środa, 20 listopada 2013

52. I need you right here and right now. NOW!


OCZAMI RYDEL
-Jak się czujesz?-usłyszałam głos Rikera.
-Wprost genialnie-odparłam sarkastycznie-I nie licz na to, że cię wpuszczę.
-To sobie postoję pod drzwiami.
-To stój. Znam cię dwadzieścia lat i wiem, że zaraz pójdziesz. Wystarczy, że poczujesz jabłka.
Nagle na moim oknie rozbił się balon z wodą. Wrzasnęłam na cały regulator. Zupełnie, jakbym zobaczyła ducha.
-Rydel? Rydel! Co jest?-w głosie blondyna słyszałam troskę.
Zaczął walić pięściami w drzwi i szarpać za klamkę, która w końcu odpadła.
-Uspokój się, Rik! Jak mam teraz wyjść?
-Zawołam...-nie dokończył.
-Ellingtona. To chciałeś powiedzieć.
-No tak. Tylko on zna się na rozwalonych drzwiach.
-Wydrapię wam oczy jak tylko uda mi się wydostać, obiecuję-zagroziłam.
-Lecę po niego. Czekaj chwilę.
-A mam wybór?-warknęłam, wstając z łóżka.
Może to głupie, ale miałam zamiar schować się do szafy. Za wszelką cenę chciałam uniknąć spotkania z Ratliffem. Poza tym niedawno zrobiłam test ciążowy i schowałam go właśnie tam.


NARRATOR
Zrozpaczona dziewczyna wepchnęła się między ubrania i sprawdziła wynik, który z jednej strony ją ucieszył, a z drugiej wywołał płacz. W tym samym czasie dwudziestodwulatek dobijał się do domu swojego przyjaciela.
-Cześć-przywitał do Ell, uchylając drzwi.
-Musisz naprawić klamkę. Delly jest uwięziona w pokoju-wytłumaczył na jednym tchu blondyn.
-Huh. Nawet nie pytam, jak to zrobiliście.
-I dobrze.
Ratliff szybko założył buty i kurtkę. Całą drogę milczeli. Starszy nie miał ochoty wyrzucać Ellingtonowi, że przez niego Rydel cierpi. Wolał siedzieć cicho. Podczas gdy brunet wbiegł po schodach na górę, Rik zabrał się za szukanie potrzebych rzeczy. Śrubokręty i inne pierdółki.
-Delly... Jesteś?-spytał jej rówieśnik.
Odpowiedzi się nie doczekał, ale mimo wszystko wiedział, że nie opuściła swoich czterech ścian. Z drugiego piętra nie wyskoczy, prawda? Udało mu się naprawić klamkę w jakieś pół godziny. Po tym wrócił do rodziny. W końcu Wigilia się zbliżała z każdą chwilą.
*20, dom Lynchów*
Wszyscy siedziedzieli przy stoje wigilijnym, z naładowanymi po brzegi jedzeniem talerzami. Tylko ten należący do Ryd i ten dla niespodziewanego gościa były puste.
-Siostra, zjedz kawałek ciasta!-nakłaniał ją zmartwiony Ross.
W spotkaniu z pełnym bólu spojrzeniem Blondi, zamknął usta. Rozmowa nijak się nie kleiła. Nie mogli wspominać o ślubie Rikessy albo Raury by nie dobić jeszcze bardziej dziewczyny. Jej myśli kręciły się wokół opłatka. To ona co roku chodziła do Ratliffów jako przedstawicielka rodziny. Tym razem pewnie nie będzie inaczej. Najpierw dzielili się między sobą w czym wyjątkowo chętnie uczestniczyła. Potem Rocky zrzucił karpia na kolana Mai, która wybuchnęła śmiechem.
-W nocy wsadzę ci go do gaci-oznajmiła.
-Uh, super-mruknął.
-Delly, idziesz?-spytał najstarszy z piątki rodzeństwa.
-Tak.
Byli zdziwieni jej odpowiedzią, ale nie skomentowali tego. Szybkim ruchem zgarnęła duży opłatek ze stołu i opuściła dom. Nawet nie ubrała na siebie kurtki, jedynie czarne kozaki, bez których nie mogłaby się ruszyć. Na zewnątrz było zimno, dokładnie 6 stopni na minusie. Śnieg nadal padał. Idealne warunki do bitwy. Zatrzymała się przed drzwiami i niepewnie nacisnęła dzwonek.
-Witaj, Rydel! Wejdź proszę, dziecko moje. Kelly i Ell mają dla ciebie zaproszenie na ślub-przywitała ją pani Ratliff.
-J-jaki ślub?-wyjąkała.
-Nie chwalili się?
-Nie-odparła sucho.
Łamanie opłatka z najstarszymi poszło łatwo. Gorzej, kiedy zbliżyła się do niej Kelly.
-Hej, kochana! To dla ciebie-wręczyła jej kopertę, na którą zaraz skapło kilka słonych łez blondynki.
Złożyły sobie życzenia, z obu stron nieszczere. Ryd kierowała się do wyjścia, kiedy poczuła na ramieniu czyjąś dłoń.
-Robię to dla ciebie-powiedział Ellington, odwracając ją twarzą do siebie.
-Daj mi spokój. Życzę ci, żebyś był dobrym ojcem, a teraz zniknij mi z pola widzenia, bo coś ci zrobię-po tych słowach wybiegła na ulicę.
Zaproszenie wepchnęła do kieszeni spodni. Może jej rodzeństwo będzie zainteresowane. Ona na pewno nie. Skręciłs w jedną z ciemnych uliczek, nie zdając sobie sprawy z przyszłych konsekwencji.


OCZAMI ELLINGTONA
-RYDEL!-krzyknąłem najgłośniej, jak tylko umiałem-Wracaj!
-Elluś, co cię napadło? Do rodziny się spieszy!-uciszyła mnie mama.
-Co mnie napadło? Miłość! Nie kocham Kelly! Groziła, że skrzywdzi Rydel i dlatego tu jest. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś się stało mojemu Cukierkowi.
-Jakiemu cukierkowi? Co ty pleciesz?-odkrzyknęli chórkiem wszyscy obecni w pokoju.
-Oj, Kelly, nie udawaj głupszej, niż jesteś. Dobrze wiesz, co czuję do Delly. Specjalnie wysłałaś tego SMSa.
-Nie wiem, o czym mówisz-szepnęła.
-Wypad!-wrzasnąłem, wskazując ręką na drzwi.
-Jest Wigilia!-odparła.
-Gówno mnie obchodzi, co jest! Tam masz drzwi i znikaj stąd!
-Synu, brak mi słów-tata z niedowierzaniem pokręcił głową.
-To pod choinkę kupię ci słownik-warknąłem, wymykając się na ulicę. Od razu ruszyłem w stronę parku z nadzieją, że tam znajdę Rydel.


NARRATOR
Delly spokojnie podążała przed siebie, aż nie zauważyła ciemnej postaci. Przystanęła na chwilę i poczęła się w nią uporczywie wpatrywać?.
-Już mnie zapomniałaś?-syknęła jakaś dziewczyna-Carter Voosen.
-Carter... Voosen?
-Siostra Kelly-wytłumaczyła.
-No to jestem w ciemnej dupie-mruknęła Blondi.
-Bingo, cukiereczku!-zaśmiała się ta psychopatyczna małpa, wyciągając pistoletet.
-O-ou!-jęknęła Delly.
To były sekundy. Sekundy, w czasie których mogła uciekać, ale w głębi duszy wiedziała, że to nic nie da. Siedemnastolatka bez wahania i trafiła w rękę swojej byłej koleżanki. Starsza padła na ziemię, mimo wszystko nie tracąc nawet przytomności. Po tym dumna z siebie Voosen odbiegła.
-Boże, Ellington. Potrzebuję cię tu i teraz. Teraz!-szepnęła Ryd, wybuchając płaczem.
-Jestem tutaj!-krzyknął brunet, stając nad swoją ukochaną.
Póki co nie wiedział, że została postrzelona. Trudno było cokolwiek zobaczyć.
-Mógłbyś zadzwonić po pogotowie?-załkała.
-Cze...-położył rękę na mokrej od krwi bluzce Rydel i gwałtownie odskoczył-Rany boskie! Co ci się stało?
-Dzwoń, błagam.
Wykonał polecenie. Po chwili ratownicy medyczni byli na miejscu. Zabrali przybladłą Lynch do karetki. Ratliffowi pozwolili jechać, bo jednego z nich złapał za nogę i nie chciał puścić.
-Będzie dobrze-starał się pocieszyć dwudziestolatkę.
Podała mu dłoń i splotła jego palce ze swoimi. Dopiero teraz zobaczył, że z jej oczu bije cierpienie. Dla niego i tak były najpiękniejsze. Tak samo białe jak kreda policzki. Tak. Sens jego życia.
-Nie zostawisz mnie, nie możesz.
-Ty mogłeś-wyrzuciła mu, z trudem odwracając głowę.
-Wiesz, że chciałem cię chronić.
-Nic to nie dało.

-----
Przepraszam, ale musiałam. W następnych rozdziałach dużo się wydarzy. Między innymi Rocky znowu odwali coś śmiesznego XD Przy okazji Maia będzie miała niezłą demolkę XD

12 komentarzy:

  1. Rydellington <3 Kocham twojego bloha<3<3<3<3 Kocham, kocham, kocham!!!!
    J.

    OdpowiedzUsuń
  2. OmG.Rozdział zajebisty no zresztą jak zawsze i nie ma co się dziwic masz talent kobieto.Bloga twego czytam z uśmiechem na ustach i czekam na śluby naszych par.No i niech ten Ell zmądrzeje!!Z niecierpliwością czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdzial zajebisty !! Po prostu brak slów. Czekam z niecierpliwoscia na next

    OdpowiedzUsuń
  4. czy tylko mnie sie wydaje ze w opowiadaniu jest coraz mniej Raury? ;_;

    OdpowiedzUsuń
  5. Błagam next bo ten jest super i zgadzam się więcej Raury

    OdpowiedzUsuń
  6. Błagam na kolanach next plosse

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak idzie w pisaniu?

    P.S
    Nie moge się doczekać

    OdpowiedzUsuń