piątek, 1 listopada 2013

XXXIX. She hates me because I am.

OCZAMI ROCKY'EGO
-...Melody?-zaproponowała.
-Czemu nie? To dla chłopca Austin albo Anthony.
-Ładnie-odparła obojętnie.
-Mais, co jest?-spytałem.
-Nic. Po prostu zupełnie nie wiem, co mam myśleć. Rocky, kilka dni temu mnie nienawidziłeś, a teraz całujesz, tulisz, jesteś na każde zawołanie. Dziecko dużo zmieniło, ale nie musisz udawać, że mnie lubisz.
Słowa dziewczyny trochę zabolały. Wcale nie udawałem. Nie wiem czemu, ale mi na niej zależy.
-Zakładasz, że cię nie kocham bo...
-... bo to nie możliwe, do cholery!-krzyknęła, zrywając się z kanapy-Nie powinnam być z tobą w ciąży, ani w ogóle cię znać, a już tym bardziej mieć przez ciebie mętlik w głowie!
-Zawsze możesz zapomnieć-warknąłem, ruszając w stronę drzwi.
Miałem zamiar udać się do Ellingtona, który pewnie zdążył opuścić nasz dom. Zapukałem do drzwi. Otworzył mi uśmiechnięty chłopak.
-Jak ty to robisz, że nigdy niczym się nie martwisz, Ell?
-Na razie nie mam powodów-wyszczerzył zęby-A ciebie co trapi?
-Maia się na mnie wkurzyła-wyjaśniłem.
-Za co?
-Za to, że jestem, a tak to przynajmniej rozumiem.
-Uu, słabo. Wyślemy Lau, to z nią pogada-zaproponował.
-Dam radę. A ty i Delly...
Zaprosił mnie do środka, zrobił herbatę i usiadł w fotelu.
-Dla niej jestem jak brat i bardzo dobrze o tym wiesz-odparł smutno.

OCZAMI ROSSA
Udaliśmy się z Laurą do mojego pokoju. Wyglądała na zmęczoną. Zaproponowałem, żeby została na noc. Zgodziła się, ale niechętnie.
-Już mnie nie kochasz?-zażartowałem.
-Chciałoby ci się wcześniej wstawać, żeby lecieć po ubrania i książki?
-Czemu nie?-odparłem, chcąc ją przekonać, że to nie koniec świata-Wstanę z tobą.
-A potem mi to przyniesiesz, skoro masz ochotę-uśmiechnęła się cwanie.
-Ale się wkopałem.
-Ja za to zrobię śniadanie, co?
Pokiwałem głową z aprobatą. Włączyliśmy telewizor, ale nic ciekawego nie leciało. Na końcu przypomnieliśmy sobie, że nie mamy podręczników do szkoły i musieliśmy po nie pędzić. Na szczęście księgarnia była otwarta. Przy okazji nakupowałem bajek dla Ally. Laura nie rozumiała, po co. Ja w sumie też, skoro mała urodzi się dopiero za kilka miesięcy. Całą drogę powrotną przegadaliśmy na tematy związane ze szkołą. Brunetka, jak się okazało, jest świetną uczennicą, a ja... Ja dobrze się uczę, ale z zachowaniem kiepsko.

*6 września, wieczór*
OCZAMI LAURY
Siedzieliśmy z Rossem na jego łóżku i rozrywaliśmy ozdobny papier, którym owinięta była paczuszka od Delly. Tak wyszło, że zupełnie o niej zapomniałam. Pierwsze co rzuciło się w oczy po rozpakowaniu jej to zaproszenie do stadniny koni na... wyścig. Podałam ją Blondynowi. Szybko przeczytał wiadomość i cały pobladł na twarzy.
-Nigdy nie jeździłeś?-spytałam.
-Pff, byłem najlepszym uczniem!-odparł, próbując do tego przekonać i mnie, i siebie.
-To może mały zakładzik?-zaproponowałam.
-Ok. Jeśli wygram to w środku lekcji, przy całej klasie wyznasz mi miłość.
-Haha, proste. Ale jeśli ja wygram-zrobiłam pauzę i popatrzyłam na niego zawadiacko-to całą lekcję będziesz stał przy biurku pani Wood i opowiadał różne głupoty, które ci podyktuję.
-Stoi.
Zawołałam Rydel i podałam rękę chłopakowi. Dziewczyna przecięła zakład, nie pytając o to, czego dotyczy. Resztę wieczoru spędziliśmy w dość sztywnej atmosferze. Blondasek zabrał się za desperackie przeglądanie stron internetowych o jeździectwie pod pretekstem chęci pokazania mi fajnej rasy konia. A tak naprawdę guzik wiedział i wstydził się przyznać.
-Szykuje się miła sobota-stwierdziłam ze śmiechem.

*7 września, 8 rano*
OCZAMI ROSSA
Wpakowałem się do stajni w stroju, który pożyczył mi Riker. Delly już dawno zdążyła osiodłać konia, a Laura właśnie się za to zabierała.
-Mamy dla ciebie niespodziankę-zaczęły równo dziewczyny-Skoro tak świetnie jeździsz, to spróbujesz dosiąść jego.
Wskazały na czarnego jak noc rumaka, który niespokojnie kręcił się po boksie. Oczywiście, że go dosiądę. Jak mnie wcześniej nie zabije... Nawet nie chodzi o to, że się boję koni, bo tak nie jest. Po prostu nie siedziałem na nich więcej jak pięć razy, a już na pewno nie wiedziałem niczego o jeździe. Do tego zakład i wyścig... Cholera jasna! Brunetka rzuciła mi uwiąz i wróciła do swojej gniadej klaczy. Otworzyłem drzwi boksu, a kara bestia przepchnęła się na korytarz i pogalopowała na drugi koniec stajni. Drzwi trzasnęły mnie w głowę, poleciałem prosto na siano. Laski wybuchnęły śmiechem. Po piętnastu minutach ganiania za czarnuchem, wreszcie udało mi się go złapać. Z czyszczeniem poszło w miarę szybko, a to w miarę oznaczało pół godziny. Koń cały czas kręcił się, tupał nogami i walił mnie ogonem w plecy.
-Gotowy jestem-oznajmiłem z dumą.
-Jedziesz na oklep?-spytała Laura z niedowierzaniem.
-Ym... tak-odpowiedziałem.
Z jednej strony była to próba samobójcza, a z drugiej przecież nie umiałem osiodłać karusa. Westchnąłem ciężko, patrząc się prosto w oczy zwierzęcia.
-Nie zabij mnie, błagam!-jęknąłem.

W końcu wszyscy siedzieliśmy na kopytnych. Przed nami rozciągała się szeroka ścieżka. Ryd podała mi bat. Na szczęście wcześniej dostałem linkę i mogłem się jej teraz złapać. Jakaś kobieta zaczęła odliczać. Po trzech sekundach ścisnąłem łydkami boki karego, który wystartował do przodu niczym torpeda. Problem w tym, że ani nie znałem trasy, ani nie wiedziałem, jak mam zmusić go do skrętu. Dziewczyny zostały w tyle więc nie miałem za kim jechać. Nagle przed nami pojawiła się ogromna kałuża. Objąłem rękami szyję ogiera, ostro zahamował i omal nie wyleciałem w powietrze. Lekko klepnąłem go batem po zadzie, kiedy na powrót wygodnie usiadłem. Wściekłe zwierzę podbiło tyłkiem i zboczyło ze ścieżki, galopując prosto w las. Postanowiłem utrzymywać się na bestii najdłużej jak to tylko możliwe. Jak spadnę, to spadnę. Byleby jakoś odnaleźć drogę powrotną.

OCZAMI RYDEL
Razem z Laurą jechałyśmy łeb w łeb przez długi czas. Dopiero przed metą wyprzedziła mnie i ostatecznie przegrałam. Podałyśmy sobie ręce.
-Gratuluję-posłałam jej uśmiech-A Rossa gdzie wcięło? Wiesz, że on nie umie jeździć?
-Wiem i właśnie to mnie martwi-odparła, klepiąc gniadą klacz po szyi-Wracamy po niego? I tak przegrał.
Nie zdążyłyśmy zawrócić bo z krzaków nagle wylazł chłopak. Był cały umazany błotem, do kasku i ubrania poprzyczepiały mu się patyki i liście, a za nim szedł dumnie kary koń. Spojrzałyśmy z brunetką po sobie i zaczęłyśmy chichotać.
-Najlepsza stajnia, hę?-zakpiła Laura.
-Weźcie go ode mnie-burknął Blondasek, wręczając nam linkę.
Odprowadziłyśmy zwierzęta do stajni, wyczyściłyśmy je i dałyśmy po jabłku. Ross siedział obrażony na ławce i mruczał coś pod nosem. Posłałam przyjaciółce porozumiewawcze spojrzenie. Odstawiłyśmy rumaki do boksów i usiadłyśmy po obu stronach chłopaka. Przytuliłam go, a Lau cmoknęła w policzek. Uśmiechnął się lekko.
-Nie martw się, masz łatwe zadanie-zachichotała siedemnastolatka.

----

A na koniec wyniki konkursu :)
Wam najbardziej spodobały się imiona Austin i Ally, mi Melody, Austin i Anthony. Niedługo przekonacie się, które zostanie użyte w opowiadaniu, ale nawet sama tego nie wiem XD Nagrodami zajmę się jutro :* Gratuluję zwycięzcom i dziękuję wszystkim za udział <3

8 komentarzy:

  1. Pierwsza!!!!
    Cudowny,genialny rozdział:)
    Czekam na next.
    PS.Świetny pomysł z zakładem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Suuuper! Świetny rozdział Nie spodziewałam się czegoś takiego i trochę mi smutno bo Lau miała świetne zadanie XD Ale i tak wszystko super c: Zapraszam do siebie magic-story-raura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. genialny !!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. super czekam na next kobitko kochana

    OdpowiedzUsuń
  5. Hura! Moje imie wygrało :) Dziękuję <3 Rozdział świetny :) Świetny fantastyczny i suppper :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział! Czekam z niecierpliwością na kolejny

    OdpowiedzUsuń