczego nie powiedział. Podniosłam się do pozycji siedzącej i obdarzyłam go wyczekującym spojrzeniem. Uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie delikatnie.
-A to co było?
-Nic. Po prostu cię kocham-odgarnął mi włosy z czoła.
-Chcesz szarlotkę, prawda?-podstęp czuć na kilometr.
-Nie. Ale przytulić mnie możesz.
Rozłożył ramiona, wtuliłam się w niego. Taki cieplutki...
-Co tam masz?-spytałam, ciągnąc go za rękę, którą trzymał za plecami.
-Różyczkę.
Pomiział mnie herbacianymi płatkami po nosie i wręczył ją.
-Za co?-spytałam.
-Nie wiem. Przechodziłem obok kwiaciarni i ją zobaczyłem. Była ostatnia. Pomyślałem sobie, że czekasz na mnie w domu, no to postanowiłem ci kupić w ramach niespodzianki bezokazyjnej.
-Awww!
-No wiem. Świetny jestem!-zaśmiał się.
-Jesteś, jesteś. Skromny też.

OCZAMI RYLANDA
Kurde, ale nudy! Nie dość, że się prawie wszyscy pożenili i Ryd wyszła za mąż, to jeszcze Raura i Raia dzieci mają, a czasu dla mnie nikt. Wyszedłem przed dom z nadzieją, że kogoś znajomego spotkam. Pustki. W takim razie czas zwiedzić park. Po drodze potknąłem się o kamyk i wyryłem prosto w błoto. Zajefajnie! Może jeszcze laski się zlecą i mnie wyśmieją.
-Pomóc?-usłyszałem czyjś anielski głos.
-Dam radę-odpowiedziałem obojętnie.
-Mam na imię Cassidy, a ty?
Spojrzałem na dziewczynę i WOW! Jaka śliczna! Długonoga blondynka, o zielonych oczach i cudnym uśmiechu. Do tego wydawała się miła. Czas na podbój serc.
-Ryland. Nowa?
-Tak. Czekaj... Ryland Lynch?
-Yyy... no.
-Chodziłam z tobą do podstawówki.
-Haha. Serio?
-Tak. Znaczy wiesz... klasę wyżej. Co u ciebie słychać?-spytała.
-Czyli z Rossem-poprawiłem ją-Wszystko okej, pomijając fakt, że mi się w cholerę nudzi. Pogramy na Xboxie?
-Czemu nie?

----
Cassia dużo namiesza XD Klikajcie, proszę ;* http://bit.ly/1jDHUAd

Proszę :)

Czy moglibyście dla mnie kliknąć tutaj? To ważne :D Z góry wszystkim dziękuję :*

http://bit.ly/1jDHUAd #MakeItMerry

poniedziałek, 23 grudnia 2013

78. Aww! That's sooo cute!

OCZAMI RYDEL
Był to Ratliff. Podszedł i pogłaskał mnie po policzku. Przełknęłam ślinę.
-Przepraszam. Bardzo przepraszam, Ell. Nie chciałam! Kocham cię!-spojrzałam mu prosto w oczy, tak jak wcześniej on mi.
-Jest okej, Delly. Też cię kocham.
Przytulił mnie i uśmiechnął się szeroko.
-Pójdzie na leczenie-oznajmił-Ale prosiła, żebyśmy ją czasem odwiedzali. Dasz radę to zrobić?
-Tak. W końcu kiedyś się lubiłyśmy.

OCZAMI LAURY
-Ross, nudzi nam się!-krzyknęłam.
W sumie to tylko mi, bo Ally ma na wszystko wywalone i najzwyczajniej w świecie bawi się miśkiem. Widziałam w życiu naprawdę dużo dzieci, ale jeszcze nigdy takiego spokojnego. Po kim ona to ma? Po mnie i Rossie na pewno nie, po Van tym bardziej, a już szczególnie nie po Rikerze.
-Okej. Zawijamy do zoo? Przy okazji oddam tam Rocky'ego-zaproponował chłopak, stając w drzwiach.
-Dobra. Weźmiesz Lisię?-wyciągnęłam małą z łóżeczka i podałam mu.
Spakowałam do torby pieluszki, smoczek i inne pierdółki, których nawet nie umiem wymienić. Generalnie wylądowało tam wszystko, co miałam pod ręką i należało do najmłodszej z Lynchów. Po tym zbiegliśmy na dół, żeby poinformować bruneta o naszym wyjściu.
-Chodź, bro, poznasz swoją rodzinę-zaśmiał się Blondasek.
-Jaką rodzinę?
-No wiesz, małpy-wystawił język.
-No wiesz, przynajmniej nie hipopotamy-odgryzł się-A pójdziemy po Melody i Maię?
-Pewnie-uśmiechnęłam się szeroko-Będzie fajnie.
Dziewczyny akurat wybierały się na spacer, więc nie musieliśmy ich namawiać. I tak miały po drodze. Do zoo nie było daleko, ale za to kolejka do kasy nadrabiała. Bracia musieli w niej stanąć, a my usiadłyśmy na ławce.
-Zakład, że Rocky wywali się przy pierwszej klatce?-zachichotała Mitchell.
-A niby czemu by miał?-podałam jej rękę.
-Bo mu chętnie pomogę-odparła.
Po trzydziestu minutach wreszcie weszliśmy do środka. Rocky ledwo zrobił krok, a jego ukochana go podcięła i wyrył prosto na Rossa.
-Wiedziałem, że na mnie lecisz, ale nie pokazuj tego publicznie-zakpił osiemnastolatek.
-To już przesada, Maia. Z nami koniec-wymruczał śmiertelnie poważnie brunet.
-Wreszcie-wybuchnęła śmiechem.
-Ugh. Ona każdy żart wyłapie.

Rozdzieliliśmy się w połowie trasy. Mel zasnęła, więc musieli zostać przy wydrach, a my poszliśmy na karmienie foczek. Uwielbiam takie pokazy! Ally była wpatrzona w zwierzątka łapiące ryby, jak w Rikera. Skakały, wynurzały pyszczki, chowały się pod wodą.
-Są takie słodkie!-pisnęłam.
-Nie tak jak ty-objął mnie ramieniem i pocałował w policzek.
-Aww!
-Aaa-dodała nasza kruszynka.
-Słyszałeś? O Boziu!-przytuliłam ją mocno-Moja królewna umie naśladować?
-Słyszałem-odparł z dumą-Chodźcie, kupimy sobie pluszowe foczki.
W sklepiku staliśmy może z cztery minuty, a Lynch zdążył dorwać kilkanaście "mega genialnych i niezbędnych do życia" gadżetów. Oczywiście nie muszę mówić, że to po prostu cudne pluszaki i koszulki? Nawet Ally i ja dostałyśmy bluzki z misiami polarnymi, które od tej blondyna i od siebie różniły się jedynie rozmiarem.
-Teraz już nie da się do ciebie nie przyznać-pstryknęłam go w nos.

----
Mega krótki, ale za to może szybko napiszę nexta :3

W E S O Ł Y C H Ś W I Ą T !

Chciałam Wam wszystkim życzyć wesołych świąt, grosika w barszczu, duuuużo prezentów, wystrzałowego Sylwestra i spełnienia marzeń <3

Oprócz tego ogłaszam KONKURS. Polega na narysowaniu komiksowej wersji Rossia i Laury pod jemiołą :3 Fajne? Nagrody to niespodzianka. Tylko dla obserwatorów. O innej tematyce dla osób anonimowych też niedługo będzie :* Zgłaszamy się w komentarzu. Prace do 30 grudnia :)

Niedługo urodziny Rossa. Robię akcję i filmik. Jeśli jesteście zainteresowani piszcie na fb (Ola Rybińska).

niedziela, 22 grudnia 2013

77. I wouldn't do that to you.

OCZAMI RIKERA
-Upiecz sobie!-odkrzyknęła szatynka.
-Nie umieeem!
-To masz proooblem!
No i co ja teraz niby zrobić? Akurat najbliższa cukiernia jest zamknięta, a Ross się do pieczenia nie nadaje. Kij! Poproszę Ella. Może on znajdzie chwilę.
-Ratliff, upiecz mi szarlotkę!-wrzasnąłem.
Po chwili był już w kuchni. Zamknął za sobą drzwi i wszystko było okej, póki coś nie dupło o ziemię. Wpadliśmy z młodym do pomieszczenia. Mikrofalówka rozwalona.
-Do czego ci ona była?-burknąłem.
-No a jak mam inaczej jabłka zdezynfekować?
-A myślałem, że to Rocky jest debilem-westchnął ciężko osiemnastolatek.
-Czuję niedobór witaminy C. C jak ciastko-powiedziałem.
*19 maja, południe, sklep*
OCZAMI RYDEL
-Możesz nie machać tak cyckami? Jeszcze ci do ryja wpadną i się udławisz, Kelly-wywarczałam.
Ell wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
-Przynajmniej je mam-syknęła.
-Taaak, niewątpliwie je masz. Od szyi do ziemi. Hula-hop byś z nich zrobiła-zakpił dwudziestolatek.
-Nagle się takim bodyguardem dla Rydel zrobiłeś? A co było wtedy, jak wygadywałeś mi jej sekrety?
-Kiedy?!-krzyknęłam.
-A wczoraj. Na przykład taki, że kiedyś byłaś po uszy zakochana w Joshu.
Spłonęłam rumieńcem. To prawda. Tylko on o tym wiedział. Nikt z mojej rodziny, żadna z sióstr Marano, nawet ekipa z The Rage i Robert. NIKT prócz Ratliffa.
-Wygadałeś?-spojrzałam mu prosto w oczy.
-Yy...-też zrobił się czerwony.
-Poleciałeś na te jej wory?! Serio?! Po ślubie jesteśmy, idioto, a ty nadal nie możesz się jej oprzeć?! Ja pierdzielę, z kim ja żyję?
Kopnęłam koszyk i ruszyłam w stronę wyjścia. Na pożegnanie pokazałam im jeszcze środkowy palec i niech się walą. Generalnie to może paplać, ale nie moje sekrety.
OCZAMI LAURY
-Ally, idziemy na spacerek?-spytałam.
-Hum-wymruczała tylko i na powrót zajęła się misiem od Rossa.
Nagle do pokoju wparowała Maia z rozwrzeszczaną Melody.
-Gdzie Rocky?!
-Gra na Xboxie z Van-wzruszyłam ramionami-Noże są w szufladzie po lewej, ale oszczędź mi siostrę, co?
-Ok, jeśli pomożesz mi go potem obedrzeć ze skóry.
-Zgoda.
Co jak co, ale akurat jemu to się w pełni należy. Ignoruje swoją córkę i przyszłą żonę. To znaczy nie wiem, czy się chajtną, acz tak obstawiam.
-Mogę wejść?-usłyszałam cichy głos Delly i podskoczyłam ze strachu.
-Tak, pewnie-zaprosiłam ją do środka gestem ręki-Niech zgadnę... Kelly i Ell?
-Skąd wiesz?
-Bo tylko to może cię rozbić psychicznie-wzruszyłam ramionami-Co zrobili?
-Wygadał jej mój sekret-westchnęła, wbijając wzrok w paznokcie.
-Znasz jakiś jego?
-Pewnie, że znam. Nawet taki, o którym nie wie.
-To idź na ulicę z megafonem i go wygadaj. Proste.
-Nie zrobiłabym mu tego. Ufa mi-pokręciła głową.
-Ty też mu ufałaś.
Podeszłam do szafy i wygrzebałam wspomniany wcześniej przedmiot. Ryd z oporem, ale jednak, go przyjęła. Wypchnęłam ją za drzwi.
-Powodzenia!-krzyknęłam.
OCZAMI RYDEL
Robię źle! Ba, okropnie! Przecież... Chwila! Zauważyłam Ella stojącego z Kelly przy jednej z ławek. Ona się uśmiechała, on też. I pękło. O ile przed chwilą nie chciałam nic wypaplać, o tyle teraz miałam zamiar.
-Ellington został adoptowany!-wywrzeszczałam.
Dopiero po fakcie doszło do mnie, że to nie ta tajemnica. To znaczy prawdziwa, ale najgorsza z możliwych. Chłopak spojrzał na mnie zdezorientowany, w jego oczach pojawiły się... łzy? Uh. No tak. Przecież wie, że ja nie kłamię. Podbiegł do mnie.
-Dzięki, Rydel. Nigdy bym ci tego nie zrobił.
-Zrobiłeś!-wykrzyczałam mu prosto w twarz ze świadomością, że jestem na przegranej pozycji.
-Wie od Josha. Nie ode mnie.
Po tych słowach odszedł w kierunku domu. Skrzywdziłam go. Znowu.
Siedząc w kącie miałam wrażenie, że już wszyscy mnie opuścili. Znikło dopiero, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Nie odwracałam wzroku od sznurówki. Serio zaskoczyło mnie, kto się dobijał. Był...*
----
Lub była :3
Rik po zobaczeniu szarlotki na stole XD

piątek, 20 grudnia 2013

76. I really wanna a cake!

OCZAMI ROSSA
-Głupia kulka kłaków-mruknąłem.
-Przecież sam za nią pobiegłeś-przypomniała Lau.
-To mogła nie uciekać.
-Tak, Rossy. Dziki zwierzak da ci się złapać-odparła sarkastycznie.
-Przecież ty kiedyś złapałaś!
-To był rudy szczeniak!-zaśmiała się.
-Ale cię nie znał!
-Ogarnij się, co?
Westchnąłem ciężko i pomasowałem się ręką po obolałym czole. W tym momencie na plecy wskoczył mi Rocky i wyryłem w trawę razem z nim.
-Ty pasztecie!-krzyknąłem-Sam tłuszcz w tobie.
-No co ty? 100%...
-... głupoty. No przecież! Jak mogłem zapomnieć?!
-Sam jesteś głupi-wywarczał.
-No nie wiem. Ja nie wlatuję w ludzi jak jakiś motyl.
Teatralnie wywalił oczami, wstał i otrzepał sobie dupę. Mama i tata w jego przypadku się nie postarali.
-Tak właśnie jest, jak się robi dzieci na odwal się-pokazałem mu język.
-Spokój, chłopaki!-Lau weszła między nas.
-Masz męża debila-stwierdził mój ukochany braciszek.
-Przynajmniej jestem żonaty. Tylko ciebie Maia nie chce.
-A może ja nie chcę Mai?
-Nie zdziwię się, jak pierwsze słowa Melody będą brzmieć "Ty gnoju"-westchnęła ciężko Mitchell, która akurat wyszła zza zakrętu-Dawaj ją i nie odzywaj się do mnie.
Wybuchnąłem głośnym śmiechem, widząc zmieszaną minę dziewiętnastolatka.
-Żartowałem!-usiłował się wybronić.
-Alex to mów-burknęła, odbierając od niego dziewczynkę.
Nasza Ally spała. Ona non stop śpi i je. A jak tego nie robi, to coś demoluje. W sumie może kilka razy płakała. Aniołek.
-Hum-usłyszałem.
To "słowo" jest jej znakiem rozpoznawczym, serio. Wziąłem malutką na ręce i przytuliłem. Coś tam jeszcze paplała, ale nie zrozumiałem. W sumie to trudno, żebym zrozumiał. Przecież jeszcze nie umie mówić.
-Ziemia do Rossa-brunetka pomachała mi dłonią przed oczami-Hello?!
-Jestem, jestem!

W domu czekała na nas niespodzianka - szarlotka upieczona przez Van. Głupio przyznać, ale sam zżarłem całą, zanim Rik się zorientował.
-To gdzie to ciasto, Nessa?-krzyknął, stając w drzwiach.
Miałem napchane usta i wyglądałem jak chomik. Zmierzył mnie morderczym spojrzeniem, wziął do ręki miotłę, po czym zaczął gonić. Ostatecznie skończyło się na bitwie na patelnie i jego wygranej. W obronie ciasta zrobi absolutnie wszystko.
-Sorki, bro.
-Masz upiec nową! NOW!-rozkazał.
-Nie wpieprzaj tyle bo ci dupę rozerwie-zaśmiałem się.
-Ross, serio, do kuchni!
Uh. W sprawie żarcia to z nim nie ma zmiłuj.

Po kilku godzinach szarlotka była gotowa. Pokroiłem ją, co prawda z trudem, na kawałki i położyłem na stole.
-Gotowe, Rik! Chono tu!-zawołałem go.
Usiadł i ugryzł swoją porcję. Minę miał niespecjalnie zadowoloną.
-Kamienie tam wsadziłeś?-spytał, plując ciastem.
-Nie. A co?
-No to patrz-zaczął walić kawałkiem o stół.
Dopiero po chwili zorientowałem się, że nawet kilka okruchów nie odpadło. Ups.
-Vanessa, ja chcę ciasto!-jęknął, zupełnie jak małe dziecko.

----
U nas na Wigilii klasowej była taka szarlotka. Kolega rzucił o ścianę, o ziemię i tylko się kawałek odłamał XD

środa, 18 grudnia 2013

75. OMG, RIKER!

OCZAMI RYDEL
Siedzieliśmy z Ellem w pokoju, kiedy wpadł do niego Ross.
-Daj się pobawić z Ally-mój ukochany wyciągnął ręce po dziewczynkę.
-Chodźcie! Riker się spił i chce skoczyć z mostu!-wykrzyczał młody.
Byłam tak zszokowana, że brunet musiał mnie znieść do samochodu na rękach. Przez całą drogę nie odezwałam się nawet słowem, tylko tępo wpatrywałam w szybę. Na moście już czekała zalana łzami Van. Kurczowo trzymała dwudziestodwulatka za rękę.
-Nie możesz mnie zostawić, dupku! Nie możesz!-wrzeszczała-Ty pieprzony egoisto!
Ross podszedł bliżej, ale Rik machnął ręką i walnął go w nos. Ally na szczęście trzymał Ratliff.
-Złaź, bro!-rozkazał Blondasek.
-Nie mam zamiaru!
Przez najbliższe dziesięć minut my wyłyśmy, a osiemnastolatek negocjował. W końcu Ell się wkurzył.
-Schodź, do cholery!
-Skoczę.
-Zesrasz się. Nessa cię potrzebuje, porypańcu! O Ally zapomniałeś?
Widocznie go to poruszyło, bo zszedł.
-Przepraszam-szepnął do szatynki.
-Nie odzywaj się do mnie!-wywarczała i całej siły walnęła go w brzuch.
Jęknął z bólu, zgiął się w pół i upadł. Vanessa pobiegła do parku, a ja za nią.
-Czekaj! Jak to się stało?
-Rocky podstawiał mu "sok", żeby sprawdzić, ile wytrzyma. A że "sok" sokiem nie był...-westchnęła ciężko.
-Czemu go uderzyłaś? To nie jego wina-broniłam brata.
-Mówił, że woli Lau ode mnie, że ty go zmusiłaś do ślubu i że najchętniej mnie by zepchnął z mostu-wybuchnęła płaczem.
-Raz się nachlał na sylwestra i powiedział mi, że kiedyś wyjdzie za Rylanda. Takie głupoty pierdzieli, że dupę urywa-zachichotałam.
-Mówił to szczerze, Ryd.
-Wierzysz w to? On cię tak bardzo kocha...
-Ma rację-powiedział nagle Riker.
Tak mnie przestraszył, że aż wpadłam w drzewo.
-Ok. Zostawiam was.

OCZAMI VANESSY
-Już nie chcesz mnie zabić?
-Przepraszam, serio. Alkohol mi zawsze uderza do łba-wyciągnął zza pleców bukiet róż i podrapał się po głowie-Wybacz.
-Nie polecę na kwiatki.
-Jak na kwiatki nie, to chociaż na mnie-uśmiechnął się rozbrajająco.
-Wytrzeźwiałeś?-uniosłam brwi.
-Nie. Raczej zrozumiałem, co robię.
-Super. W takim razie mi powiedz-przytuliłam go.
-Tracę kogoś, bez kogo nie mógłbym żyć-wyjaśnił.
-Dobra odpowiedź. A teraz wio do domu i będziesz leżeć, póki nie zamienisz się z powrotem z małpą na rozumy-chichrałam się.
-Ok. Tak przy okazji... Nie widziałaś dżdżownicy?
-Nie-odparłam zaskoczona-A co?
-Ona zamieniła się z Rockym na mózgi.
-Nigdy nie dorośniesz-poklepałam go po plecach.
Złapał moją dłoń i ruszyliśmy w stronę domu.
-Miałaś mnie dziś dość, Vanka?
-Nigdy nie mam cię dość-cmoknęłam go w policzek.

OCZAMI ELLINGTONA
-Zerwałaś naszyjnik?
-Tak. Zraniłeś mnie i...
-Masz go jeszcze?-spytałem.
-W kieszeni-podała mi go-Załóż.
Bez wahania zrobiłem to, o co prosiła. Uśmiechnęła się i pocałowała mnie czule. Przeczesałem palcami jej włosy. Spojrzała na drzwi, w których stanął roześmiany Rocky.
-Jak tam, kochasiu? Kelly ci nie wystarcza?
-Yyy...?
-Najpierw Rika spił, teraz siebie. Super-mruknęła Ryd, rzucając do niego poduchą.
-Ok, Ross! Już idę-uniósł ręce w geście poddanej.
-Mogę się do ciebie wyprowadzić?-jęknęła.
-Ross, ty geju! Co Laura pomyśli?!-wrzasnął brunet.
-Ja ich kiedyś pozabijam, naprawdę-westchnęła ciężko-Ciastka są na górnej półce, Rocky. Sprawdź, czy dosięgniesz.

OCZAMI LAURY
-Ciekawe, czy będzie blondynką?-spojrzałam wyczekująco na Ally, zupełnie, jakby wiedziała i umiała mówić.
-Obstawiam, że bruneteczką-Rossy wyszczerzył zęby-Taką śliczną, jak ty.
-Mhu-"powiedziała" malutka.
-Mru. Haha-przytuliłam ich oboje.
-Ej, oczy to ma po mnie-stwierdził dumny chłopak-A tak to idealna kopia ciebie, serio.
-No ja myślę. Przecież jest moja, co nie?-odebrałam od niego kruszynkę-Czemu taka spokojna?
-Nie wiem, ale to chyba dobrze. Patrz, Lisia! Wiewiórka! Przyniosę ci ją!-wrzasnął, ruszając w pogoń na dzikim zwierzęciem.
Wątpię, żeby to był dobry pomysł. A jak ma wściekliznę? Nagle Ross grzmotnął głową w drzewo, a kulka rudego futra zwyczajnie mu zwiała. Ledwo powstrzymywałam się od śmiechu. Wstał, otrzepał spodnie i wrócił do nas, udając, że nic się nie stało.
-Jakiś ty zwinny-zakpiłam.
-Oj, no. To nie moja wina, że akurat tam sosna wyrosła!-burknął obrażony.

----
Ostatnio coraz mniej komów :c Zależy mi na waszym zdaniu. Dziękuję za ponad 44 tysiące wejść ^^ Kocham was <3

wtorek, 17 grudnia 2013

74. I love you too.

OCZAMI LAURY
Rydel i Ell cieszyli się sobą, a ja z Rossem poszliśmy na spacer do parku. Pchał wózek ze śpiącą Ally, która niedawno jadła.
-O czym myślisz?-spytał.
-O nas, Blondasku-odparłam, całując go w policzek-Ciekawe, jakie będzie jej pierwsze słowo?
-Założę się, że "Riker".
-No tak, uwielbia go. Rossy, coś się zmieniło?
-Nic, Lau. To, że urodziłaś Allisię nie znaczy, że mniej cię kocham. Ba, kocham cię bardziej.
On czyta mi w myślach? Skąd wiedział, że o to chodzi? Nieważne. That's sooo sweet!
-Zadzwoń do Rocky'ego i powiedz, że dziś ciasteczka za pół ceny.
-Po co?-zachichotałam.
-Zobaczysz.
Wybrałam numer do bruneta. Odebrał po jednym sygnale. Przedstawiłam mu informację.
-Łooo, dzięki!-wywrzeszczał mi do ucha-Mel, lecimy się nażreć!
Kilka minut później przemknął po drugiej stronie ulicy. OMG! Nigdy nie widziałam, żeby tak szybko biegał!
-Hahaha. To się zdziwi.
-No ba. Już raz mu taki numer wykręciłem. Zawsze się nabiera-odrzekł chłopak z dumą.
Usiedliśmy na ławce. Rossiu wziął naszą córeczkę na kolana i zaczął kołysać. Dziwne, że Ryd i Ratliff nie chcieli wesela, ale to ich sprawa.
-Masz jakieś marzenie?-zaczął nagle osiemnastolatek.
-Nie wiem. Chyba... chyba nie. Może jedno.
-A jakie?
-Przeczytaj-wyciągnęłam z torebki pamiętnik i wręczyłam ukochanemu-Jesteś pierwszą osobą, która ma ten zaszczyt.

"Drogi pamiętniku!
Ostatnio dużo się wydarzyło i nawet nie miałam czasu niczego naskrobać. Poznałam Rossa. Jest cudowny! Słodki, miły i śliczny! Boże, jaki śliczny! Ugh. Vanessa leci. Kończę."

Przerzuciłam kilkanaście stron.

"Nie mogę uwierzyć, że jestem w ciąży, a tym bardziej nie mam ochoty gadać o tym z Rossem. Co on sobie pomyśli? A jak mi nie pomoże?!"

Kolejne kartki.

"Wczoraj urodziłam przecudowną córeczkę, Allyson. Rossy cały czas mi towarzyszył. Zresztą wszyscy Lynchowie, Ell i Maia. Czytałam pierwszy wpis. Nie wierzę, że teraz jestem jego żoną. Lepszego chłopaka na świecie nie ma. Kocham całą moją świrniętą rodzinkę nad życie. Nigdy bym ich nie oddała!"

-Oh-westchnął cicho-Ja też cię kocham!
-Hum-mruknęła mała, dając znak, że nie śpi.

----
Może coś zmienić? Jest coś, co się wam nie podoba? Zależy mi na opinii :)

Na drugim blogu (rikerandvan.blogspot.com) nowy rozdział ^^

Cherry, jesteśmy z tobą!

Nie wiem, czemu się smucisz, ale pamiętaj, że jeśli potrzebujesz pomocy - pisz. Tylko zostań z nami, zostań!

Edytowałam, bo może Cherry nie chciała.

poniedziałek, 16 grudnia 2013

73. Yes.

*18 maja*
OCZAMI RYDEL
-Druchna ze mnie do dupy-westchnęła Lau-A ta?
Oczywiście nadal nie miałam sukienki. Po co wcześniej się tym interesować?! Zawsze mogę iść do ślubu goła, kurna!
-Ee... nie.
Zniknęła na chwilę między wieszakami, a kiedy wróciła, jej oczy rozbłysły.
-Jaka genialna! Idealna!-pisnęła z uwielbieniem-Paa...
Wskazała palcem na suknię, którą właśnie jakaś kobieta brała do kasy. Ugh. W życiu żadnej nie znajdę. Laura beztrosko podeszła do owej pani i wyrwała jej niedoszły zakup.
-Za gruba jesteś na nią, sorry! Jeszcze ci na dupie pęknie i facet spieprzy-pomachała do nieznajomej na pożegnanie.
Wybuchnęłam głośnym śmiechem. Dopiero, gdy wepchnęła mnie do przymierzalni, opamiętałam się.
-Faktycznie boska!-krzyknęłam.
Była kremowa, do kolan, z koronki. Z tyłu na plecach kokardka. Dość nietypowa ślubna kreacja.
-Wianek ci Ell splecie z herbacianych róż, a przynajmniej tak mówi-oznajmiła.
-Ale że ja go mam potem włożyć? Widziałaś wianki Ella?-zachichotałam.
Szybko ubrałam kieckę, cudem zasunęłam zamek i wyszłam z przymierzalni.
-No i awesome! Idziemy po ogiera!
-Nie nazywałabym go tak na twoim miejscu. Strasznie nie lubi tego określenia.
-Ale ja nie mówię o Ratliffie, bezmózgu. Idziemy po konia.
-Yy... konia?-wypaliłam zaskoczona.
-Voosen ma przyjść, pamiętasz? Będzie jak z bajki.
-No ale bez przesady, co?
-Nie ma mowy.
Wywaliłam oczami i poszłam do kasy. Później udałyśmy się do stadniny. Jak zobaczyłam tego dwunetrowego bydlaka, którego miałam dosiąść, mało nie zeszłam na zawał.
-Boże, Laura! Oszalałaś?! Weźmy lepiej tą!-wskazałam na klaczkę palomino.
-Okej. To wsiadaj, a ja idę poinformować właściciela o zamianie. Aa właśnie, poczekaj na Rossa i Rocky'ego. Dziewczynki pojadą z nimi na kucykach.
-To może wezmę ślub na hali, co?-mruknęłam z ironią.
-Nie znasz się, Ryd.
Chwilę później siedziałam już na Loud. Świetnie się z jej imieniem złożyło. Ross ogarniał grubego, puchatego stworka, a zafascynowana Ally trzymała się jego włosia. Rocky za to udawał, że się nie boi, a Melody wrzeszczała w niebogłosy.
-Wyglądam jak debil-wywarczał brunet-Maia wrzuci fotki do neta.
-No ba-zaśmiała się Mitchell, która akurat przyszła z Rikiem.
-Gotowa, siostra?-spytał mnie dwudziestodwulatek.
-Tya. Ness czeka z Ellem?
-Ano. Masz wianek, zanim da ci swój-założył mi go na głowę.
-Jak w tam wrócicie?-spytałam.
-My z tyłu na karych hanowerach.
-AHA!-burknął Rocky-Czemu nie ja?
-Bo byłeś na tyle głupi, że dałeś się wrobić w kuce - proste-starszy pokazał mu język i jednym zwinnym ruchem dosiadł swojego rumaka.
-Ale dlaczego na koniach, co?-dociekałam.
-Bo zawsze je lubiłaś-Laura wzruszyła ramionami.
-Soooł, let's go, guys!-ścisnęłam łydkami boki klaczki, która ruszyła wolnym galopem.
Do łąki mieliśmy z kilometr, może trochę więcej. Mam nadzieję, że maluchom nic się nie stanie.
Ratliff uśmiechnął się szeroko na mój widok. Wreszcie! Już mnie tyłek boli!
-Patrzcie! Hahahahahaha! Rocky na kucu!-krzyknęła Ness.
-Wiedziałem, no-mruknął.
Ksiądz też ledwo powstrzymał się od wybuchu. Zatrzymałam Loud i zeskoczyłam na ziemię. Na całe szczęście nie miałam obcasów, bo bym sobie nogi połamała.
-Szczęśliwa?-usłyszałam głos Roberta.
-Tak. Czemu ty masz mnie prowadzić?-złapałam go pod ramię.
-Jak nie mogę na ciebie czekać, to chociaż prowadzić chcę.
Ruszyliśmy w stronę mojego przyszłego męża, który stał uśmiechnięty w kremowym garniturze. Czemu wszystko jest dziś kremowe? Robi zatrzymał się i popatrzył mi prosto w oczy.
-Mam szczerą nadzieję, że wam się uda. Chcę być chrzestnym, więc się spiesz, Ryd. A teraz leć bo ucieknie do Voosen!-popchnął mnie.
Wyryłam prosto w trawę. Co za dupek! Musiał?!
-Wait, Ratliff! Wait! Nic mi nie jest, już wstaję!-zachichotałam.
-Nigdzie się nie wybieram-podał mi rękę.
Otrzepałam sukienkę i razem zbliżyliśmy się do duchownego. On wymówił swoją formułkę, potem my zaczęliśmy przysięgę:
-Przysięgam, że zawsze...
-... będę przy tobie...
-Że do końca moich dni...
-... będę ocierał twoje łzy.
-Że nigdy nie odwrócę się do ciebie plecami...
-... że nie pokłócę się z moimi teściami-po jego słowach Rocky zaczął wrzeszczeć, bo kucyk mu stanął dęba.
-Że nie dam ci się do Voosen zawinąć...
-... że będę cię bronił, choćbym sam miał zginąć.
-Że zawsze cię wysłucham i wszystko wybaczę...
-... że nigdy na inną nie popatrzę.
-Że cię nigdy nie uderzę...
-... że w każde twoje słowo uwierzę.
-I choćby nas śmierć rozłączyć miała...
-... nie pozwolę na to, choćbyś bardzo chciała.
Nadszedł czas na słowa, które miały nas połączyć na zawsze. Ell czekał, a mnie, a ja na niego i przez jakąś minutę żadne z nas nie wydusiło ani słowa.
-Ellington, żenisz się czy nie?! Nie po to ci biskupa ściągałem, żebyś mi teraz stał jak słup soli!-oburzył się ksiądz.
Wszyscy zaczęli chichotać, a chłopak spłonął rumieńcem. Kelly natomiast szlag nagły trafiał.
-Tak-powiedział w końcu.
-Tak-odrzekłam.

NARRATOR
Uśmiechnęła się. Wcale nie dlatego, że utarła nosa Kelly, ani nie dlatego, że wzięła ślub, o jakim zawsze marzyła. Uśmiechnęła się, ponieważ teraz nic nie mogło rozdzielić jej i Ratliffa. Nie mógł jej zostawić, ani zdradzić. Nigdy tego nie zrobił i nie chciał. Czekała ich wspólna przyszłość i droga do szczęścia, jaką mieli przemierzyć razem, trzymając się za ręce. Nikt nie mówił, że nie zawsze będzie usłana różami, ale zdawali sobie z tego sprawę. Ta miłość była zbyt silna, żeby cokolwiek ją na zawsze zniszczyło. Nierozerwalna, tak.

----
TEŻ CHCĘ TAKI ŚLUB! NOW! XD A tak serio to może być za kilka lat, byle z Rossiem :P Kolor przysięgi Delly to biały, Ella - szary. Połapiecie się ;)

+Mam pełną wersję Who U R z Turn It Up. Chcecie plik (mogę wysłać przez maila)? :D No i przysięgę sama pisałam ^^

niedziela, 15 grudnia 2013

72. I just wanna hit you!

OCZAMI ELLINGTONA
-Ale że jak? Przecież to zaliczałem!
-Ratliff, nikt o zdrowych zmysłach ci ślubu po takiej akcji nie udzieli. Albo zaliczas wszystko od...-ksiądz upierał się przy swoim.
-Ale dlaczego? Jestem pewien, że z nią chcę spędzić życie.
-A Kelly?
-Ona piep...-w spotkaniu z miną duchownego, spaliłem buraka-Ona powalona była! Groziła, że skrzywdzi Rydel!
-Dobrze, Ratliff. Ale jak na to bierzmowanie zaśpisz, to tylko urzędowy ślub weźmiesz, leniu! Specjalnie ci biskupa ściągnąć muszę! Niedziela na jedenastą.
-Dziękuję bardzo, naprawdę.
W korytarzu już czekała na mnie blondynka. Podniosłem ją i zakręciłem dookoła. Zaczęła smyrać mnie włosami po twarzy i chichotać.
-Udało się, Ryduś. Muszę tylko znaleźć świadka-oznajmiłem.
-Weź Rossa, ucieszy się. Rik był u Rocky'ego, Rocky u niego, a on u nikogo-posłała mi uroczy uśmiech.
-Ok. A imię wybiorę sam.
-Oj, no. A Dominik?
-Może być-objąłem ją ramieniem i pocałowałem w policzek.

*4 maja*
-Nienawidzę. Tego. Głupiego. Garnituru!-wydarłem się.
-Daj spokój, dobrze wyglądasz-uspokajała mnie Ryd.
-Powiedziała ta, co akurat wygląda mega i nie musi łazić w ciasnych spodniach!-wywarczałem.
Ross akurat przechodził korytarzem.
-Na niego wszystko idealnie pasuje!-podskoczyłem ze złością.
-Zamknijże się! Raduj pyska, że cię w ogóle dopuszczają do bierzmowania, idioto.
Kończyła właśnie podkręcać włosy. Miała na sobie białą sukienkę i kokardką pod biustem i białe buty na obcasie. Zawsze zarąbiście! A ja co?
-Idziecie, czy nie?-niecierpliwił się blondyn.
Tylko on i Blondi traktowali to poważnie. Reszta szła, żeby się pośmiać jak mnie jedynego będą bierzmować, żebym mógł w końcu wziąć ślub. Kurde, do tego trzeba śpiewać!

W końcu msza się zaczęła. Niezbyt wiedziałem, co ze sobą zrobić. Dopiero Delly mnie popchnęła. Ross położył mi prawą rękę na prawym ramieniu, biskup zrobił znak Krzyża.
-Przyjmij znamię daru Ducha Świętego-powiedział.
Wyklepałem formułkę, której ksiądz kazał mi się nauczyć. Potem musiałem śpiewać Hymn do Ducha Świętego.

-To co? Kiedy się pobieramy?-spytałem Ryd w drodze powrotnej.
-Jesteście zaręczeni?-Rik otworzył szeroko usta-Bez jaj!
-Tak-Blondi wyszczerzyła zęby.
-Wooo! Gratulacje!-krzyknęli niczym chór grecki.
-Myślałem, że dalej uważa cię za posranego dupka bez uczuć, którego miałem rozszarpać, bo NIKT NIE BĘDZIE KRZYWDZIŁ MOJEJ SIOSTRZYCZKI-Rocky zmarszczył brwi.
-Już nie-bąknąłem-Wiem, że to, co zrobiłem było okrutne i może mi nie wybaczycie, ale...
-Wystarczy, że ja cię kocham. Oni nie muszą-Rydel zawiesiła mi się na szyi.
-Dalej jesteś naszym najlepszym przyjacielem-stwierdziła Lau, a reszta jej przytaknęła.
-A szczególnie Melody-dodała Mais.
-A właśnie, Rocky-spojrzałem na bruneta-Pierdzielnę cię czymś, jak się własnym dzieckiem nie zainteresujesz.

sobota, 14 grudnia 2013

71. Stop! Don't do it!

CZĘŚĆ DRUGA

OCZAMI VANESSY
-Riker, stop! Wpadniesz!-krzyknęłam.
Backflipów mu się zachciało. Rozumiałabym, gdyby to robił w parku, ale nie obok basenu. Jeszcze sobie coś złamie!
-Daj spokój!-odparł, odbijając się od ziemi.
Fakt, imponujące. A już szeczególnie to, jak się poślizgnął i wleciał z telefonem do wody. Wybuchnęłam głośnym śmiechem. Po wygramoleniu się na brzeg, podszedł do mnie i kichnął.
-Fuu! Riker! Ty małpo!-ryknęłam-Smarkaj w szmatę, a nie we mnie!
-Sorry, ale Rocky'ego tu nie ma-wystawił język.
-Znowu się pożarliście?
-Yhym.
-Jesteście braćmi!
-Też żałuję-brunet wystawił głowę przez okno-Mogła być druga siostra. Może by się normalna trafiła.
-ROCKY, ZNIKAJ MI Z OCZU!-wywrzeszczała wściekła Rydel.
-Wy się tylko do psychiatryka nadajecie-westchnęłam ciężko.
W tym momencie chłopak mnie przytulił. O, nie! Zginie w męczarniach!

OCZAMI LAURY
-Zajmiesz się Ally?-poprosiłam-Idę spać.
-Widzisz, mała? Mama ma nas dość-odrzekł smutno.
-Jestem zmęczona, Ross. Spróbuj sam urodzić dziecko i potem z nim wszędzie biegać.
-Co trudnego w rodzeniu?-wzruszył ramionami.
-Nic, prócz cholernego bólu przez szesnaście walonych godzin, kiedy ty tępo się gapisz na Delly odbierającą poród, bo nie ma lekarza-wywarczałam.
-Ale warto było. Teraz mam dwie najśliczniejsze dziewczyny na świecie.
-Na ciebie nie da się złościć. Która zostanie chrzestną?-spytałam.
-Podobno Van ma być Mel, więc zostaje Delly.
-A chrzestnym?
-Spójrz Rikerowi prosto w oczy i powiedz, że nie on-zaśmiał się.
-Racja. Ally jest jego oczkiem w głowie.

OCZAMI MAI
Od godziny bombardowałam Rocky'ego wiadomościami, a jemu się dupy ruszyć nie chciało. Melody wrzeszczała na całe gardło, a mnie szlag nagły trafiał. U niej nie ma zmiłuj. Albo śpi, albo się drze. Wybrałam numer do Ellingtona. Jedyna nadzieja w nim.
-Halo? Maia? Co jest?
Podsunęłam słuchawkę małej.
-Ok, zaraz będę-obiecał.
Przynajmniej on ma wystarczająco dużo czasu. Do pokoju wszedł po pięciu minutach.
-Bogu dzięki! Tatuś ma ją gdzieś.
-Z tego co wiem, to Rydel go dusi. Chodź, kruszynko!-wyciągnął ręce do mojej córeczki.
Nie wiem jak on to robi, ale momentalnie przestała płakać. Władowałam się do łóżka i przymknęłam oczy.
-Zabrać ją na spacer?-zaproponował.
-Nie musisz. Wystarczy, że na nią chwilę popatrzysz. W zasadzie nikt mi nie pomaga i po prostu padam.
-Ochrzanić Lyncha?
-Weź mu przywal patelnią albo coś.

----
Taak, wiem, że krótki. Wena ze mnie uleciała ;c

piątek, 13 grudnia 2013

71. I told her but she still refuse to listen.

CZĘŚĆ PIERWSZA

OCZAMI ROSSA
-ROCKY! TY UŁOMIE PIEPRZONY!-ryknąłem, widząc, jak brunet wyrzuca moją płytę The Script przez okno-Kurna, no!
-Sorry, Kelly przechodziła-wyjaśnił.
-To tak się robi-pobiegłem do jego pokoju i wziąłem jego ulubioną zabawkową gitarę.
Po powrocie, zanim zdążył mi ją odebrać, rzuciłem prosto w... Delly. Gwałtownie odskoczyłem w tył.
-Ja pierdzielę! AU! Rocky, zginiesz!-wrzasnęła, biegnąc do domu.
Brunet popatrzył na mnie morderczo i zaczął gonić. Zatrzasnąłem mu drzwi do pokoju przed drzwiami.
-No i co takiego się stało?-Laura uniosła brwi.
-Rocky się stał. Po co on był rodzicom, no?! Po co?!
-Po to, żebyś ty był następny-zachichotała.
-Ugh.

OCZAMI RYDEL
Miałam właśnie wypchnąć dziewiętnastolatka przez okno do basenu, kiedy dostałam sygnał wiadomości. Od Roberta. Czego chce?!
-To był Ross!-jęknął Rocky.
-Spierniczaj. NOW!-rozkazałam.
Omal się nie zabił, uciekając z pomieszczenia. Spojrzałam na treść SMSa. "Kiedy ślub? ;)" Wybrałam numer do chłopaka.
-Skąd wiesz?-wymruczałam.
-Jesteś przewidywalna, a zresztą wiem, że kochasz go nad życie, bejbe. Wyślij zaproszenie, będę grzeczny.
-Dzięki za wszystko. Wyślę-rozłączyłam się.
-No siemka!-w drzwiach stanął Ell.
-A ty tu czego?
-Rocky?
-Rocky-potwierdziłam-Mówiłam mamie, że skoro Rik jest głupi, to następny lepszy nie będzie, ale nie słuchała.
-Dzięki, bro!-krzyknął blondyn.
-Nie mów tak do mnie, baranie!
-To ja lepiej znikam. Wrócę jak ci się okres skończy-Ratliff zaczął się wycofywać.
-Aaaa!-wydarłam się na całe gardło-Nie mam okresu, debile!
-Spokojnie-usiadł obok-To co w takin razie? Jesteś w ciąży? Chyba, że rodzisz, a nie było widać oznak!
-Ja pierdzielę! Słyszysz się?
-No raczej.
-Oszaleję z wami kiedyś!

----
Mega krótki, bo wieczorem może druga część :) Przy okazji założyłam nowego bloga: rikerandvan.blogspot.com
Będziecie czytać? ;D

środa, 11 grudnia 2013

70. Why me?

Dla tej czytelniczki, która ma karę, Gabi i wszystkich, którzy marzyli o sielance ^^

*1 maja*
OCZAMI ELLINGTONA
-Jest tyle dziewczyn na świecie...-zaczęła Rydel.
Właśnie kończyłem pleść dla niej wianek z różowych kwiatków. Nawet jakoś wyszedł.
-No jest...-odparłem.
-A ty wybrałeś mnie...-kontynuowała.
-No tak...
-Dlaczego?
Spojrzałem prosto w jej roześmiane oczy i zacząłem łaskotać. Chichot Delly ogrzewał moje serce.
-Bo cię kocham, Ryd.
-Ale czemu?-dociekała.
-Bo jesteś słodka, bo czasami się wściekasz o byle co i wtedy też jesteś słodka, bo zawsze oddajesz mi cukierki u twojej cioci, bo umiesz wszystko wybaczyć, bo pięknie się uśmiechasz, bo z wszystkim sobie radzisz, bo najpierw myślisz o innych, bo zawsze rozpakowujesz prezent ostatnia, w razie, gdyby dla kogoś zabrakło, bo pragniesz szczęścia dla wszystkich dookoła, a o swoje martwisz się na końcu, bo jesteś kochana, bo masz dobre serce, bo potrafisz tak mi przyrypać, że żyć się odechciewa, bo ukradłaś moje serce. Chcesz?-pokazałem jej ten "wianek".
-Ty... a co to jest?-zabawnie przekrzywiła głowę.
-Bez jaj. Aż tak źle nie jest!
-Wmawiaj to sobie-wystawiła mi język.
-Kurcze, no. To mnie naucz!
Minęło dziesięć minut, a wyprodukowała cztery wianki. Magia! Ja z jednym sobie rady nie daję! Spojrzałem z obrzydzeniem na to moje "cudo" i podmieniłem z Rydel, kiedy nie patrzyła.
-Ell, serio? Serio?-zaśmiała się.
-Ale ja nie umiem, kurna!-jęknąłem niczym sześciolatek, który wyjechał za linię w kolorowance-To dla bab!
-Ty wiesz, ile Riker robi w godzinę? Dwa razy tyle, co ja-poczochrała mi włosy.
-A co on, grecki bóg?-mruknąłem.
-Dla Nessy tak-wyszczerzyła zęby.
-Tsa. Jeszcze niedawno non stop się kłócili, a teraz są nie do rozdzielenia. Tak samo Raura i Raia.
-Masz rację. Ładne z nich pary. Jeszcze trzeba ożenić Rockusia z Mais i komplet będzie.
-A my?-upomniałem się.
-A do bierzmowania się było?-uniosła brwi.
-Będę wyglądał jak debil przy trzynastolatkach na spotkaniach!
-Zawsze tak wyglądasz, kotku-zażartowała-Wujek Ratliff śpiąca królewna.
-Kelly nie była do chrztu.
-Jej nawet chrzest nie pomoże-zakpiła, kładąc się w trawie-Może da się zaliczyć trzy lata przygotowań w rok?
-Na pewno się da. Jak masz na trzecie?
-A bo ja pamiętam? Nie no, żart. Chociaż nie... Nie pamiętam. A weź sobie Apolinary.
-Jak?
-Ogłuchłeś?
-Co to za imię?
-Normalne. Twoje przyszłe trzecie.
-Chyba żartujesz-puknąłem się palcem w czoło.
-A wyglądam, jakbym żartowała?-zrobiła poważną minę, ale zaraz wybuchnęła śmiechem.
-Ciężkie będzie z tobą życie-westchnąłem ciężko.
-Nikt ci nie każe go ze mną dzielić, Ell.
-Nie będę. Jesteś nim, więc nie mam jak się podzielić-przyciągnąłem ją do siebie.
-Aww! A jak już będziemy brali ślub, to zróbmy to tutaj.
-Też o tym myślałem. Na pewno tego chcesz? Robert może jeszcze wrócić.
-Niech sobie wraca, ale nie do mnie. Mówił, że zawsze będzie obok i wyjechał.
-Też cię oszukałem. Nie raz.
-Ale to ty. Bez ciebie nic nie ma sensu.
-Skoro tak...-wyciągnąłem pudełko z pierścionkiem z kieszeni bluzy.
-Oh-westchnęła.
-Rydel Mary Lynch, wyjdziesz za mnie?-spytałem.
-Nie.
-Co? Czemu?
-Żarcik. Pewnie, że wyjdę. Za ciebie i przed ciebie, jak już skończy się pierwsze spotkanie.
Założyłem jej pierścionek na palec.
-Jesteś szczęśliwa?
-Serce nie sługa,
Cierpień dostarcza wiele,
Do szczęścia droga długa,
metą jest wesele. *
-A po weselu wieczność
I już na zawsze razem,
Ustawisz mnie na baczność,
Pod twoim będę rozkazem-zażartowałem. *
-Daj mi swoją miłość,
A oddam swoje serce,
Historii tej zawiłość
Nie skończyła się na męce. *
-Jak ty to robisz, moja luba?
Z tobą dostaję świra, bez ciebie czeka mnie zguba. *
-Szalej, Elluś, szalej,
Bylebyś kochał dalej. *
-Kocham ja, blondyneczko,
Dobrze o tym wiesz przecie,
Najpiękniejszaś dla mnie, panieneczko
I jedyna na całym świecie. *
-Haha.
-Ryd...?
-Hm?
-Bolało?
-Jak cholera. Ale znów jesteśmy razem, a to najważniejsze.

OCZAMI ROSSA
-Lau, ile jeszcze? Chodźmy do Hollistera!
-Patrz, jakie słodkie ubranka!-pisnęła, ciągnąc mnie za rękę.
Ally w tym czasie spała. Szczęściara! Ja muszę targać siaty, a ona się grzeje.
-Nigdy więcej-mruknąłem.
-Huh, za małe. Teraz mi daj zakupy i chodź do Hollistera-zaproponowała.
-Przecież to ciężkie! Dam radę.
Wybranie fajnych ciuchów zajęło mi równo cztery minuty, przymierzanie nieco dłużej. Ostatecznie kupiłem koszulę w kratkę bez rękawów i szarą bluzę.
-Wra...-zacząłem.
-OMG! Ross Lynch!-wrzasnęła jakaś fanka, podbiegając do mnie-To Ally? Dałam jej follow!
-Jaki follow?-spytała Lau.
-Na twitterze-wyjaśniła dziewczyna.
-Skąd Ally ma twittera?-wywarczała.
-Riker-wywaliłem oczami.
-Huh. Nasze dziecko jest sławne, tak?
-Nom. Ma więcej obserwatorów od konta R5-uśmiechnąłem się.
-Oh, super. Ucz ją pisać, bo na autografy czekają!-sarknęła.

Siedzieliśmy z Lau przy pianinie, a Ally mruczała sobie najspokojniej w świecie. Przestawała, kiedy graliśmy "Forget About You".
-Dziwne, nie?-spytałem, a w zasadzie stwierdziłem.
-Może po prostu... ją lubi-odparła brunetka, unosząc kąciki ust.
-Kiedyś będzie śpiewać tak pięknie, jak ty.
-Dziękuję, Rossy-przytuliła się do mnie.
-Ej... Coś się stało. Coś się stało, rozumiesz?-krzyknąłem.
-Hej! Co jest?!
-COŚ SIĘ STAŁO!
-Hum. Hum-wypaplała Allisia.
-Awww! Słodziaku ty mój!-pocałowałem ją w czoło i wybiegłem z pokoju.

----
*Tak, zebrało mi się na rymy ;) Rydellington wydaje tomik wierszy. XD
Nic złego nie będzie mieć miejsca ^^

wtorek, 10 grudnia 2013

69. Forever together, baby. Forever. Together. Forever!

NARRATOR
Lynchowie siedzieli w salonie z Delly, która dzięki Ally i Melody nieco się uspokoiła, kiedy w drzwiach stanął uradowany Robert.
-Coś ty zrobił?-spytał go przestraszony Riker.
-Ja? Nic. Tylko rzuciłem tortem w Ratliffa, powywracałem stoły i podpaliłem Voosen sukienkę-oznajmił beztrosko.
-Jak to podpaliłeś?-krzyknął Rocky.
-No wiesz... zapalniczką, nie?
-Spaliłeś Kelly?-Laura wytrzeszczyła oczy.
-No co ty?! Tylko jej suknię. Potem wylałem na nią wodę z kibla-usiadł obok nich.
Mai w ogóle to nie ruszało, ba, przybiła brunetowi piątkę.
-Jak tam, ślicznotko?-dwudziestolatek połaskotał swoją przyjaciółkę, która wybuchnęła śmiechem.
-Prze-prze-przestań-wydusiła-Hihihi, stop!
-Ell i Kelly dzisiaj przychodzą-poinformował resztę Ryland grzebiący w lodówce.
-Co kur... czę?-wrzasnęła Vanessa-Zaprosiłeś ich?
-Raczej nasi kochani rodzice, którzy postanowili mnie wysłać na wczasy odchudzające-wparował do pokoju z górą jedzenia-Będą za godzinę.
-To zarąbiście. Idę do siebie-wywarczała Ryd.
-Weź ją zatrzymaj, bo zrobi coś głupiego-szepnął Rik do Johnsona.
-Ryduś, czekaj-zielonooki złapał ją za nadgarstek i pociągnął na kolana.
-Po co?-burknęła, spoglądając mu prosto w oczy.
Oczywiście ten pacan nie mógł wytrzymać i zamiast odpowiedzieć, pocałował ją.
-To się porobiło-skwitowała Raura.
-No... trochę-powiedziała Rydel, odpychając Robiego i uciekając do siebie.
-Koleś, weź! Nie mogłeś inaczej?-westchnął Rik-Teraz za nią leć. To bardzo uczuciowa istota.
Chłopak po kilku sekundach był już pod pokojem przyjaciółki.
-Ryd... Przepraszam.
-Nie masz za co.
-To czemu uciekłaś?
-Tak jest łatwiej. Wiesz, że go kocham.
-Mogę wejść?-nacisnął na klamkę.
-Czemu nie?
Dziewczyna leżała na łóżku, wgapiając się w sufit. Robertowi było naprawdę jej żal.
-Przeżyjesz to spotkanie?
-Nie mam wyboru-rozłożyła ręce.
Podszedł i mocno ją przytulił. Zrobiłby wszystko, żeby była szczęśliwa. Chwilowo jednak to nieosiągalne. Rozległ się dzwonek do drzwi. Dziewczynę przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Chcąc, nie chcąc musiała zejść do pokoju dziennego w towarzystwie przyjaciela. Kelly siedziała wściekła na dywanie, Ratliff ją obejmował. Riker trzymał Vankę, która chciała rozszarpać Ella, Rocky i Maia ostrzyli nóż do straszenia nowożeńców, a Raura pilnowała dzieci.
-Zagramy w butelkę?-zaproponował niechętnie najstarszy z Lynchów.
-Yhym-odparł pan młody.
Po chwili wszyscy siedzieli w kółku. Nessa była czerwona z wściekłości. Z obu jej stron siedzieli chłopcy, by w razie czego móc ją złapać. Pierwszy kręcił Robert, któremu los sprzyjał - wypadło na Voosen.
-Wyzwanie-wybrała.
-Idź się powieś, co?-uśmiechnął się sztucznie.
-Dobra, wolę pytanie.
-Wasz dzieciak też będzie chory psychicznie?
-Ugh. Nie-burknęła.
-Nie martw się, nam możesz powiedzieć-dodał Rocky.
Kelly wprawiła butelkę w ruch. Przedmiot wskazał... Rydel.
-Wyz... wyzwanie.
-Uderz Rikera.
-Ok-Blondi złapała za poduchę i walnęła brata.
-Ale...
-Nie sprecyzowałaś, debilko-zgasiła ją dwudziestolatka.
Kolejny był Ratliff.
-Pytanie.
-Ty zostajesz w zespole, czy ja?
-Ja-odpowiedział pewnie.
-No dokładnie, Delly. On zostaje w R1-"poparł" go Rockuś.
I wracamy do Robercika.
-Pytanie.
-Kochasz ją?-Ellington wskazał palcem na swoją byłą.
-Tak. A co, zazdrosny?
O ile reszta Lynchów i Mais się tego spodziewali, o tyle Rydel zupełnie nie. Przygryzła dolną wargę. Kompletnie nie wiedziała, co myśleć.
Butelka na powrót wskazała perkusistę.
-Pytanie.
-Czemu jesteś takim tępym ułomem?-zielonooki jak zwykle na spokojnie.
-To bez sensu-burknął Ell.
-No ja wiem. Po kiego grzyba nam taki idiota?
Ryd zerwała się na nogi i ruszyła w kierunku swojego pokoju. Potrzebowała chwili wytchnienia. Nie zamykała drzwi. Może akurat Ross przyprowadzi Allisię.
-Czekaj, siostra!-krzyknął Blondasek, wpychając się na chama do jej czterech ścian-Ally zaczęła za tobą wyć.
-Co mam robić, brat?
-Ale że chodzi o Ella i Roberta?
-Yhym-przytaknęła, stając przed keyboardem.
-Kochasz ich obu?
-Nie wiem... Znaczy... Ella tak, ale Robiego... Nie wiem, serio.
-Nie powiem ci, co czujesz. Ale gdybym był na twoim miejscu albo wybaczyłbym Ratliffowi i o niego zawalczył, albo pogadał z Robem. Nie musisz zaraz za niego wychodzić, ale to świetny facet i w przeciwieństwie do Ellingtona, nie zdradziłby cię. Wiesz, że ma złote serce.
-Niedojrzała miłość mówi: kocham cię, ponieważ cię potrzebuję. Dojrzała: potrzebuję cię, ponieważ cię kocham-westchnęła ciężko, naciskając na klawisze-Potrzebuję go, ale nie wiem, czemu.
-Rzuć monetą. Pomaga-wyciągnął z kieszeni monetę i podał siostrze-A tak w zasadzie... co grasz?
-Believe, Hollywood Undead-odebrała pieniążek.
-Pytanie to: kogo kochasz? Reszka Ell, orzeł Robert.
-Jak to ma pomóc?-wyrzuciła pieniążek w powietrze.

OCZAMI RYDEL
Dalej, orzeł, orz... Kurcze, faktycznie pomaga! Pech chciał, że wypadła reszka, ale dla mnie to już nie miało znaczenia. Złapałam naszyjnik od Ratliffa, wybiegłam z pokoju i ruszyłam w dół po schodach. BUM! Ktoś coś rozbił. Pewnie Nessa. Zajrzałam do salonu. Tak, Nessa.
-Zabiję cię, pieprzona małpo! Nie waż się obrażać Rikera!-wrzeszczała, usiłując podrapać Kelly po twarzy.
Podeszłam do Roberta i mocno go przytuliłam.
-Wybrałam.
Na początku nie zrozumiał. Patrzył na mnie z niemałym zdziwieniem przez dobrą minutę.
-Wybrałam, rozumiesz?
-Aah. Tak. Kogo?
Ell spojrzał na nas jakoś dziwnie. Nie umiałam określić tej emocji.
-Ciebie-uśmiechnęłam się.
-Umm... Rydel... Moja mama trafiła do szpitala i ja... Ja wyjeżdżam-oznajmił.
-Nie ma dla ciebie happy endu, Ryd-wysyczała Voosen.
Dla Rikera to było za wiele. Puścił Vankę, która z pięściami rzuciła się na żonę perkusisty. Maia tymczasem skierowała się do kuchni po nóż. A ja... stałam sobie jak słup soli.
-Za godzinę mam samolot. Przepraszam-mój przyjaciel skierował się do drzwi.
-Rydel...-szepnął Ellington-Ten ślub to ściema. Nie zdradziłem cię. Kelly kazała mi to odegrać. Chciałem twojego szczęścia. Ale skoro go kochasz...
-Niedojrzała miłość mówi: kocham cię, ponieważ cię potrzebuję. Dojrzała: potrzebuję cię, ponieważ cię kocham-powtórzyłam-Niedojrzała...
-Nie ogarniam-podrapał się po głowie.
-Ja też, ale... no... ja... po prostu chciałam, żeby na niego wypadło, bo go potrzebowałam. Rozumiesz, prawda?
-Rozumiem. Czyli...?
-Co z tym ślubem?
-Zaspałem na bierzmowanie, więc nie mogłem go wziąć. Ksiądz chciał mnie roznieść-zaśmiał się-Kelly da ci spokój, obiecała to.
-A kiedy mówiłeś, że mnie nie kochasz?
-Niszczyłem sam siebie i ciebie przy okazji też.
-Kłamałeś?-spytałam z nadzieją.
-Tak, Delly. Kłamałem.
-Czyli mnie kochasz?
-Jak wariat.
-I będziemy razem?-wtuliłam się w niego.
-Zawsze.
-Dumny jestem-skwitował Rossy-Wiedziałem, że go wybierzesz. Głupia moneta prawdziwej miłości nie rozerwie.

----
A miała być z Robertem, ale się rozmyśliłam XD Od teraz obiecana sielanka :D W tym klimacie długo chyba pociągnę, bo go lubię. W nexcie już upragniona Raura. ;D Odkryją talent Ally i dostaną szansę od losu ;) A Rik i Nessia pójdą na pierwszą randkę :P

poniedziałek, 9 grudnia 2013

68. You hurt her, buy you don't see that. You're so stupid!

OCZAMI RYDEL
-Nie, nie znam. Chyba czas odejść-westchnęłam.
-Gdzie?
-Na tamten świat, Robert-wyjaśniłam.
-Nie ważne, jaki świat wybierzesz. Zawsze będziesz moim-wyznał-Ale wiem, że żartujesz. Nie byłabyś do tego zdolna.
-No tak-uśmiechnęłam się lekko-Nie mogłabym zostawić rodziny, a poza tym nie mam zamiaru się poddać.
-Będziesz o niego walczyć?
-O niego? Nie. O szczęście dla chłopców, Lau, Van, Mai i moich bratanic.
-Moja Delly-objął mnie ramieniem-Zawsze byłaś silna i niezłamana.
-No ba! Jak mustang!-zachichotałam.
-Chcesz przytulasa?-rozłożył ramiona.
-A pewnie-wtluliłam się w niego, spoglądając do tyłu.
Ratliffa szlag nagły trafiał. Zrobił się czerwony ze złości. Ciekawe, czemu? Ugh. Miałam taką ochotę pokazać mu środkowy palec... Serio! Minęło kilka minut, a otrzymałam SMS.
"Ellington Ratliff i Kelly Voosen serdecznie zapraszają na ślub, który odbędzie się 30 kwietnia..."
Robert oczywiście zaglądał mi przez ramię. Przed nim nic nie ukryjesz. Spojrzałam mu prosto w oczy, kolana się pode mną ugięły.
-Rydel? Wszystko ok?-złapał mnie za nadgarstek.
Nie zdążyłam nawet pokręcić głową. Po prostu urwał mi się film.

Kiedy na powrót odzyskałam świadomość, byliśmy już przed salą kinową. Brunet niósł mnie na rękasz, przez co robiłam za tacę na poprorn, cole i nachosy.
-Widzę, że z wyborem filmu dałeś radę-zaśmiałam się.
-Taa, powiedzmy. Jeśli lubisz "Kubusia Puchatka" to oczywiście-wyszczerzył zęby.
-Wieczny dzieciak-pokręciłam głową z politowaniem.
-No ba.
Chwilę później zajęliśmy wybrane przez niego miejsca. Ostatni rząd, dokładnie w środku. Zaczęły się reklamy, a nikt nie wchodził. Dopiero na sekundę przed rozpoczęciem się bajki obok nas usiadł mały chłopiec. Zaczął szarpać bluzkę Roberta.
-Hm?-mruknął dwudziestolatek.
-Nie za stary na to jesteś?-spytał pewnie dzieciak.
-Skąd wiesz, że nie jestem pedofilem i nie czekam tu na ciebie?-skrzyżował ręce na piersi.
-Ogarnij się!-syknęłam, kopiąc go w kostkę-Może mieć napakowanego ojca, głupku.
-Ładna lala-stwierdził młody.
Otworzyłam usta ze zdziwienia. Niezły jest!
-Lalami to ty się bawisz. Przeproś ją-zielonooki wziął mnie w obronę.
-Bo co?
Wystarczyło, że wstał, a chłopczyk uklęknął przede mną i zaczął błagać o przebaczenie.
-Nie mógłbyś mieć dzieci-skwitowałam.
-No nie?-poparł mnie młodzik-Ale pasujecie do siebie. Długo chodzicie?
-To nie twoja sprawa, kochanie-pogłaskałam go po głowie-Jesteśmy przyjaciółmi.
-Daj spokój. Nie widzisz jak się na ciebie gapi? Eh, wy staruchy. Kompletnie bezrozumni-westchnął i zbiegł na dół.
-Co to było?-parsknęłam śmiechem.
-Nie wiem-klapnął w fotelu.
Usłyszałam trzask, w przeciwieństwie do niego.
-Robi, wiesz, że siedzisz w nachosach?
-O kurde! Ej, serio?-obrócił się-Nowe spodnie!
-Hahahaha, zupełnie jak...-przerwałam. Za bardzo boli.
-Delly, wybierasz się tam?-wiedziałam, że mówi o ślubie. Czułam to w kościach.
-Nie nam pojęcia. A czemu pytasz?
-Bo chcę iść z tobą. Mam wielką ochotę spieprzyć mu imprezę-odparł beztrosko.
Podziwiam go. On absolutnie ma na wszystko wywalone, zawsze mówi prosto z mostu, co mu leży na sercu, a jak go ktoś wpieprzy to daje mu w pysk. No ale on sobie może, bo ma 190 i ni w ziemniaka mu nikt nie podskoczy. A ja... Co ja mogę? Niby siłę mam, ale takiego Ellingtona na łopatki nie rozłożę. Chociaż...
-Jak mam być szczera, to nie wiem, czy psychicznie dam radę.
-No proszę cię!-prychnął-Jesteś Rydel Lynch, kobieto!
-No chyba wiem, nie? Mam to w dowodzie.
-To ty masz dowód?-wytrzeszczył oczy-Gdzie można kupić?
-Jezu, drugi Riker-zasłoniłam ręką oczy-Nie przyznaję się do ciebie.

*30 kwietnia*
NARRATOR
-Jesteś pewna, Ryd?-spytała z troską Vanessa.
-Tak. Dam radę. A jakby co, to mam Robiego-odpowiedziała Blondi.
Szatynka właśnie kończyła upinać koka swojej przyjaciółce. Trzeba przyznać, że Delly wyglądała przecudownie! Miała na sobie sięgającą do połowy uda białą, lekką sukienkę z kokardką na plecach i w ręce parę butów na obcasie w tym samym kolorze. Laura plotła z Rossem wianek ze stokrotek, jaki dwudziestolatka miała włożyć na głowę. Riker, Rocky, Maia i maluchy wybrali się do parku. Ally oczywiście jechała u wujka na barana. Asekurowała ją Mitchell. Brunet w tym czasie śmigał z wózkiem między drzewami. Dzień zapowiadał się dość fajnie.
-No heej!-krzyknął Robert, stając w drzwiach-Jezu, anioł! To cud! Ludzie! Cud!
Miny sąsiadów były bezcenne. Osiedle należało do spokojnych, a na pewno nikt nigdy nie darł się na cały regulator o cudach. Dziewczyny myślały, że Johnson oszalał, ale tak na prawdę faktycznie twierdził, że w pokoju stoi anielica.
-Rydel?-otworzył szeroko oczy-Wyglądasz bosko! Mam coś dla ciebie.
Wręczył jej białą różyczkę. On sam miał na sobie krótkie spodenki. O koszulkę się nie pokusił. No cóż, przynajmniej klata mega.
-Wygonią was. Ciebie, bo pobijesz na urodę pannę młodą-słowa skierowała do Rydel-A ty... wyglądasz jak żul.
-To dobrze. Tak ma być-chłopak uśmiechnął się tajemniczo.
-Jak nie wrócimy przed północą, to szukaj na posterunku-zachichotała blondynka, łapiąc Robiego za rękę.
Przed kościołem stali po kilku minutach. Na czas mszy zielonooki wdział koszulę w kratkę. Aż na tyle głupi nie był, żeby po świętym miejscu latać na wpół nago.
-Wchodzimy?-szepnęła Ryd.
-Tak. I pamiętaj, że jesteś najpiękniejsza-pocałował ją w policzek, na co się zarumieniła-Jeszcze ładniej.
Otworzyli drzwi i wparowali do środka. Dziewczyna kierowała się w stronę ławki, ale on pociągnął ją niemal pod sam ołtarz i dopiero wtedy skręcił w lewo, bezwstydnie pchając się między rodziców Ratliffa. Msza już dawno się zaczęła, przyszli małżonkowie mieli składać sobie przysięgę.
-Czy ty, Kelly Voosen, bierzesz sobie za męża obecnego tu Ellingtona...-i tak dalej, i tak dalej.
-Tak, biorę.
Rydel przygryzła wargę. Robert objął ją ramieniem i zagwizdał. Wszyscy, włącznie z Ellem, skierowali na niego wzrok.
-Popatrz jej prosto w oczy i powiedz, że nie kochasz-zaczął.
-Jesteś w kościele, młodzieńcze-zaczepiła go babcia Ratliffa.
-Walczę o szczęście jej i tego dupka. Jak nie mogłem wcześniej, to będę teraz-wzruszył ramionami.
-Powiesz?
-Powiem-brązowooki przyjął wyzwanie-Rydel...
Spojrzał prosto w jej czekoladowe oczy i na chwilę się zawahał.
-Nie kocham cię-dokończył.
-Po co wam ta cała szopka?-wrzasnęła-I po kiego grzyba to mówisz? Przecież wiem, do cholery! Gdybyś kochał, to byś nie zdradził! Jeśli chcesz, żeń się! Śmiało! Wiedz jedno - już NIGDY, kurna, więcej nie staniesz pod naszym domem, nie odezwiesz się do nas ani słowem i nie spędzisz z nami ani chwili. Podejrzewam, że i tak Maia rozwali ci ten pusty łeb zanim nacieszysz się miesiącej miodowym. Z moimi przyjaciółkami się nie zadziera, kotku. A ty, Robert, przestań! Zgodziłam się tu przyjść, choć wiesz, co czuję. Błagam, nie odwalaj!
Po tych słowach usiadła w ławce, jakby zupełnie nic się nie stało.
-Czy ty, Ellingtonie Ratliffie, bierzesz sobie za żonę...-ksiądz ponownie wyklepał swoją kwestię.
-Tak, biorę-odpowiedział pewnie.
Dwa słowa zmieniły już na zawsze życie Ryd. Jakaś część jej umarła. Wszystkie wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. Omal nie wybuchnęła płaczem.
-Zadowolony jesteś, debilu?-Robert nie miał zamiaru odpuścić-Popatrz na nią jeszcze raz. Cierpi. Przez ciebie i twoje zesrane humory. Jak masz okres, to idź się upij, a nie rań najważniejszą dla siebie osobę, bo ci się tak podoba. Mam ochotę cię zabić, ale ktoś musi się nią zająć. Poza tym w pace nie dają ciastek. Także ten... Byłeś moim przyjacielem i wiem, że Rydel jest dla ciebie tą jedyną. Wiem też, że z tą psychopatką Voosen nie wytrzymasz i w końcu pewnie się powiesisz. Ale jak wolisz, to ukrywaj uczucia. Po co być szczęśliwym, nie?
Wziął roztrzęsioną przyjaciółkę i ruszył z nią w stronę domu.
-Mam nadzieję, że się tortem udławisz, ty ułomie-wywarczał jeszcze.
Blondi całą drogę dusiła się od płaczu. Między spazmami, oglądała się za siebie.

Przed domem czekała cała rodzina Lynchów i Maia na doczepkę. W Rikerze się zagotowało na widok siostry.
-Co się stało?-spytał.
-Bajka się skończyła-westchnął smutno Robi-Pilnujcie jej cały czas. Muszę iść rozwalić mu wesele.
Podał dwudziestolatkę blondynowi i zawrócił.
-Nie smuć się. Będzie dobrze. Wydamy cię za Roberta-starał się ją rozbawić Rik, ale średnio mu to wychodziło.

----
Nie wiem, co w nexcie. Chyba sama Raura ;D Jak chodzi o Rydellington to szykujcie się na sporo akcji, głównie w wykonaniu Roberta. Aczkolwiek będzie się to przeplatać z sielanką ^^

niedziela, 8 grudnia 2013

67. Thank you. You change my life. You are my life.

OCZAMI LAURY
Od kilku minut stałam pod moim pokojem z Ally na rękach. Ross oczywiście był w trakcie przygotowań i za cholerę nie chciał nas wpuścić.
-Jeszcze pięć minut!-krzyknął.
Maleńka akurat stwierdziła, że mnie obrzyga i będzie dobra zabawa!
-A nie mogłaś odpicowanego tatusia?-mruknęłam, waląc pięścią w drzwi-Wpuść mnie, no!
W końcu się uchyliły. Z obrażoną miną wparowałam do środka, nawet nie uraczając Blondaska spojrzeniem. Ally wsadziłam do jej łóżeczka, a sama wyrzuciłam wszystkie sukienki z szafy. Praktycznie żadna mi nie pasowała. Ostatecznie wybrałam żółtą i zniknęłam z nią w łazience. Czas na prysznic.
-Ross, przebiesz Ally!-poprosiłam.
-Ja mogę!-zaoferował Rik, na co wybuchnęłam śmiechem.
-No ok! Byleby któryś to zrobił!
Byłam gotowa w piętnaście minut. Zdążyłam nawet, jak co rano, podkręcić włosy. Na mój widok osiemnastolatek otworzył usta.
-Wyglądasz...
-... ślicznie!-dokończył jego brat, który właśnie wkładał Ally różową spódniczkę i białą bluzeczkę.
-A gdzie my idziemy?-spytałam.
-Zobaczysz-dwukrotnie uniósł brwi.

Godzinę później siedzieliśmy na plaży, oglądając zachód słońca. Blondyn wyciągnął z krzaków gitarę i zaczął grać "If I Can't Be With You". Nie wnikam, skąd wziął się tam instrument. Ally oczywiście była zachwycona, ja zresztą tak samo.
-Awww! Rossy...
-Hm?
-Jeśli byś mógł, co byś zmienił?
-Nigdy w życiu nie dałbym Carter cię zranić. I nie krzywdziłbym cię-wyznał-A ty?
-Nie muszę nic zmieniać. Kiedy jestem z tobą, wszystko jest perfekcyjne-objęłam go mocno.
-Proszę-podał mi czerwoną różę-Ona kiedyś zwiędnie, ale nie moja miłość do ciebie. Jej płatki stracą barwę, ale nie nasze wspomnienia. Będziesz musiała ją wyrzucić, ale ja nigdy nie odejdę. Ona nie zostanie w twoim sercu, ale ja się o to postaram.
-Oh-westchnęłam.
-Za co mnie kochasz, Lau?
-Za wszystko. Za to, że jesteś. Za twój uśmiech i poczucie humoru. Za to, że zrobiłbyś dla mnie wszystko. Za to, że bez wahania wybiegłeś do mnie w samych bokserkach w nocy. Za to, że przytulasz mnie, kiedy tego potrzebuję. Za twoje wady też. Za...-chciałam wymieniać dalej, ale mnie pocałował.
-Dziękuję, że zmieniłaś moje życie-szepnął-A raczej za to, że nim jesteś.

*29 kwietnia*
OCZAMI RYDEL
Obudził mnie mój nowy dzwonek, którego od dzisiaj szczerze nienawidzę. Ratliff. Odebrałam.
-Wal się-wywarczałam.
-Rydel... Żenię się-oznajmił.
-To się żeń, ale nigdy więcej do mnie nie dzwoń. Zesranego dnia ci życzę, a teraz spieprzaj-rozłączyłam się i zaczęłam wrzeszczeć na cały głos.
Nagle ujrzałam w drzwiach Roberta. Um... A on co tu robi? Szybko zakryłam się kołdrą i nadal darłam.
-Spokojnie, Delly. Przyniosłem ci coś-usiadł obok.
-Mam dość, rozumiesz? Mam tego wszystkiego dość!
-Pamiętasz o kinie?-spytał z uśmiechem.
-Tak, pamiętam. To co dla mnie masz?
-To-wręczył mi naszyjnik z zawieszką w kształcie łezki z wygrawerowanym "R".
Po chwili po moich policzkach pociekł ich strumień. Jednym gwałtownym ruchem zerwałam naszyjnik od Ratliffa i cisnęłam nim w kąt pokoju. Robert bez słowa założył mi prezent od siebie.
-Chcesz się wygadać?
-Czemu miałabym cię zamęczać?
-Każda chwila spędzona z tobą jest warta więcej niż milion dolarów. Uwierz mi, chętnie posłucham.
Położyłam mu głowę na kolanach. Zabrał się za splatanie mi włosów, a ja próbowałam uspokoić oddech.
-Dużo się stało. Nie raz mnie zdradził. Wybaczałam. Tylko widzisz... on się z nią żeni-załkałam.
-Rydel, ten dupek nie jest ciebie wart. Jak chcesz to mogę mu ubić pyszczek-wyszczerzył zęby.
-Nie. Niech sobie z nią żyje, ma dzieci i w ogóle. Ja tylko chciałam być szczęśliwa, nigdy nie miałam zamiaru niszczyć Kelly planów. Nie byli razem, kiedy zaczęłam się z nim spotykać. W czym zawiniłam?-spojrzałam mu prosto w zielone oczy.
Robi był wysoki, miał koło 190 cm. Do tego dobrze zbudowany, brunet. Zawsze pogodny, z poczuciem humoru. Żarłok, dość impulsywny. Mimo wszystko kochany. Nikt nie poprawiał mi humoru tak szybko jak on, z wyłączeniem braci. Wyjechał z Miami po kłótni z ojcem. Teraz wrócił. Nie wiem, czemu, ale nic lepszego się wydarzyć nie mogło. Trafił idealnie.
-Niektórzy po prostu mają pecha w miłości-wzruszył ramionami.
-Tak-westchnęłam-Czuję się niepotrzebna.
-Każdy cię potrzebuje, choćby ja-oznajmił, kończąc drugi warkoczyk.
-Możemy wcześniej iść do kina?-poprosiłam.
-Miałem o to pytać. Będę czekał u Rikusia. Czas obudzić kolegę.
W czasie, gdy się ubierałam, Robercik wcielał w życie swe plany.
-Co jest?!-krzyknął Rik, spadając z łóżka-Zginiesz, baranie!
Podniósł książkę z szafki nocnej i cisnął w mojego rówieśnika. Ten oczywiście uniknął zderzenia z przedmiotem. Pękałam ze śmiechu.
Swoją drogą przez uchylone drzwi mam dobry widok.
-Więc co cię tu sprowadza, idioto?-spytał blondyn, krzyżując ręce na piersi.
-Idziemy z Ryd do kina, Śpiąca Królewno.
-Szkoda, że stałeś w kolejce po wygląd, kiedy Bóg rozdawał rozum-odgryzł się.
-Szkoda, że ty się na wygląd nie załapałeś-pokazał mu język.
-Załapał-Van podbiegła do swojego męża i pocałowała go w czoło-Vanessa Mar... Lynch jestem.
-Robert, nazwiska nie pamiętam-przedstawił się żartobliwie.
-Johnson-przypomniałam mu, wychodząc z pokoju.
-Leć z nią, kochasiu-zaśmiał się Riker-Pasujecie do siebie, będę was shippował.
-Huh. Chodźmy-złapałam go za rękę.
-Ok. Aż ci dyplom wypiszę, Rik. Tylko naucz się czytać-zielonooki wziął mnie na ręce i zniósł na dół.
-Idealny dla niej-usłyszałam jeszcze stwierdzenie Ness.
Może i ma rację...
-Postawisz mnie na ziemi, Robert?
-A po co?
-Buty chcę ubrać-wyjaśniłam.
-I bez nich wyglądasz genialnie-poruszył brwiami.
Z politowaniem pokręciłam głową. Ostatecznie mnie puścił, więc swobodnie założyłam obcasy. Ruszyliśmy wzdłuż drogi, trzymając się za ręce. Ale to nic nie znaczy, serio! Nagle ktoś kopnął bruneta w kostkę. Małe zrobiło to na nim wrażenie.
-Serio, Ratliff?-obrócił się i spojrzał mu prosto w oczy-Chcesz mieć czym wymówić przysięgę?
-No przecież zawsze się praliśmy!-wywalił oczami-Jesteśmy przyjaciółmi, nie?
-Byliśmy, dopóki nie skrzywdziłeś Delly.
-Ja... Czekaj... Rydel?-wyciągnął do mnie rękę.
-Ugryzę cię-zagroziłam.
-Nie dotykaj jej-wywarczał Robert.
-Bo co?-postawił się Ellington.
-Naprawdę się nie boisz?-zaśmiał się.
Ell powoli odpuszczał, ba, kolana się pod nim uginały.
-Jeszcze raz spróbujesz ją skrzywdzić, a twój marny żywot dobiegnie końca-poinformował go Robi.
-Nagle zapałałeś do niej miłością? To tylko Rydel-słowa chłopaka wbiły mi nóż w serce.
-Nigdy jej nie kochałeś?
-Kochałem. Kiedyś-odparł.
-Tylko Rydel?-powtórzyłam z żalem.
-No... Tak, przykro mi-spojrzał mi prosto w oczy, kiedy to mówił.
-Dla ciebie to tylko Rydel, bo jesteś debilem. Dla mnie jest najwspanialsza-po tych słowach przypierniczył mu prosto w nos i pociągnął mnie w przeciwną stronę.
-Tylko Rydel...
-Aż Rydel-zaakcentował pierwsze słowo-Znasz swoją wartość.

----
Teraz to sobie zrypałam plany i nie wiem, jak wszystko się skończy, serio. Rydellington is over, na długo. Chyba, że nie XD Może jutro Robercika dam do bohaterów, a wiedzcie, że boski <3 Ally już jest ^^ U Mel nadal wybieram kolor włosów. Jakieś sugestie? Może autorka imienia wybierze?

W nexcie będzie się sporo działo ;) A Raury wyszło mało... Wynagrodzę wam to ^^

Obiecane wróżby :)

Wróżby tylko dwie, bo więcej osób się nie podpisało. Mam nadzieję, że przypadną wam do gustu. Wszelkie reklamacje w komentarzach ;)

Dla Ania Fanka:


Dla Niewi:


66. I haven't better idea.

OCZAMI RYDEL
... Ell. Riker poszedł otworzyć, a ja w tym czasie oddałam Ally bratu i pobiegłam do kuchni.
-Jest Rydel?-spytał ten fałszywy palant.
-Ona jest, ale ciebie zaraz może nie być-wysyczał blondyn.
-Rik, co jest?-spytał zdezorientowany Ross.
-Nasz kochany Ratliff będzie mieć dzidziusia.
-To chyba dobrze?-Blondasek nie ogarniał.
-Z Kelly-dodał dwudziestodwulatek.
-Wydrapię ci oczy-zagroził Ellowi Jersey, łapiąc go za koszulę-Zginiesz marnie, kretynie zasrany!
Słownictwo Rossiaczka przyciągnęło Lau i Van.
-Co jest?-wymruczały, przecierając oczy.
-Kelly. Dziecko-wywarczał Blondasek, popychając Ellingtona na drzwi.
-Rossy, kotku, odsuń się-poprosiła Ness.
Posłusznie wykonał polecenie, a ona rzuciła się na zdrajcę z pięściami. Z nią lepiej nie zadzierać. Potem wpadła Maia, której nie musieli nic tłumaczyć, bo wszystko słyszała. Wzięła do ręki nóż i wbiła w stół.
-Spierniczaj. Teraz!-rozkazała.
Tak się przestraszył, że omal nóg nie pogubił w drodze powrotnej. Czekała na niego jeszcze jedna niespodzianka - RyRy i Rocky zbombardowali go balonami z wodą z balkonu.
-Mitchell, jesteś genialna!-wrzasnął dziewiętnastolatek, wychylając się przez balustradę.
-Ja wiem-zaśmiała się-Na ciebie już ostrzę.

*28 kwietnia*
NARRATOR
Cały tydzień minął Lynchom i Mai na pocieszaniu Ryd i wpychaniu w nią jedzenia. Zresztą na marne, bo ani się nie uśmiechała, ani nie chciała niczego tknąć. Nawet pizzy! Raz na dwa dni ulegała, ale po za tym masakra, krótko ujmując. Ich rodzice niestety wyjechali, więc nie mieli co liczyć na dodatkową pomoc.
-Delly, musisz jeść!-to zdanie najstarszy z braci powtarzał w koło Macieju od dobrych dwóch godzin.
-Nie chcę. Mogę iść na spacer?
-Tak, jeśli coś zjesz po powrocie.
-Okej-uległa, ruszając w stronę drzwi.
Ubrała swoje różowe Converse'y i wyszła. Po kilku minutach drogi poczuła, jak ktoś łapie ją za ramię. Wzdrygnęła się i gwałtownie odskoczyła, omal nie wpadając pod samochód.
-O Boże! Rydel!-krzyknął radośnie Robert, stary przyjaciel Blondi.
-Um... hej-odparła niechętnie.
-Jezu, aleś ty chuda! Jesz coś?
-Nie.
-Co? Czemu?-na jego twarzy malowały się troska i zdziwienie.
-Jakoś przestałam odczuwać głód-wzruszyła ramionami.
-Zamieniłaś się w wampira?-zażartował.
-Raczej zostałam zdradzona, ale zwał jak zwał.
-Tak mi przykro...
-Szkoda, że nie Ratliffowi.
-To on?
-A i owszem-uśmiechnęła się kwaśno.
-Mogę jakoś pomóc?
-Dojść do domu. Nie mam siły-westchnęła.
-Najprędzej tam, Delly. Chodź, zawijamy!-wskazał palcem na kawiarnię po drugiej stronie ulicy.
-Dobrze.
Może by i odmówiła, ale dawno nie widziała dwudziestolatka. W zasadzie jakieś dwa lata. Zajęli stolik przy oknie i zamówili górę tostów.
-Chcesz wiedzieć, co się stało, prawda?-odgadła.
On tylko pokręcił twierdząco głową.
-No widzisz... Nie mam ochoty opowiadać wszystkiego, ale niedawno dowiedziałam się, że Kelly jest z nim w ciąży.
-Nie przejmuj się nim.
-Tobie łatwo mówić, Robi. Miałam chwilową przerwę, ale od jutra znów muszę z nimi grać. Do tego chłopcy chcą go udusić, przez Van pewnie ma śliwę, a Maia groziła mu nożem.
-A... co to za dziewczyny?
-No tak, nie znasz ich. To moje przyjaciółki. Maia kiedyś chodziła z Rossem, teraz ma córkę z Rockym. Rossy za to ożenił się z Laurą, a ona urodziła mu Ally. Z kolei Lau ma siostrę i to właśnie Vanessa - żona Rikera-wyjaśniła.
Przez najbliższe kilka godzin zjedli wszystko, co tylko było w karcie. Robert bowiem jest żarłokiem jakich mało, co wcale nie znaczy, że swoje waży. Wręcz przeciwnie! Ma taki sam rozmiar jak najstarszy z Lynchów, który do grubych nie należy. Tak tylko twierdzą jego kochani bracia.
-Ryd, może pójdziemy do kina?-zaproponował chłopak.
-Pewnie-przytuliła go mocno-Tęskniłam!
-Ja też! Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo. Będę po ciebie o piątej.
Na pożegnanie pocałowała go w policzek.

Gdy stanęła w drzwiach swojego pokoju, zobaczyła małą Allisię na jej łóżku.
-Hej, kochanie!-wzięła szkraba na ręce i właśnie wtedy zobaczyła karteczkę przyklejoną do rączki dziewczynki-Ciociu, zjedz coś... Serio Riker?
-Nie miałem lepszego pomysłu-bąknął, wychodząc z szafy.
-Robi wrócił-oznajmiła-Byliśmy w kawiarni.
-Aa... Czyli się najadłaś-na twarzy blondyna wykwitł uśmiech.
-Tak. 20 tostów, 10 naleśników i pięć ciastek.
-WOW! Masz spust! Ale on pewnie dwa razy więcej, co?
-Yhym-zachichotała.
-Rydel, dasz mi moją kruszynkę?-poprosiła Lau, która zupełnie nagle pojawiła się obok-Ross ma dla nas niespodziankę.
-Pewnie-podałam jej malutką.

----
W nexcie dużo Raury ^^ Z wróżb chyba muszę zrezygnować, bo nie mam dostępu do kompa... Chociaż... jutro postaram się zrobić, ok?

piątek, 6 grudnia 2013

65. I can't believe! I hate you!

*21 kwietnia*
OCZAMI RYDEL
Wstałam najwcześniej, więc postanowiłam wymknąć się do Ella. Szybko ubrałam białą sukienkę w czerwone kwiaty, buty na obcasie i wyszłam na ulicę. Na szczęście nie mieszkał daleko, ba, zaraz obok. Śmiało zapukałam do drzwi, otworzyła mi jego mama.
-Dzień dobry, kochanie-przywitała mnie-Ty do Ellingtona? Jest u góry.
-Dzień dobry. Ja... tak, ja do niego-uśmiechnęłam się szeroko i po zostawieniu butów w przedpokoju, wybiegłam po schodach na piętro.
-Będziesz ojcem i dobrze o tym wiesz!-usłyszałam wściekły głos Kelly.
Dla pewności zajrzałam za drzwi. Dziewczyna odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia, trącając mnie w ramię.
-O co chodzi?-załkałam, gdy ta wiedźma zniknęła.
-Przepraszam, Rydel...-wyszeptał.
-Zdra... zdradziłeś mnie?
-Przepraszam.
-Nie wierzę! Jak możesz? Nienawidzę cię! To koniec! I nas, i R5. Grajcie sobie w czwórkę-wrzasnęłam.
Pewna część mnie po prostu umarła. Za bardzo kochałam, żeby wybaczyć. Kiedy szłam w kierunku drzwi, powiedział jeszcze, że mnie kocha. Puste słowa. Kocha, a zdradza. Na tym polega ta jego cholerna miłość? Nawet nie wiem, kiedy z powrotem znalazłam się w domu. Riker czekał na mnie w salonie. Usiadłam obok i mocno go przytuliłam.
-Będziesz zawsze ze mną, braciszku?
-Oczywiście! Co się stało?-spytał z troską.
-Ratliff zostanie ojcem-odparłam z żalem.
-Woow! Gratuluję!-wyszczerzył zęby.
-Dziecka Kelly, Rik-dodałam-Nie chcę go widzieć, odchodzę z R5.
-Nie możesz! Jesteś częścią zespołu, Delly!-oponował.
-To pozwól mi na przerwę.
-Ok. Pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Wiem, że to głupie... Ale chcę, żeby ktoś cię pilnował. Ja, Ross i Rocky, na zmianę.
-Nie, Rik! Oni mają dzieci, a ty Vanessę!
-To dziewczyny będą cię pilnować z nami-uśmiechnął się lekko.
-Czy ja wyglądam na psychopatkę, która chce ze sobą skończyć?-burknęłam.
-Dlaczego? Raczej miałem na myśli poprawianie humoru. Ooo, wiem! Patrz!-wyciągnął telefon i kliknął w galerię.
W jednym z folderów pod nazwą "Ally" miał dwa tysiące zdjęć. Haha. Oszalał na punkcie bratanicy. Ale muszę przyznać, że ja też. Allisia i Melody są przekochane!
-Pooglądaj, a ja kogoś przyprowadzę-poklepał mnie po plecach i zniknął.
Minęły góra dwie minuty, a usłyszałam czyjeś mruczenie. Oh. Przyniósł małą. Wzięłam ją na ręce i zaczęłam kołysać. Chwyciła mnie za włosy, jak to miała w zwyczaju.
-Oj, Kruszynko. Wyglądasz jak twoja mamusia!-połaskotałam ją lekko-Rossy zabije twojego głupiego wujka.
-Zwalę na ciebie-zaśmiał się, podając najmłodszej Lynch palec wskazujący.
Bez wahania go złapała. Coś czuję, że się dogadają, jak będzie starsza. Pff, na pewno się dogadają.
-A wiesz... Miny takie jak ty robi-stwierdziłam.
-Coś musi po mnie mieć-odparł z dumą.
-RIKER!-wrzasnął Blondasek-Gdzie Ally? Boże, porwali ją!
-Jesteśmy na dole!-odkrzyknął.
Przerażony osiemnastolatek prawie zabił się na schodach. Widząc córeczkę, pstryknął naszego geniusza w ucho.
-Widzę, że sprawdza się w roli ukochanej bratanicy?-zaśmiał się młody.
-Tak-odpowiedziałam krótko.
Spokój przerwało pukanie do drzwi. Założę się, że to...

----
Wróżby pewnie dam jutro ^^ Tymczasem łapcie obiecany rozdział :*