poniedziałek, 9 grudnia 2013

68. You hurt her, buy you don't see that. You're so stupid!

OCZAMI RYDEL
-Nie, nie znam. Chyba czas odejść-westchnęłam.
-Gdzie?
-Na tamten świat, Robert-wyjaśniłam.
-Nie ważne, jaki świat wybierzesz. Zawsze będziesz moim-wyznał-Ale wiem, że żartujesz. Nie byłabyś do tego zdolna.
-No tak-uśmiechnęłam się lekko-Nie mogłabym zostawić rodziny, a poza tym nie mam zamiaru się poddać.
-Będziesz o niego walczyć?
-O niego? Nie. O szczęście dla chłopców, Lau, Van, Mai i moich bratanic.
-Moja Delly-objął mnie ramieniem-Zawsze byłaś silna i niezłamana.
-No ba! Jak mustang!-zachichotałam.
-Chcesz przytulasa?-rozłożył ramiona.
-A pewnie-wtluliłam się w niego, spoglądając do tyłu.
Ratliffa szlag nagły trafiał. Zrobił się czerwony ze złości. Ciekawe, czemu? Ugh. Miałam taką ochotę pokazać mu środkowy palec... Serio! Minęło kilka minut, a otrzymałam SMS.
"Ellington Ratliff i Kelly Voosen serdecznie zapraszają na ślub, który odbędzie się 30 kwietnia..."
Robert oczywiście zaglądał mi przez ramię. Przed nim nic nie ukryjesz. Spojrzałam mu prosto w oczy, kolana się pode mną ugięły.
-Rydel? Wszystko ok?-złapał mnie za nadgarstek.
Nie zdążyłam nawet pokręcić głową. Po prostu urwał mi się film.

Kiedy na powrót odzyskałam świadomość, byliśmy już przed salą kinową. Brunet niósł mnie na rękasz, przez co robiłam za tacę na poprorn, cole i nachosy.
-Widzę, że z wyborem filmu dałeś radę-zaśmiałam się.
-Taa, powiedzmy. Jeśli lubisz "Kubusia Puchatka" to oczywiście-wyszczerzył zęby.
-Wieczny dzieciak-pokręciłam głową z politowaniem.
-No ba.
Chwilę później zajęliśmy wybrane przez niego miejsca. Ostatni rząd, dokładnie w środku. Zaczęły się reklamy, a nikt nie wchodził. Dopiero na sekundę przed rozpoczęciem się bajki obok nas usiadł mały chłopiec. Zaczął szarpać bluzkę Roberta.
-Hm?-mruknął dwudziestolatek.
-Nie za stary na to jesteś?-spytał pewnie dzieciak.
-Skąd wiesz, że nie jestem pedofilem i nie czekam tu na ciebie?-skrzyżował ręce na piersi.
-Ogarnij się!-syknęłam, kopiąc go w kostkę-Może mieć napakowanego ojca, głupku.
-Ładna lala-stwierdził młody.
Otworzyłam usta ze zdziwienia. Niezły jest!
-Lalami to ty się bawisz. Przeproś ją-zielonooki wziął mnie w obronę.
-Bo co?
Wystarczyło, że wstał, a chłopczyk uklęknął przede mną i zaczął błagać o przebaczenie.
-Nie mógłbyś mieć dzieci-skwitowałam.
-No nie?-poparł mnie młodzik-Ale pasujecie do siebie. Długo chodzicie?
-To nie twoja sprawa, kochanie-pogłaskałam go po głowie-Jesteśmy przyjaciółmi.
-Daj spokój. Nie widzisz jak się na ciebie gapi? Eh, wy staruchy. Kompletnie bezrozumni-westchnął i zbiegł na dół.
-Co to było?-parsknęłam śmiechem.
-Nie wiem-klapnął w fotelu.
Usłyszałam trzask, w przeciwieństwie do niego.
-Robi, wiesz, że siedzisz w nachosach?
-O kurde! Ej, serio?-obrócił się-Nowe spodnie!
-Hahahaha, zupełnie jak...-przerwałam. Za bardzo boli.
-Delly, wybierasz się tam?-wiedziałam, że mówi o ślubie. Czułam to w kościach.
-Nie nam pojęcia. A czemu pytasz?
-Bo chcę iść z tobą. Mam wielką ochotę spieprzyć mu imprezę-odparł beztrosko.
Podziwiam go. On absolutnie ma na wszystko wywalone, zawsze mówi prosto z mostu, co mu leży na sercu, a jak go ktoś wpieprzy to daje mu w pysk. No ale on sobie może, bo ma 190 i ni w ziemniaka mu nikt nie podskoczy. A ja... Co ja mogę? Niby siłę mam, ale takiego Ellingtona na łopatki nie rozłożę. Chociaż...
-Jak mam być szczera, to nie wiem, czy psychicznie dam radę.
-No proszę cię!-prychnął-Jesteś Rydel Lynch, kobieto!
-No chyba wiem, nie? Mam to w dowodzie.
-To ty masz dowód?-wytrzeszczył oczy-Gdzie można kupić?
-Jezu, drugi Riker-zasłoniłam ręką oczy-Nie przyznaję się do ciebie.

*30 kwietnia*
NARRATOR
-Jesteś pewna, Ryd?-spytała z troską Vanessa.
-Tak. Dam radę. A jakby co, to mam Robiego-odpowiedziała Blondi.
Szatynka właśnie kończyła upinać koka swojej przyjaciółce. Trzeba przyznać, że Delly wyglądała przecudownie! Miała na sobie sięgającą do połowy uda białą, lekką sukienkę z kokardką na plecach i w ręce parę butów na obcasie w tym samym kolorze. Laura plotła z Rossem wianek ze stokrotek, jaki dwudziestolatka miała włożyć na głowę. Riker, Rocky, Maia i maluchy wybrali się do parku. Ally oczywiście jechała u wujka na barana. Asekurowała ją Mitchell. Brunet w tym czasie śmigał z wózkiem między drzewami. Dzień zapowiadał się dość fajnie.
-No heej!-krzyknął Robert, stając w drzwiach-Jezu, anioł! To cud! Ludzie! Cud!
Miny sąsiadów były bezcenne. Osiedle należało do spokojnych, a na pewno nikt nigdy nie darł się na cały regulator o cudach. Dziewczyny myślały, że Johnson oszalał, ale tak na prawdę faktycznie twierdził, że w pokoju stoi anielica.
-Rydel?-otworzył szeroko oczy-Wyglądasz bosko! Mam coś dla ciebie.
Wręczył jej białą różyczkę. On sam miał na sobie krótkie spodenki. O koszulkę się nie pokusił. No cóż, przynajmniej klata mega.
-Wygonią was. Ciebie, bo pobijesz na urodę pannę młodą-słowa skierowała do Rydel-A ty... wyglądasz jak żul.
-To dobrze. Tak ma być-chłopak uśmiechnął się tajemniczo.
-Jak nie wrócimy przed północą, to szukaj na posterunku-zachichotała blondynka, łapiąc Robiego za rękę.
Przed kościołem stali po kilku minutach. Na czas mszy zielonooki wdział koszulę w kratkę. Aż na tyle głupi nie był, żeby po świętym miejscu latać na wpół nago.
-Wchodzimy?-szepnęła Ryd.
-Tak. I pamiętaj, że jesteś najpiękniejsza-pocałował ją w policzek, na co się zarumieniła-Jeszcze ładniej.
Otworzyli drzwi i wparowali do środka. Dziewczyna kierowała się w stronę ławki, ale on pociągnął ją niemal pod sam ołtarz i dopiero wtedy skręcił w lewo, bezwstydnie pchając się między rodziców Ratliffa. Msza już dawno się zaczęła, przyszli małżonkowie mieli składać sobie przysięgę.
-Czy ty, Kelly Voosen, bierzesz sobie za męża obecnego tu Ellingtona...-i tak dalej, i tak dalej.
-Tak, biorę.
Rydel przygryzła wargę. Robert objął ją ramieniem i zagwizdał. Wszyscy, włącznie z Ellem, skierowali na niego wzrok.
-Popatrz jej prosto w oczy i powiedz, że nie kochasz-zaczął.
-Jesteś w kościele, młodzieńcze-zaczepiła go babcia Ratliffa.
-Walczę o szczęście jej i tego dupka. Jak nie mogłem wcześniej, to będę teraz-wzruszył ramionami.
-Powiesz?
-Powiem-brązowooki przyjął wyzwanie-Rydel...
Spojrzał prosto w jej czekoladowe oczy i na chwilę się zawahał.
-Nie kocham cię-dokończył.
-Po co wam ta cała szopka?-wrzasnęła-I po kiego grzyba to mówisz? Przecież wiem, do cholery! Gdybyś kochał, to byś nie zdradził! Jeśli chcesz, żeń się! Śmiało! Wiedz jedno - już NIGDY, kurna, więcej nie staniesz pod naszym domem, nie odezwiesz się do nas ani słowem i nie spędzisz z nami ani chwili. Podejrzewam, że i tak Maia rozwali ci ten pusty łeb zanim nacieszysz się miesiącej miodowym. Z moimi przyjaciółkami się nie zadziera, kotku. A ty, Robert, przestań! Zgodziłam się tu przyjść, choć wiesz, co czuję. Błagam, nie odwalaj!
Po tych słowach usiadła w ławce, jakby zupełnie nic się nie stało.
-Czy ty, Ellingtonie Ratliffie, bierzesz sobie za żonę...-ksiądz ponownie wyklepał swoją kwestię.
-Tak, biorę-odpowiedział pewnie.
Dwa słowa zmieniły już na zawsze życie Ryd. Jakaś część jej umarła. Wszystkie wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. Omal nie wybuchnęła płaczem.
-Zadowolony jesteś, debilu?-Robert nie miał zamiaru odpuścić-Popatrz na nią jeszcze raz. Cierpi. Przez ciebie i twoje zesrane humory. Jak masz okres, to idź się upij, a nie rań najważniejszą dla siebie osobę, bo ci się tak podoba. Mam ochotę cię zabić, ale ktoś musi się nią zająć. Poza tym w pace nie dają ciastek. Także ten... Byłeś moim przyjacielem i wiem, że Rydel jest dla ciebie tą jedyną. Wiem też, że z tą psychopatką Voosen nie wytrzymasz i w końcu pewnie się powiesisz. Ale jak wolisz, to ukrywaj uczucia. Po co być szczęśliwym, nie?
Wziął roztrzęsioną przyjaciółkę i ruszył z nią w stronę domu.
-Mam nadzieję, że się tortem udławisz, ty ułomie-wywarczał jeszcze.
Blondi całą drogę dusiła się od płaczu. Między spazmami, oglądała się za siebie.

Przed domem czekała cała rodzina Lynchów i Maia na doczepkę. W Rikerze się zagotowało na widok siostry.
-Co się stało?-spytał.
-Bajka się skończyła-westchnął smutno Robi-Pilnujcie jej cały czas. Muszę iść rozwalić mu wesele.
Podał dwudziestolatkę blondynowi i zawrócił.
-Nie smuć się. Będzie dobrze. Wydamy cię za Roberta-starał się ją rozbawić Rik, ale średnio mu to wychodziło.

----
Nie wiem, co w nexcie. Chyba sama Raura ;D Jak chodzi o Rydellington to szykujcie się na sporo akcji, głównie w wykonaniu Roberta. Aczkolwiek będzie się to przeplatać z sielanką ^^

12 komentarzy:

  1. Popłakałam sie. Dlaczego Rydel tak cierpi??? Dlaczego sie pytam!!!
    Dobra. Koniec z placzami czas przejsc do oceny. Ale zanim to. Jak ty to robisz, że piszesz takie zaczepiste roździay. Jak???. Roździał.... zaczepisty!!!
    Czekam next!!!
    J.

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna Rydel :( Wytłumacz mi czym.ci ona zawiniła? Proszę, niech ona będzie szczęśliwa :/ Cholerna Voosen. Co ona nagadała Ell'owi? Niech teraz Ratliff pocierpi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przełom będzie niedługo i Delly na tym skorzysta ;) Na końcu bloga będzie jedną z najszczęśliwszych osób, nie martwcie się.

      Usuń
  3. Hej
    Pisze ponieważ przez kilka dni nie będe miała dostępu do internetu (kara)
    więc jeśli będzie mało komentarzy pod obojętnie jakim postem to doliczaj sobie zawsze 1 ode mnie.Masz super bloga i o tym nigdy nie zapominaj

    P.S
    Napisze kiedy wracam

    OdpowiedzUsuń
  4. Śliczny <3 Czekam na nexta :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Super ! Czekam na next !!!!!!!!!!!!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest smutny...biedna Ryd...prawię się po płakałam, Jak tak można,!!!!!
    Czekam na next, który będzie radosny;) <3

    OdpowiedzUsuń
  7. genialny rozdzial a i robisz cos na 69 rozdzile(przez kolegow taka jestem )

    OdpowiedzUsuń
  8. genialny rozdzial a i robisz cos na 69 rozdzile(przez kolegow taka jestem )

    OdpowiedzUsuń