piątek, 22 listopada 2013

53. Rocky, you are so stupid! Like donkey!

NARRATOR
Lekarze właśnie zajmowali się Rydel, która z każdą chwilą traciła coraz więcej krwi. Ell zaproponował oddanie swojej, w końcu mieli identyczną grupę. Po paru godzinach pozwolili mu do niej wejść. Leżała nieprzytomna na szpitalnym łóżku, podpięta do kroplówki i jakichś kabelków. Usiadł obok, wbił wzrok w jej bladą twarz.
-To moja wina-przyznał ze smutkiem.
-Nie obwiniaj się-odezwał się Riker-Chciałeś dobrze.
-Skąd ty tu...?
-Lekarz do nas dzwonił-wytłumaczył, podchodząc do siostry-Dziękuję.
-Nie ma za co. Chcę ją ratować, Rik. Jest całym moim życiem, rozumiesz?
-Tak jak dla mnie Nessa-odparł, uśmiechając się lekko.
-Ty moim też-szepnęła Ryd.
Chłopcy odskoczyli jak oparzeni. Myśleli, że mają omamy, ale tak naprawdę Delly udało się odzyskać świadomość. Otworzyła oczy, mierząc uważnie Ratliffa. Miał ochotę z całych sił ją przytulić.
-Żyjesz!-krzyknął.
-Jak widać-mruknęła-Zostawisz nas samych?
Dwudziestodwulatek pokiwał głową i bez słowa opuścił pokój. Dziewczyna położyła zdrową rękę na ramieniu ukochanego.
-O co ci chodziło z tymi życzeniami?-spytał.
-Jestem w ciąży, Ellington-wytłumaczyła na jednym tchu.
-To... świetnie-wyszczerzył zęby.
Zrobiło jej się lżej na duchu. Chłopak nachylił się i delikatnie ją pocałował. Nagle drzwi się uchyliły. Stał w nich lekarz.
-Przykro mi to mówić, ale straciła pani dziecko.
W jednej chwili cały świat dla biednej Ryd się zawalił. Część jej po prostu umarła. Wybuchnęła głośnym, niepohamowanym płaczem i nawet jej "przyjaciel" nie wiedział, co ma robić.
-Pani Voosen, proszę się...
-VOOSEN?-krzyknął Ratliff.
Rydel na chwilę przestała wyć, wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Czyli nie straciła ciąży? Czyli Kelly albo Carter w niej była?
-Ah, pani Lynch. Przepraszam. Pani nie spodziewa się dziecka, więc...
-Uh, możesz już wyjść?-burknął perkusista, głaskając blondynkę po mokrym policzku.

OCZAMI MAI
Po kolacji ja, Nessa, Ryland, Lau, Ross i Rocky przenieśliśmy się do mojego domu. Męska część grupy stanęła w przejściu.
-WOW!-krzyknęli na widok choinki obładowanej piernikami.
Zamierzałam ich powstrzymać, ale wypruli przed siebie niczym petarda.
-To się głupki zdziwią. Ciastka są szklane-zachichotałam.
Klapnęłyśmy na ziemi koło drzewka i włączyłyśmy piosenki świąteczne. W tym czasie najmłodszy i najstarszy przepychali się, aż brunet nie wpadł w choinkę, która poleciała wprost na Laurę. Na szczęście Rossy ma genialny refleks i w porę odsunął swoją narzeczoną. Rocky za to poślizgnął się i wyrył prosto na rozbitą bombkę, wbijając sobie kawałek szkła w tyłek.
-Auuu!-zawył na cały głos.
-Ty baranie! Ogarnął byś się wreszcie!-wrzasnęłam.
-Wyciągnijcie to!-jęknął.
-Chyba śnisz, ośle!
-Daj spokój! Przecież... mnie kochasz, no.
-Kocham-cmoknęłam go w policzek-Ale weź, fuuuj!
-Oh, ludzie-Ross wywalił oczami i pomógł bratu-To nic wie...
Na widok krwi padł na podłogę. Dobrze, że nie zwymiotował. Wystarczy mi zbieranie potłuczonych ozdób. Albo zwalę to na Rocky'ego. Jak zwykle.
-Dzięki, bro-spojrzał na Rossa, a potem na mnie z wyrzutem.
-Nie umiesz się długo gniewać-wymruczałam.
-Tsa. A szkoda.
-Jesteś kochany. A teraz to pozbieraj, proszę-pocałowałam go.

OCZAMI RYDEL
-Może to i dobrze-westchnęłam-Nie dalibyśmy rady z trójką maluchów.
-To test pokazuje ilość dzieci?-spytał z niedowierzaniem Elluś.
-Niedorobiony jesteś-zachichotałam-Jedno nasze, jedno Raury i jedno Rai.
-Nasze-powtórzył z dumą.
-Nie jaraj się tak-zgasiłam go ze śmiechem.
-Dasz buziaka?-w jego głosie wyczułam nutkę nadziei.
-Nie zasłużyłeś. Przepraszam, ale chcę spać.
-Ok. Nie przeszkadza mi to-odparł beztrosko.
-Ekhem. Ale mi trochę. Będziesz się gapił?
-Już od kilku lat to robię i nigdy ci to nie przeszkadzało-udawał obrażonego.
-To słodkie, ale idź już.
-Proooooooszę!
-Dobra-uległam, przymykając powieki.

OCZAMI LAURY
Poszłam do kuchni po trochę zimnej wody, którą zaraz polałam Rossa. Poderwał się z podłogi niczym oparzony.
-Nic wielkiego, co?-zachichotałam.
-Może już wrócimy do nas i coś obejrzymy?-zaproponował.
-Pewnie-odparłam.
Szybko ubraliśmy kurtki, poinformowaliśmy Nessę o naszych planach i pobiegliśmy do domu. Blondasek zrobił przekąski, a ja w tym czasie znalazłam płytę z "Igrzyskami Śmierci".
-Yay!-pisnęłam, na co zmierzył mnie rozbawionym spojrzeniem-JOSH!
-Mhm.
Usiadłam na kanapie, podkurczając nogi i kładąc głowę na ramieniu chłopaka. Film oglądałam już kilka razy i znałam go niemal na pamięć, więc zaczęłam gadać o tym, co ma być w następnych scenach.
-On jest taki słodki, patrz!-wskazałam na Peetę.
-Nie lubię go-mruknął pod nosem.
-Zazdrosny?
-Nieeee-przeciągał ostatnią samogłoskę, jakby sam nie wierzył w to, co mówi-Trochę.
-Nie przasadzaj. Ty jesteś najładniejszy i ciebie najbardziej kocham.
-Jutro Boże Narodzenie-uśmiechnął się rozbrajająco-Mam dla ciebie prezent.
-Ja...-zaczęłam, ale nie dał mi dokończyć pytania.
-Niespodziankę.
Przed końcem seansu leżałam mu na kolanach, a on śpiewał "Christmas is coming". W pewnym momencie położył rękę na moim brzuchu. Wyszczerzyłam zęby.
-Jak się miewasz, maluszku?-szepnął-Tata cię kocha. Tak bardzo jak mamę.
-Jestem szczęściarą. Dla ciebie mogłabym zrobić wszystko, wiesz?
-Powiedziałbym to samo. Tulimy się?-zaśmiał się, rozkładając ręce.
-Pewnie-utonęłam w jego objęciach.
*25 grudnia*
NARRATOR
3... 2... 1... BUM! Tak, dokładnie o dziesiątej chłopcy z całym imoetem wlecieli w choinkę, omal nie rozbijając bombek.
-Prezenty!-wrzasnęli niczym pięcioletnie dzieci.
Dziewczyny podeszły do tego z większym dystansem. Cały czas zastanawiały się nad tym, gdzie są Rydel i Riker. No i Ellington. O tej porze powinien już rozdzierać papier.
-Nie martw się, Ness. Zaraz przyjdzie!-Lau pocieszała zmartwioną siostrę.
-Mam złe przeczucia, młoda.
W tym momencie w drzwiach stanął Rik z rozłożonymi rękami. Szatynka rzuciła się na niego i pocałowała w policzek.
-Gdzie Delly?
-Um... Z Ratliffem.
-Myślisz, że mnie oszukasz?-spytała, a raczej stwierdziła.
-Taką miałem nadzieję-z zakłopotaniem podrapał się po głowie-W szpitalu. Ell oddał jej krew i ponoć ma być lepiej.
-Oh-westchnęła dziewczyna ze smutkiem-Co się stało?
-Ktoś ją postrzelił. Więcej nie wiem.
Zabrali się za rozpakowywanie swoich paczek. Każdy dostał coś fajnego od osoby, która wcześniej go wylosowała. Tak prezentowały się pary:
Maia - Lau,
Ell - Nessa,
Riker - Ross,
Rocky - Rydel,
Rydel - Ell,
Lau - Riker,
Nessa - Rocky,
Ross - Maia.
-Hej, rodzinko!-krzyknęła Ryd.
Wszyscy skierowali na nią zaskoczone spojrzenia.
-Pozwolili mi wyjść na święta, ale jakby coś się działo...
-Wtedy muszę ją tam z powrotem zabrać-dokończył brunet, sadzając ją na fotelu.
Innego sposobu, jak nosić blondynkę niestety nie było. Policję już zdążyli odwiedzić i zgłosić wszystko, co do tej pory zrobiła Carter. Może ją zamkną i będą mieć święty spokój?
-Znowu jesteście razem?
-Ell?-Blondi popatrzyła mu z nadzieją w oczy.
-A kiedy przestaliśmy?-spytał-O Boże, ciasteczka!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem na widok napychającego się dwudziestolatka. Do południa śpiewali, grali na gitarach. Potem Ross zaprowadził Laurę do ich pokoju.
-Patrz-wskazał palcem na różową kopertę w formacie A4.
Usiadła na łóżku i ostrożnie ją otworzyła. W środku blondyn schował cudowny rysunek.
-To Ally-zgadła-Śliczny!
-Tak ją sobie wyobrażam-wyjaśnił.
-Ja tak samo-zachichotała-Oczy po tobie. Takie szczenięce.
-Hau!
Marano parsknęła śmiechem i aż spadła na podłogę. Po chwili dołączył do niej siedemnastolatek.

-------
Spróbuję narysować Allyson i Melody, chcecie? :D

10 komentarzy: