niedziela, 8 grudnia 2013

67. Thank you. You change my life. You are my life.

OCZAMI LAURY
Od kilku minut stałam pod moim pokojem z Ally na rękach. Ross oczywiście był w trakcie przygotowań i za cholerę nie chciał nas wpuścić.
-Jeszcze pięć minut!-krzyknął.
Maleńka akurat stwierdziła, że mnie obrzyga i będzie dobra zabawa!
-A nie mogłaś odpicowanego tatusia?-mruknęłam, waląc pięścią w drzwi-Wpuść mnie, no!
W końcu się uchyliły. Z obrażoną miną wparowałam do środka, nawet nie uraczając Blondaska spojrzeniem. Ally wsadziłam do jej łóżeczka, a sama wyrzuciłam wszystkie sukienki z szafy. Praktycznie żadna mi nie pasowała. Ostatecznie wybrałam żółtą i zniknęłam z nią w łazience. Czas na prysznic.
-Ross, przebiesz Ally!-poprosiłam.
-Ja mogę!-zaoferował Rik, na co wybuchnęłam śmiechem.
-No ok! Byleby któryś to zrobił!
Byłam gotowa w piętnaście minut. Zdążyłam nawet, jak co rano, podkręcić włosy. Na mój widok osiemnastolatek otworzył usta.
-Wyglądasz...
-... ślicznie!-dokończył jego brat, który właśnie wkładał Ally różową spódniczkę i białą bluzeczkę.
-A gdzie my idziemy?-spytałam.
-Zobaczysz-dwukrotnie uniósł brwi.

Godzinę później siedzieliśmy na plaży, oglądając zachód słońca. Blondyn wyciągnął z krzaków gitarę i zaczął grać "If I Can't Be With You". Nie wnikam, skąd wziął się tam instrument. Ally oczywiście była zachwycona, ja zresztą tak samo.
-Awww! Rossy...
-Hm?
-Jeśli byś mógł, co byś zmienił?
-Nigdy w życiu nie dałbym Carter cię zranić. I nie krzywdziłbym cię-wyznał-A ty?
-Nie muszę nic zmieniać. Kiedy jestem z tobą, wszystko jest perfekcyjne-objęłam go mocno.
-Proszę-podał mi czerwoną różę-Ona kiedyś zwiędnie, ale nie moja miłość do ciebie. Jej płatki stracą barwę, ale nie nasze wspomnienia. Będziesz musiała ją wyrzucić, ale ja nigdy nie odejdę. Ona nie zostanie w twoim sercu, ale ja się o to postaram.
-Oh-westchnęłam.
-Za co mnie kochasz, Lau?
-Za wszystko. Za to, że jesteś. Za twój uśmiech i poczucie humoru. Za to, że zrobiłbyś dla mnie wszystko. Za to, że bez wahania wybiegłeś do mnie w samych bokserkach w nocy. Za to, że przytulasz mnie, kiedy tego potrzebuję. Za twoje wady też. Za...-chciałam wymieniać dalej, ale mnie pocałował.
-Dziękuję, że zmieniłaś moje życie-szepnął-A raczej za to, że nim jesteś.

*29 kwietnia*
OCZAMI RYDEL
Obudził mnie mój nowy dzwonek, którego od dzisiaj szczerze nienawidzę. Ratliff. Odebrałam.
-Wal się-wywarczałam.
-Rydel... Żenię się-oznajmił.
-To się żeń, ale nigdy więcej do mnie nie dzwoń. Zesranego dnia ci życzę, a teraz spieprzaj-rozłączyłam się i zaczęłam wrzeszczeć na cały głos.
Nagle ujrzałam w drzwiach Roberta. Um... A on co tu robi? Szybko zakryłam się kołdrą i nadal darłam.
-Spokojnie, Delly. Przyniosłem ci coś-usiadł obok.
-Mam dość, rozumiesz? Mam tego wszystkiego dość!
-Pamiętasz o kinie?-spytał z uśmiechem.
-Tak, pamiętam. To co dla mnie masz?
-To-wręczył mi naszyjnik z zawieszką w kształcie łezki z wygrawerowanym "R".
Po chwili po moich policzkach pociekł ich strumień. Jednym gwałtownym ruchem zerwałam naszyjnik od Ratliffa i cisnęłam nim w kąt pokoju. Robert bez słowa założył mi prezent od siebie.
-Chcesz się wygadać?
-Czemu miałabym cię zamęczać?
-Każda chwila spędzona z tobą jest warta więcej niż milion dolarów. Uwierz mi, chętnie posłucham.
Położyłam mu głowę na kolanach. Zabrał się za splatanie mi włosów, a ja próbowałam uspokoić oddech.
-Dużo się stało. Nie raz mnie zdradził. Wybaczałam. Tylko widzisz... on się z nią żeni-załkałam.
-Rydel, ten dupek nie jest ciebie wart. Jak chcesz to mogę mu ubić pyszczek-wyszczerzył zęby.
-Nie. Niech sobie z nią żyje, ma dzieci i w ogóle. Ja tylko chciałam być szczęśliwa, nigdy nie miałam zamiaru niszczyć Kelly planów. Nie byli razem, kiedy zaczęłam się z nim spotykać. W czym zawiniłam?-spojrzałam mu prosto w zielone oczy.
Robi był wysoki, miał koło 190 cm. Do tego dobrze zbudowany, brunet. Zawsze pogodny, z poczuciem humoru. Żarłok, dość impulsywny. Mimo wszystko kochany. Nikt nie poprawiał mi humoru tak szybko jak on, z wyłączeniem braci. Wyjechał z Miami po kłótni z ojcem. Teraz wrócił. Nie wiem, czemu, ale nic lepszego się wydarzyć nie mogło. Trafił idealnie.
-Niektórzy po prostu mają pecha w miłości-wzruszył ramionami.
-Tak-westchnęłam-Czuję się niepotrzebna.
-Każdy cię potrzebuje, choćby ja-oznajmił, kończąc drugi warkoczyk.
-Możemy wcześniej iść do kina?-poprosiłam.
-Miałem o to pytać. Będę czekał u Rikusia. Czas obudzić kolegę.
W czasie, gdy się ubierałam, Robercik wcielał w życie swe plany.
-Co jest?!-krzyknął Rik, spadając z łóżka-Zginiesz, baranie!
Podniósł książkę z szafki nocnej i cisnął w mojego rówieśnika. Ten oczywiście uniknął zderzenia z przedmiotem. Pękałam ze śmiechu.
Swoją drogą przez uchylone drzwi mam dobry widok.
-Więc co cię tu sprowadza, idioto?-spytał blondyn, krzyżując ręce na piersi.
-Idziemy z Ryd do kina, Śpiąca Królewno.
-Szkoda, że stałeś w kolejce po wygląd, kiedy Bóg rozdawał rozum-odgryzł się.
-Szkoda, że ty się na wygląd nie załapałeś-pokazał mu język.
-Załapał-Van podbiegła do swojego męża i pocałowała go w czoło-Vanessa Mar... Lynch jestem.
-Robert, nazwiska nie pamiętam-przedstawił się żartobliwie.
-Johnson-przypomniałam mu, wychodząc z pokoju.
-Leć z nią, kochasiu-zaśmiał się Riker-Pasujecie do siebie, będę was shippował.
-Huh. Chodźmy-złapałam go za rękę.
-Ok. Aż ci dyplom wypiszę, Rik. Tylko naucz się czytać-zielonooki wziął mnie na ręce i zniósł na dół.
-Idealny dla niej-usłyszałam jeszcze stwierdzenie Ness.
Może i ma rację...
-Postawisz mnie na ziemi, Robert?
-A po co?
-Buty chcę ubrać-wyjaśniłam.
-I bez nich wyglądasz genialnie-poruszył brwiami.
Z politowaniem pokręciłam głową. Ostatecznie mnie puścił, więc swobodnie założyłam obcasy. Ruszyliśmy wzdłuż drogi, trzymając się za ręce. Ale to nic nie znaczy, serio! Nagle ktoś kopnął bruneta w kostkę. Małe zrobiło to na nim wrażenie.
-Serio, Ratliff?-obrócił się i spojrzał mu prosto w oczy-Chcesz mieć czym wymówić przysięgę?
-No przecież zawsze się praliśmy!-wywalił oczami-Jesteśmy przyjaciółmi, nie?
-Byliśmy, dopóki nie skrzywdziłeś Delly.
-Ja... Czekaj... Rydel?-wyciągnął do mnie rękę.
-Ugryzę cię-zagroziłam.
-Nie dotykaj jej-wywarczał Robert.
-Bo co?-postawił się Ellington.
-Naprawdę się nie boisz?-zaśmiał się.
Ell powoli odpuszczał, ba, kolana się pod nim uginały.
-Jeszcze raz spróbujesz ją skrzywdzić, a twój marny żywot dobiegnie końca-poinformował go Robi.
-Nagle zapałałeś do niej miłością? To tylko Rydel-słowa chłopaka wbiły mi nóż w serce.
-Nigdy jej nie kochałeś?
-Kochałem. Kiedyś-odparł.
-Tylko Rydel?-powtórzyłam z żalem.
-No... Tak, przykro mi-spojrzał mi prosto w oczy, kiedy to mówił.
-Dla ciebie to tylko Rydel, bo jesteś debilem. Dla mnie jest najwspanialsza-po tych słowach przypierniczył mu prosto w nos i pociągnął mnie w przeciwną stronę.
-Tylko Rydel...
-Aż Rydel-zaakcentował pierwsze słowo-Znasz swoją wartość.

----
Teraz to sobie zrypałam plany i nie wiem, jak wszystko się skończy, serio. Rydellington is over, na długo. Chyba, że nie XD Może jutro Robercika dam do bohaterów, a wiedzcie, że boski <3 Ally już jest ^^ U Mel nadal wybieram kolor włosów. Jakieś sugestie? Może autorka imienia wybierze?

W nexcie będzie się sporo działo ;) A Raury wyszło mało... Wynagrodzę wam to ^^

6 komentarzy:

  1. Rozdział był fajny czekam na next .;)
    I tak mała prośba może by zwolnić akcje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o sielankę, to już niedługo możecie się spodziewać ^^ Przynajmniej po tym rozdziale jeden będzie chyba całkiem spokojny i przez kilka najbliższych tak samo :)

      Usuń
  2. Boski kiedy next

    OdpowiedzUsuń